apologies for you

440 73 27
                                    

     Baekhyun mozolnie rozchylił powieki. Obrócił twarz w stronę wejścia i oniemiał widząc zdyszanego i rumianego na twarzy Parka.

— Chanyeol?— Baekhyun wychrypiał zdziwiony.

— Co... tu?— wydukał zaskoczony i wszedł w głąb sali. Po drodze do łóżka Byuna rozdeptał delikatne, zwiędłe kwiaty. Opadł bezsilnie na krzesło i wpatrzył się z przerażeniem w Baeka.

Wyglądał naprawdę źle. Miał chude dłonie, które kurczowo zaciskał na krańcu pościeli. Policzki zapadły mu się, silnie uwydatniająca kości. Oczy miał podkrążone, smutne, białka były przekrwione od ciągłego płaczu. Włosy przerzedziły się i straciły dawny blask. Poszarzały, a po przeczesaniu dłonią wypadały garściami. Skóra nie była już mleczna, miękka i gładka. Stała się wyblakła, sucha, pozbawiona jakiegokolwiek wdzięku i uroku. Sine usta miał lekko rozchylone. Lekko nimi poruszał, jakby niemo powtarzał jakieś słowa. Nie miał siły się uśmiechać, ani krzywić w smutku. Miał ciągle wypisany neutralny wyraz na twarzy. To tylko potęgowało tą przykrą i przygnębiającą aurę dookoła niego.

Widząc Parka miał ochotę rozpłakać się ze smutku i śmiać się ze szczęścia równocześnie. Widok chłopaka wywoływał u niego tak skrajne emocje. Uczucie nie wyblakło, nie zostało stłumione. Jednak Baekhyun nie krył urazy do Chanyeola za to co zrobił i za to, że przez minione dni nie odwiedził go ani razu. I choć w końcu zebrał się żeby przyjść do Byuna, ten jakoś nie miał szczególnej ochoty go oglądać.

W głębi serca Baek jednak się cieszył, bo odwiedziny Parka świadczyły o tym, że mimo wszystko mu zależy.

Niezgrabnie uniósł się na łokciach do pozycji siedzącej i lekko się skulił. Wymieniali się z Parkiem jedynie spojrzeniami. Wydawać się jednak mogło, że wyrażały one więcej niż słowa. W chwili kiedy Chanyeol przekroczył próg sali Baekhyun miał ochotę wyładować na nim całą swoją złość i frustracje. Jednak kiedy usiadł obok i spojrzał stęsknionym wzrokiem na Byuna, negatywne emocje jakby opadły. Co nie zmieniało faktu, że Baek odczuwał pewien szok widząc Chanyeola tuż obok. To na pewno był sen, przecież Park go znienawidził. A kogoś, kogo się nienawidzi raczej nie odwiedza się spontanicznie w szpitalu. Baekhyun wątpił, aby Chanyeolowi wpadł do głowy sensowny powód tych odwiedzin.

Skoro Baekhyun spał, to znaczy, że mógł wiele. Mógł mówić co chciał i robić to co chciał. Wystarczyło, że pomyśli, a Chanyeol zniknie, a na jego miejsce pojawi się ktoś inny. Nie zrobił jednak tego. Na jawie był wyczerpany, obolały i jedyne na co miał ochotę, to tak właściwie nic. Skoro to był sen, to mógł wstać. Zaczerpnąć bez problemu powietrze. Nawet biegać. Ściągnął łopatki i zacisnął dłonie na ramie łóżka. Ostrożnie przerzucił nogi przez brzeg materaca i spuścił je na zimne kafelki. I w momencie kiedy jego stopy zetknęły się z podłogą zrozumiał, że nie śni. Nie był w stanie utrzymać się na własnych nogach. Zachwiał się i niemalże od razu wylądował w ramionach Parka.

— Czego ty chcesz?— szepnął i wyrwał się z jego uścisku, na nowo opadając na łóżko. Och, jak on bardzo chciał w tamtym momencie śnić. Nie był w ogóle przygotowany na to spotkanie. Pod żadnym względem.

— Przeprosić— powiedział krótko i absurdalnie delikatnie zacisnął dłoń, na tej Baekhyuna.

*

— Myślisz, że po tym monologu skruchy ot tak ci wybaczę?— wychrypiał słabo. Bolało go gdy mówił. Bolało go też gdy słuchał, tylko bardziej pod względem psychicznym. Z każdym słowem Parka, czuł coraz większy wstręt do swoich myśli. Bo ciągle rodziła się wątpliwość w to co mówił Chanyeol. Wydawało się to takie sztuczne, na pokaz, mocno przerysowane. I z jednej strony Baekhyun powtarzał sobie, że prawdopodobnie tak jest. Ale z drugiej nadal kryło się to silne uczucie do Parka, które ciagle powtarzało, że to niemożliwe, żeby Chanyeol kłamał. Przecież on taki nie był.

— Chciałem, żebyś tylko wiedział, że żałuję.— Spuścił nisko głowę.

— Długo ci zajęło dojście do takich wniosków— westchnął głośno, a głos zaświszczał mu nieprzyjemnie. Zakaszlał i ukradkiem wypluł na podłogę kolejny pączek piwonii.— Przychodzisz tu ze względu na siebie, czy na mnie?

Baekhyun czuł, że te przeprosiny są jedynie dla oczyszczeni sumienia, a nie ze względu na prawdziwe uczucia. Był pewien, że gdy on mu wybaczy, a później kiedy wyjdzie ze szpitala Chanyeol utrzyma między nimi okropnie zimny dystans. No bo skoro już oczyścił własne sumienie, to żeby nie narazić się na kolejne wyrzuty, po prostu zerwie kontakt z ich potencjalną przyczyną.

Kiedy Chanyeol nic nie powiedział, Baek zakrył się bardziej kołdrą i przewrócił na drugi bok, plecami do Parka.

— Dla nas... dla nas obu przychodzę— po chwili mruknął niepewnie.

— Ogarnij się Chanyeol, bo to nie jest amerykańska komedia romantyczna.— Znowu obrócił się do niego twarzą.— Tak strasznie mi przykro, że zepsułem twój misterny plan z drogą bombonierką i bukietem kwiatów.— Rozejrzał się po sali i fuknął coś pod nosem widząc masę piwonii.— Znowu coś ci nie wyszło, bo tak jakby... nienawidzę kwiatów.

— Baekhyun...— Uniósł na chłopaka lekko zaszklone oczy. Szybko je otarł. On wiedział najlepiej, czy te łzy były szczere czy też nie. Jednak w obecnej chwili, mogły wydawać się strasznie sztuczne i wyciśnięte na pokaz.— Ja naprawdę żałuję. Nigdy nie chciałem oceniać cię przez żaden pryzmat. To wtedy... to był naprawdę impuls. A może nawet jakiś syndrom wyparcia prawdy...— westchnął, a Baekhyun uniósł zdziwiony brew.— Z czasem zrozumiałem, że nasza przyjaźń ma dla mnie naprawdę ogromne znaczenie... i że ja... ja nie umiem o tobie zapomnieć i bez ciebie żyć Baekhyun.

Byun przełknął cicho ślinę i wpatrzył się w smutnego Chanyeola. Nadal bił się z myślami, czy aby jego słowa na pewno były szczere. Długo milczał i myślał. Ściskając dłonie na krańcu pościeli i zagryzając nerwowo wargi w końcu doszło do tego, że jego uczucie całkowicie wzięło górę i tym samym sposobem Byun wybaczył wszystko Chanyeolowi. Nie chciał myśleć jakie będą czekać go później konsekwencje. Bo w końcu pozostawał ten cień niepewności. W tamtej chwili chciał myśleć tylko o tym, że znowu może być razem z Chanyeolem, i że wszystko pozornie jest w porządku.

Drobna i wychudzona dłoń Baekhyuna w końcu spoczęła na tej Parka. Zaczął delikatnie gładzić kciukiem wierzch, ciepłej i miękkiej skóry Chanyeola.

— Ta choroba...— Park mruknął bez przekonania.

— Nie myślmy o tym teraz...— westchnął cicho i zerknął na Chanyeola z delikatnym uśmiechem na ustach.— Cieszę się, że do mnie wróciłeś.

Park odpowiedział mu równie skromnym uśmiechem.

🌸🌸🌸

Piotr Rogucki — mała

𝐹𝓁𝑜𝓌𝑒𝓇 𝒾𝓃𝒻𝑒𝒸𝓉𝒾𝑜𝓃 |𝒞𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz