Od pierwszego dnia szkoły minęły dwa długie i męczące tygodnie nauki. I zrozumiałam jedno – Hogwart to nie przelewki.
Choć wydawało mi się, że nie ma żadnej siły na świecie, która zgasiłaby mój zapał i entuzjazm do zdobywania nowej wiedzy... MAGICZNEJ WIEDZY, to grubo się pomyliłam. Bo łatwo się zniechęcić, gdy coś nie idzie po Twoich myślach. A przyswajanie tych wszystkich nowych, cudaczny rzeczy – szczególnie transmutacji i OPCM – przychodziło mi z kosmicznym trudem.
Po piątkowym obiedzie wracałam do dormitorium najbardziej okrężną drogą z możliwych i to niezwykle ślimaczym tempem. Specjalnie myliłam korytarze, byleby odwlec nieuniknione spotkanie z podręcznikami. A na mojej szafce nocnej utworzyła się już całkiem pokaźna góra książek, notesów i pergaminów, i jedynie cud zapobiegła przed jej zawaleniem się.
Na mnie.
Na mój pusty łeb.
Nocą.
– Hej, Diamond! – zawołał za mną Remus.
Odwróciłam się wolno w jego stronę, przystając w miejscu. Chłopiec biegł w moją stronę ze szkolną – wypchaną do granic możliwości materiałami naukowymi – torbą w rękach. Jego ciemne blond włosy uroczo plątały się z wiatrem.
– Cześć – odpowiedziałam mu z uśmiechem.
Była to nasza druga rozmowa w Hogwarcie. Pierwsza miała miejsce pierwszego dnia zajęć, gdy to oboje natrafiliśmy na siebie zagubieni, w poszukiwaniu klasy od transmutacji.
Winą można byłoby obarczyć prefektów, którzy oprowadzili pierwszoroczniaków po szkole dość... ogólnie. Na szybciocha pokazali nam gdzie leżą nasze klasy, gdzie i o której odbywają się posiłki oraz podstawowe miejsca, w których możemy spędzać swój wolny czas. Po tym z planem lekcji odesłali nas do swoich dormitoriów.
Choć prawdą było to, że oboje zaspaliśmy tamtego dnia.
– Wstawaj, Diamond! Nie chcesz chyba się spóźnić – spróbowała wyciągnąć mnie z łóżka Lily dziesięć po siódmej.
Bezskutecznie zresztą.
– Jeszcze tylko pięć minut – wymamrotałam niewyraźnie, jeszcze bardziej wtulając się w poduszkę.
Półgodziny później spróbowała swych sił Marlene, lecz ją również odesłałam z kwitkiem. Grubo po ósmej podeszła do mnie Dorcas – to z nią złapałam najlepszy kontakt.
– Masz w tej chwili wstać – powiedziała stanowczo.
– Daj mi jeszcze pięć minut – mruknęłam, przewracając się na drugi bok.
Dorcas złapała za szklankę wody.
– Chyba mnie źle zrozumiałaś – skwitowała, rozlewając wodę na moją głową. Z krzykiem zerwałam się na równe nogi.
Mimo takiej pobudki i tak przegapiłam śniadanie, i zgrubiłam się w drodze na transmutację. I – jak na złość – nie było nikogo, kogo mogłabym spytać się o trasę. Do powitalnej paczki powinni dołożyć po mapie!
Ilekroć wydawało mi się, że szłam w dobrym kierunku, chwilę później okazywało się, że źle mi się wydawało. Do tego zamek płatał mi niemałe figle, wprawiając schody w ruch za każdym razem, gdy tylko z nich korzystałam.
Jakby cholerny Hogwart chciał, bym się spóźniła!
– A mogłam wyjść wcześniej – mamrotałam pod nosem.
Doszłam do końca kolejnego korytarza i skręciłam w prawo, i minęłam w przejściu Remus.
– Remus!
![](https://img.wattpad.com/cover/177463820-288-k138902.jpg)