Son of a gun #3

114 9 0
                                        

Leżymy w łóżku zakopani w śnieżnobiałej pościeli.
Nasze nogi splecione są między połaciami miękkiego materiału.

Ona z głową opartą na mojej piersi.
Ja z palcami w jej włosach.

Żadno z nas się nie odzywa.
Słowa nie sa potrzebne, to jest monolog naszych serc.
Nasze serca rozmawiają ze sobą wśród ich spokojnego bicia.

Kolejne uderzenie i kolejne, i kolejne i ile ich jeszcze będzie do końca?
Czy umrę dzisiaj, jutro, za tydzień, miesiąc, kwartał, rok, kilka, kilkanaście a może kilkadziesiąt lat?

Jak na razie nie wiem jak ubrać w słowa to co czuję.
To takie kompromitujące.
Wszystkie pomysły, które przychodziły mi na myśl wydawają się zbyt błahe, a nie chcę zrobić z siebie przy niej głupca.

Chłopak, który od wczesnego dzieciństwa szkolony był na dowódcę, bezlitosną maszynę do zabijania pozbawioną uczuć nie umie powiedzieć ukochanej istocie tego jak bardzo ją kocha.
Jak wielkim uczuciem ją darzy.
Jak ważna jest.
Tchórz i do tego głupiec.
Coraz lepiej Aaronie, co dalej?

Staram się odrzucić od siebie moją wcześniejszą myśl. Nie chcę martwić się choć, w tą krótką chwilę spokoju.
Powołuję się więc na stare sztuczki.
Białe ściany. Puste pokoje. Bloki betonu. Pustka.
Moja głowa momentalnie zmieniła tok myślenia.
Kolejny raz się udało.

Niedługo.
Niedługo gdy sprawy w kraju się unormują przyjdzie czas abym oświadczył się Julii i wzięli ślub.
Chcę zobaczyć idącą ją w moim kierunku w białej sukni i welonem na głowie.
Chcę złożyć jej obietnice, których nigdy nie zamierzam złamać.
Chcę wszystkim pokazać nasze uczucie.
Chociaż, po co?
Wystarczy, że ona wie co czuję, ja wiem co ona czuje i to jest cały nasz świat.

Z drugiej strony to śmieszne.
Cały świat stanął na głowie lecz niektóre tradycje ze starego świata zostały zachowane.
Ślub, zaręczyny, wesela, przyjęcia z okazji narodzin dziecka, a przecież jest wojna.

Rozpętaliśmy wojnę, a ja myślę o tym, żeby stworzyć namiastkę rodziny, takiej, której nie miałem ani ja, ani Julia.
Takiej, o której nie śmiałem do tej pory marzyć.

Chcę nałożyć na palec ubranej na biało Julii obrączkę zrobioną z najdroższych metali.
Chcę przyjść na salę poporodową i zobaczyć ją z naszym dzieckiem w ramionach.
Chcę czekać 9 miesięcy aż się rozwinie, a potem być przy Julii podczas porodu.
Chcę zobaczyć jego pierwsze kroki, zmieniającą się pod wpływem czasu Julię.
Tak wiele chcę...

Niebawem musimy uwolnić się z naszego kokonu.
Od ponad godziny powinna trwać narada w sali treningowej.
Julia też o tym myśli.
Mimowolnie wyczuwam jej nagłe zmartwienie.
Chwilę później poruszya się aż w końcu z westchnieniem siada, kładzie dłoń na mojej piersi i mówi.

- Aaronie?
- Tak, skarbie?
- Chyba musimy już iść do sali treningowej - a potem potrząsając głową - Kenji pewnie rozniósł w pył wszystko co tam było.

Uśmiecham się delikatnie na tą myśl, ujmuję jej dłoń i całuję czule każdy opuszek jej palców.
Julia znowu wzdycha po czym mówi
- Wiesz jak bardzo nie chcę tego robić - i podniosi się owijając uprzednio kocem.

Siadam na łóżku podpierając się łokciami i patrzę na nią przygryzając wargę.

Tak bardzo nie chcę, żeby opuściła moje ramiona.
Chcę składać w jej usta tysiące obietnic i wyznań, których pewnie nigdy nie wypowiem na głos.

Idąc w stronę przycisku w ścianie delikatnie kołysze biodrami.
Boże, jest taka kusząca.
Muszę powstrzymać się siłą, żeby nie podejść do niej, nie opuścić prześcieradła, którym się zasłania i przycisnąć jej do ściany.

Siła Julii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz