-- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale lekarz nie miał prawie nic do roboty -- mówię i naciskam klamkę, zamykając za sobą drzwi od pokoju.
-- Jak to? -- Pyta zdziwiony. Stoi oparty o blat biurka i przygląda mi się badawczo.
-- Wyciągnąłeś wszystkie odłamki szkła -- puszczam jego uwagę koło uszu i kontynuuję. -- Znaczy prawie wszystkie, bo Lennart usunął jeszcze jakieś małe pozostałości -- wzruszam ramionami. -- Ale poza tym to Twoja zasługa. Dostałem nowy opatrunek, no i proszę! Ręka jak nowa! -- unoszę pięść na znak zwycięstwa. -- Nawet nie wiesz jaki był zdziwiony, gdy mnie zobaczył. Żałuj, że nie widziałeś jego miny -- śmieję się na samo wspomnienie. -- W każdym razie muszę nosić ten opatrunek dopóki wszystkie rany nie zaczną się goić, aby nie rozciągać niepotrzebnie skóry i nie powodować krwawienia.
-- Nieźle się poturbowałeś, żeby sobie jedną rękę dwa razy rozbić -- parska śmiechem.
-- Tylko czekam aż trener zamknie mnie w schowku bez jedzenia i picia za umyślnie spowodowaną niezdolność do treningów -- śmieję się. Wzruszam ramionami, ale zdaję sobie sprawę, że taka ewentualność wcale nie odbiega od rzeczywistości.
-- Oj, tak. To był istny zamach na Twoją osobę -- zciąga usta i kiwa głową z uznaniem, a łącząc kciuk z palcem wskazującym tworzy kółeczko i unosi do góry. Bawi mnie ten gest.
-- Zawsze mogę powiedzieć, że miałem pomocnika... -- mówię z zadziornym uśmiechem, po czym szybko podchodzę do niego i całuję w policzek. Podświadomie rozczulam się, widząc jak jego skóra oblewa się soczystym rumieńcem i speszony spuszcza wzrok, nagle szczególnie zainteresowany ilością kurzu na podłodzę...
Czyżby liczył każdą drobinkę martwej tkanki pokrywającą moje hotelowe podłoże?
Gdzieś w głębi duchu, czuję ogromną satysfakcję w sposobie w jaki Cene reaguje na mój dotyk, dlatego moje usta samoistnie wyginają się w coś na kształt podkowy.
Sytuacja, w jakiej obecnie się znajduję, wciąż jest dla mnie świeża i jak się okazuje nie lada wyzwaniem, bo chociaż odnalazłem swoje szczęście to spokój duszy na myśl o przyszłości już nie. Nasze dalsze losy to niestety wciąż jedna, wielka niewiadoma, ale jak to mówią: Carpe Diem, więc... będę się tego trzymał.
Kładę dłoń na jego policzku, a drugą unoszę jego podbródek, zmuszając aby na mnie spojrzał.
Mimo, że to dzięki Cene stoimy na tym... na czym stoimy, to wiem, że jest speszony wobec wykonywania tych... mniej przyjacielskich gestów w moim kierunku, kiedy ja po prostu lgnę do niego jak ćma do światła.
-- Dziękuję -- mówię. -- Za wszystko.
Łączę nasze wargi w delikatnym, pełnym emocji pocałunku. Czuję jego niemrawy uśmiech na ustach i sam się uśmiecham - co wcale nie jest takie proste.
Opieram czoło o jego, czuję smak jego oddechu. Czuję jak drży pod moim dotykiem. Przez moment doskwiera mi niemiłosierny żar w brzuchu, a palce stają się gorące.
--- Dobra, już -- mówię i w akcie desperacji nieznacznie odsuwam się od niego, usadawiając się bliżej kaloryfera. Czuję gromadzące się pod powiekami łzy. Omiatam wzrokiem sufit, na siłę nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na podłodzę. Wciągam głęboko powietrze i mówię: -- Już nie straszne mi żadne lustro.
-- Ani łóżko -- dopowiada. Śmieje się, a ja do niego dołączam.
Wstaję i podaje mu dłoń. Chwyta ją bez wachania, a ja jednym, zwinnym ruchem przyciągam go bliżej siebie i ciągnę w stronę łóżka. Sadzam go sobie na kolanach, samemu zajmując miejsce tuż przy krawędzi materaca.
CZYTASZ
#skijumping || One Shots
FanfictionNadal nie masz dość opowiadań o skoczkach narciarskich? To świetnie! Właśnie trafiłaś na dalszą część uroczych, smutnych, jak i zjebanych one shotów o naszych ulubionych i kochanych przez wszystkich popierdalaczach niebnych. Życzę miłego czytania! ...