Daughter of chaos #4

97 6 0
                                    

Podczas pożegnania zrobiło mi się niemal niedobrze z troski i strachu o niego, jeszcze chwilę po jego odjeździe stoję w wielkim baraku wśród żołnierzy, czołgów, pojazdów opancerzonych i transporterów.

Gdy odjeżdżał miał na sobie znowu taką samą wojskową kurtkę co wtedy gdy znalazł mnie i postrzelił Adama, te guziki, które wtedy rozerwałam, to jak nieoczekiwanie jego pocałunki sprawiały mi przyjemność.
To jak nienawidziłam go wtedy.

Zamyślona ruszam wolnym krokiem w stronę bazy, mam ochotę nie ruszać się z naszych apartamentów.

-Hej, J. Poczekaj - krzyczy goniący mnie Kenji, skąd on do cholery tu się wziął. Musiał być przy załadunku czołgu, nie przeżyje tego.

- Nie mam ochoty na żarty, Kenny - odburkuję i strącam jego rękę z ramienia.
- Dobrze, przepraszam księżniczko, wiesz gdzie mnie szukać.

Bez słowa wchodzę do windy i jadę w górę.

Bez Aarona te apartamenty są tak puste, będę musiała wytrzymać sama kilka dni, zaledwie albo aż 3 doby.
- Dam sobie radę, muszę dać sobie radę, Aaron wierzy we mnie - mówię na głos do mebli i kilku ścian.
Tylko szkoda, że nie wiem jak to zrobić.

Najpierw ruszam do biura, biorę  pióro, czystą kartkę papieru, siadam na kanapie i przed postawieniem pierwszej linii zawieszam pióro w powietrzu tuż nad kartką.

Staram przypomnieć sobie ptaka z moich snów.
Po kilku minutach skończyłam, co prawda wszedł dosyć koślawo ale jestem zadowolona z efektu.

Wpatruję się więc w szkic marząc żeby zaraz przyszedł tu Aaron, albo żeby chociaż mieć jakiś jego portret lub zdjęcie, nagle doznaję olśnienia.
Muszą być gdzieś tutaj jego dokumenty z wojska wraz ze zdjęciem przy metryce.
Zaczynam więc przekopywanie się przez stosy teczek, segregatorów i skoroszytów, nie powinnam tego robić ale jak to mówią, cel uświęca środki.

Podczas tego grzebania w dokumentach zdaję sobię sprawę dlaczego Aaron tyle czasu spedza na pracy tutaj.
Zarządza całym sektorem, ma czas na trening własny, ze mną i resztą, a od śmierci matki kładł się wcześniej do łóżka i więcej spał.
Podziwiam go cicho.
Idiotka.
On komplementował mnie przy każdej okazji, zapewniał jak bardzo we mnie wierzy, a ja?
Ja wszystko przemilczywałam, niby wiedział co czuję, ale była to tylko ogólna barwa.
Idiotka, idiotka, idiotka.

W końcu znajduję to czego szukałam, śledziłam wzrokiem zapisane na maszynie rubryczki zawierające dane Aarona.
Imię, nazwisko, płeć, waga, wzrost, wiek, kolor oczu, kolor włosów, numer identyfikacyjny, sektor oraz data urodzenia.
To ostatnie przykłuwa moją uwagę.
Aaron urodził się 24.04
Cholera, to za zaledwie 3 tygodnie.
Muszę opracować plan, przygotować coś, a Delalieu mi pomoże.

Chcę żeby z tym dniem kojarzyło mu się również przyjemne wspomnienie.
Widziałam ból, który malował się za każdym razem gdy wspominał o piekle, które zgotował mu ojciec, okrutnym katowaniu od wczesnego dzieciństwa do pełnoletności.

Obyś spłonął w piekle, Anderson.

Cały dzień przepłynął mi przez palce.
Zamówiłam u Delalieu wytrawną kolację na powrót Aarona pojutrze.

Poszłam na krótki trening do sali i co najważniejsze przeprosiłam Kenji'ego, który dzięki Bogu nie miał do mnie urazy za ranne zachowanie.

Wspólnie zjedliśmy posiłek w saloniku a potem poprosiłam go o pomoc w pewnej sprawie, z początku nie krył zdziwienia ale zgodził się ostatecznie.

Położyłam się spać późno w nocy po opracowaniu całego planu na urodziny Aarona.
Miejmy nadzieję że będzie zadowolony.

***
Rano budzi mnie dziwny odgłos.
Pocieram oczy ze zdumienia, w szybę naszych apartamentów w bazie stuka dziobem ptak z moich snów.

Siła Julii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz