14

656 24 14
                                    

-Tak jest kapitanie Karolina.-zasalutował i ruszył w stronę obory.

-------------------

Stanęłam przy wejściu i oparłam się o framuge drzwi. Wzięłam głęboki oddech nosem i wpuściłam powietrze ustami.
-Farma wita.-uśmiechnełam się. Przedemną przebiegły psy, przeszedł Kacper z końmi?! Podeszłam do niego i spytałam:
-Skąd te konie?
-Jakieś małżeństwo przywiozło. "Spadek" po babci tej dziewczyny. Mówili, że mieli tu je przywieźć bo nie umieją się nimi zająć.-zaśmiał się
-Nie umieli? Chyba im się nie chciało.-powiedziałam i wzięłam  jednego konia
-Pomyśleć, że dziadkowie też zostawią nam farmę.-Kacper poklepał konia
-Miejmy nadzieję, że nie za szybko.-spojrzałam na niego
-Wiem.-usmiechnął się. Weszliśmy spowrotem do stajni.
-Tam są dwa wolne boksy.-powiedziałam i ruszyłam w tamtym kierunku. Zdjeliśmy wszystko z koni i poszliśmy do dziadków.

-Babciu! Dziadku!-zawołał ich Kacper
-Tu jesteśmy.-wyłonili się zza belki siana. Usłyszałam jakiś pisk jakby małe pieski.
-Co to było?-zajrzałam z belkę. To co zobaczyłam zbiło mnie z nóg
-O mój Boże! Małe szczeniaki Bordel Coli!-krzyknęłam lekko i uklęknełam przy koszu
-Skąd one się tu wzieły?-Kacper kucnął obok mnie
-Nie mamy pojęcia. Usłyszeliśmy piski i je znaleźliśmy.-powiedziała babcia
-Co się teraz z nimi stanie?-spytał Kacper patrząc na dziadków
-Ktoś musi się nimi zająć. Mają zaledwie dwa dni jeśli ktoś się nimi dobrze nie zajmie mogą umrzeć.-powiedziałam biorąc jednego do rąk
-Myślimy z babcią, że Karolina się nimi zajmie najlepiej. Wiemy, że masz Kampera ale ty jesteś weterynarzem więc ty się znasz najlepiej na tym.-usmiechnął się do mnie dziadek
-Chętnie się nimi zajme.-uśmiechnełam się do szczeniaczka
-To świetnie. Dziękujemy.-powiedziała babcia z uśmiechem
-Nie macie za co to moja praca.-odłożyłam szczeniaka spowrotem do koszyka
-Gdyby Figa nie była wysterelizowana zajęła by się nimi ale, że jest.-powiedział dziadek
-Wiem. Mówię wam, że to moja praca i mi to nie przeszkadza.-podnosłam koszyk
-Możecie już wrócić do domu nie trzeba na już pomocy.-powiedziała babcia
-Na pewno?-spytałam
-Na pewno.-uśmiechnął się do mnie dziadek
-Dobra Kacper. Zabierz Kampera i idziemy do auta.-powiedziałam i ruszyłam do przodu
-Jeszcze ta karteczka. Była przy uchwycie.-dziadek podał mi karteczkę
-"Nie zapomnij zabić bądź utopić."-przeczytałam na głos i spojrzałam na Kacpra z przerażeniem
-Musimy je jak najszybciej stąd wziąć.-powiedział mój kuzyn i poszedł po Kampera
-Pa babciu. Pa dziadku. Kocham Was.-przytuliłam ich na szybko i pobiegłam do auta.

Otworzyłam bagażnik a Kacper włożył do niego Kampera i wżucił pętelke. Zamknęłam go a Kacper otworzył drzwi pasażera i usiadł.
-Weź kosz na kolana.-podałam mu go
-Dobra.
-Trzymasz?
-Tak.
Usiadłam na miejsce kierowcy i odpaliłam auto.
-Czekaj. Zapomniałem walizek.-powiedział Kacper
-Daj koszyk i biegnij po te walizki.-powiedziałam i wyciągnęłam ręce. Podał mi kosz i szybko wyszedł z auta. Odprowadziłam go do drzwi wzrokiem i przy okazji zauważyłam jakiegoś faceta który dziwnie czegoś szukał za belką siana. Odłożyłam kosz na siedzenie za sobą
-Kamper popilnuj ich.-powiedziałam do psa. Wysiadłam z auta i podeszłam do tego faceta.
-Czego pan szuka?-spytałam
-Był tu taki kosz z małymi psami. Rasa Border Coli?-nawet na mnie nie popatrzył tylko szybko spytał
-Koszyk z 7 szczeniakami, fioletową ozdobą i czerwoną karteczką?-spytałam wyjmując kartkę z tylnej kieszeni
-Tak właśnie taki. Chwila. Był tu?-spytał patrząc na mnie
-Jesteś mordercą! Jak możesz chcieć zamordować dwu dniowe szczeniaki!?-krzyknęłam na tego faceta
-A ty jesteś złodziejką.-powiedział pewnym siebie głosem
-Ja je ratowałam.-spojrzałam mu z pogardą w oczy
-Znalazła się obrończyni zwierząt.-zasmiał się
-Hola stary. Wiesz co to jest przestrzeń osobista?-odsunełam się
-Wiesz coś o przestrzeni osobistej? Myślałem, że jesteś dzi**ą.-podszedł jeszcze bliżej. Chwyciłam go za rękę i przeżuciłam go przez ramię. Pobiegłam do auta i wyjęłam telefon. Kacper już siedział w środku.
-Zadzwoń na policję.-podałam mu telefon-Ja go zatrzymam.-dodałam i przymknełam drzwi
-Młoda! Co robisz!?-krzyknął wychylając się z auta
-Musi go zatrzymać policja a jak nam ucieknie to nic z tego!-krzyknęłam odwracając się w jego stronę-Najlepiej zadzwoń pod 112!-dodałam odwracając się spowrotem
-Uważaj!-krzyknął Kacper. Odwróciłam się i chwyciłam rękę tego mężczyzny. Niestety nie udało mi się wytrzymać i przeciął mi skórę na ramieniu nożem. Syknełam z bólu ale wyjęłam swój nóż z kieszeni.
-Tylko na tyle Cię stać?-spytałam lekko chwytając się za ramię   
-Stać mnie na wiele więcej.-powiedział i się zamachnął. Zablokowałam jego atak. Nóż wypadł mi ręki. Mężczyzna znowu się zamachnął i wbił mi nóż w udo.
-Szlag.-chwyciłam się za nie. Wyprostowałam się i udeżyłam go z pięści w twarz, z kolana w brzuch i później powaliłam go na ziemię. Stracił przytomność. Ja sama też przewróciłam się na ziemię.
-Karola!-krzyknął Kacper i do mnie podbiegł-Ten mężczyzna dźgnął ją nożem w udo.-powiedział do telefonu
-Z kim... rozmawiasz?-spytałam i oparłam się o jego klatkę piersiową
-Z operatorem.-powiedział chwytając mnie lekko-Tak. Ale jest bardzo słaba i coraz bardziej blada.-powiedział
-Mogę z nim... porozmawiać?-wyciągnęłam rękę
-Proszę.-podał mi telefon
-Dzień dobry... z tej strony... Karolina Malinowska.-powiedziałam
-Dzień dobry. Krzysztof Ibisz operator nr 5. Jak się Pani czuje?-usłyszałam męski głos w słuchawce
-Słabo mi.-powiedziałam i zaczęłam pomału zamykać oczy
-Może Pani mi dać Kacpra spowrotem?-powiedział. Podałam Kacprowi telefon.

Chwilę później

Policja i karetka przyjechały.
-Kacper weź auto i jedź do domu. Nakarm szczeniaki. Butelki są przy kubkach w szafce.-podałam mu klucze od domu
-Nie mogę Cię teraz zostawić.-powiedział ale zabrał klucze ode mnie
-Jedź. I zadzwoń do mamy, Alka i Dominika. Wszystkie kontakty masz w moim telefonie.-powiedziałam w trakcie tego jak ratownicy podnosili nosza na których leżałam
-Dobrze.-chwycił mnie za rękę
-Przepraszamy pana ale pan nie może z nami jechać.-powiedział ratownik
-Dobrze.-powiedział Kacper i póścił moją rękę. Ratownicy zapakowali mnie do karetki  i zamknęli drzwi.

