Dom państwa Byun pewnego dnia po prostu zgasł. Żar rodzinnej miłości zniknął w dniu, w którym odszedł Baekhyun. Pan Byun kochał swoją żonę i starszego syna. I nadal kupował jej kwiaty i pił kawę przy kominku. I niby nic się nie zmieniło. Niby pani Byun nadal uśmiechała się tak samo w podzięce i niby tak samo całowała usta męża.
Kwiaty.
Niegdyś emblemat i ulubiony dar natury pani Byun i Baekhyuna. Jak szybko został przez nich umiłowany, tak szybko również został znienawidzony. Słodki zapach stał się mdły. Przyprawiający o zawroty głowy, torsje, nudności. To co zwiastowało sobą szczęście i miłość, nagle stało się śmiercionośnym narzędziem. Nową kosą w dłoniach śmierci, która pod pozorem pięknego końca odebrała młode, niewinne, zakochane serce. Niby pani Byun cieszyła się z nowego bukietu, ale tak naprawdę czekała tylko, aż w końcu zwiędnie i zniknie.
Kominek.
To wszystko powoli gdzieś zanikało. Pojawiało się jednorazowo. Niepozorne wpatrywanie się w ogień było tak sentymentalne. Tak bardzo przywoływało wspomnienia. Baekhyun chwilę przed końcem poczuł ogromny chłód, a potem piekielny gorąc. Później zamknął oczy i znowu siedział przed kominkiem. I palił w nim swoje listy miłosne i bukiety kwiatów.
Dom państwa Byun stał się niepełny. Nie byłoby przesadą gdyby uznać, że stał się wręcz sztuczny. Pokazywali światu dookoła, że jest dobrze. Że wszystko gra. Z czasem zaczęli oszukiwać siebie. Miłość, która została tak poturbowana, dostawała kolejne ciosy przez niepozorne akty okazywania miłości, więzi, poczucia bliskości.
Cała rodzina Byun znienawidziła wszystko co jest dookoła. Znienawidzili to co niegdyś kochali. A jednak udawali ciągle, że niezmiennie jest tak samo. Trochę nudno, rutynowo, ale rodzinnie. Było sztucznie i bolało, ale oni już nie potrafili inaczej. Tak trudno było wybrać między złem i mniejszym złem. Ale chcieli dobrze. Dla siebie i dla innych.
Minął rok od śmierci Baekhyuna. Jego grób był ładny i zadbany. Ciemna granitowa płyta, ozdobiona złotymi literami. W prawym górnym rogu było zdjęcie Baekhyuna. Niby oficjalne, ale słodki uśmiech chłopaka zdradzał w nim to, że ma gdzieś powagę i najchętniej to śmiałby się tylko i bawił.
Chociaż był październik, to nie było zimo. Chanyeol jednak czuł przechodzące go od stóp po sam czubek głowy dreszcze. Ale zawsze tak miał kiedy odwiedzał Baekhyuna. Czyli codziennie. Park jako jedyny przychodził na grób Byuna bez wyraźnej okazji. Robił to dla właśnie satysfakcji i potrzeby. Potrzeby tej nietypowej bliskości.
Zmiótł liście, przesunął lekko znicze i podlał drzewko szczęścia, które posadził obok grobu. Usiadł na ławce i przymknął oczy. Kiedy znowu je otworzył lekko się uśmiechnął.
— Cześć Baekki, jak się dzisiaj czujesz? Mam nadzieje, że dobrze, bo ja szczerze to tak średnio. Mam już bardzo dużo nauki na studiach. Pewnie pięknie wyglądasz, jak zawsze. Strasznie żałuję, że nie mogę ciebie zobaczyć...
Chanyeol zawsze kiedy opowiadał Baekhyunowi swoje historie wyobrażał sobie, że Byun siedzi obok. Trzymają się za ręce i niczym się nie przejmują. I tak było, tylko Chanyeol nie mógł tego zobaczyć. Ale czuł to. Bardzo wyraźnie czuł.
🌸🌸🌸
Oto już oficjalny koniec Flower infection.
Epilog taki myślę, na czwórkę. Obiecałam sobie, że odniosę się do prologu i... chyba jest okej.
Zapraszam jeszcze raz do rozdziału „achtung" i proszę o szczere odpowiedzi ;>
CZYTASZ
𝐹𝓁𝑜𝓌𝑒𝓇 𝒾𝓃𝒻𝑒𝒸𝓉𝒾𝑜𝓃 |𝒞𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀|
FanfictionJeden głęboki oddech, który sprawił przeogromny ból, dał Baekhyunowi do zrozumienia, że jego serce niedługo przestanie już bić dla Chanyeola.