Perspektywa Dominika

-Ej Filip!-krzyknołem
-Co?-przyszedł do mnie
-Siadaj nagrywamy film.-powiedziałem
-Musisz jeszcze zaświecić tamtą lampę.-powiedziała Aga wskazując na lampę. Zaświeciłem ją i usiadłem na kanapę. Wyjęłam telefon i odlożyłem na dolny blat stołu. Długo nie poleżal bo zaczoł dzwonić. Wziąłem go do ręki i sprawdziłem kto dzwoni.
-Karolina.-powiedziałem i popatrzyłem na Filipa i Age
-Odbież.-Aga się do mnie uśmiechnęła
-Halo.-odebrałem
-Dominik. Z tej strony Kacper kuzyn Karoliny. Posłuchaj poprosiła mnie żebym do Ciebie zadzwonił Cię powiadomić o tym, że leży w szpitalu.-usłyszałem męski głos w słuchawce
-Co się jej stało?-wystraszyłem się
-Mogę Ci tylko powiedzieć, że ma nóż  w udzie. Resztę Ci powiem jak przyjedziesz. Jeśli masz czas. W razie co szpital w Cieszynie.-powiedział i też był wystraszony
-Musi poczekać 4 godziny. Ale powinienem tam zaraz być.-powiedziałem i się rozłączyłem
-Co się stało?-spytała Aga widząc mój wyraz twarzy
-Karola. Leży w szpitalu z nożem w udzie.-powiedziałem i schowałem telefon do kieszeni
-Jak to się stało?-spytał mnie Filip
-Nie mam pojęcia jak ale dowiem się jak tam pojadę. Aga?-spojrzałem na nią błagającym wzrokiem
-Pakuj się do auta.-powiedziała i wstała
-Powyłaczam lampy i zaraz przyjdę.-powiedział Filip. Ubrałem buty i zeszłam na dół. Usiadłam do auta na miejsce pasażera do przodu Aga usiadła na miejsce kierowcy i odpaliła auto. Filip doszedł i pojechaliśmy.

4 godziny później

Dojechaliśmy do szpitala. Wysiedliśmy z auta. Pobiegłem do środka. Zaczołem się rozglądać.
-Dominik!-usłyszałem jak ktoś mnie woła. Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem chłopaka o ciemnych bląd włosach.
-Ty jesteś kuzynem Karoliny?-spytałem podchodząc do niego
-Tak. Jest teraz na sali operacyjnej. Wyjmują jej nóż.-powiedział zdenerwowany-Kacper.-wyciągnoł do mnie rękę
-Dominik.-uścisnołem ją
-Co się stało? Czemu Karolina ma nóż w udzie?-Aga i Filip do nas dołączyli
-Więc tak. Byliśmy na farmie u dziadków. Dziadkowie znaleźli koszyk za belką siana były tam szczeniaki. A przy uchwycie była ta karteczka.-podał mi karteczkę
-"Nie zapomnij zabić bądź utopić."-przeczytałem na głos i spojrzałam na Kacpra
-Wzięliśmy kosz do auta ale zapomniałem walizek więc wróciłem do domu dziadków. Przyszedł jakiś przypadkowy mężczyzna i szukał tego koszyka. Karolina chciała obronić te szczeniaki zaczęła się bić z tym facetem ale on wyjął nóż no i wtedy dostała.-opowiedział do końca
-Wiesz kiedy operacja się skończy?-spytałem patrząc na Kacpra pytającym wzrokiem
-Nie chcieli mi powiedzieć mówili, że to tajemnica lekarska.-powiedział. Usiadłem na krzesło i zaczołem się zastanawiać ile to może trwać. Zaczęłem się rozglądać i zauważyłem lekarzy. Wstałem i spojrzałem kto leży na łóżku.
-Karolina.-Kacper podszedł do łóżka
-Kim Pan jest dla Pani Karoliny?-spytał lekarz patrząc na Kacpra
-Kuzynem.-powiedział
-Niech Pan mu powie o moim stanie. Zgadzam się. Im też.-Karolina powiedziała słabym głosem
-Najpierw musimy wrócić na salę.-powiedział lekarz
-Chodźcie ze mną.-Karolina chwyciła nas za ręce
-Możemy?-popatrzyłem na lekarza
-Jeżeli Pani Karolina chcę.-powiedział.

Koniec kolejnego rozdziału. Wiem trochę dramatycznie ale nie mogłam się oprzeć. Miłego dnia, popołudnia lub nocy zależy kiedy to czytacie. Pa pa.

Miłość na zawsze? [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz