Niebo jest dziś wyjątkowo piękne.
Dziewczyna stoi przy oknie z założonymi ramionami i z niepokojem wygląda przez nie na księżyc w pełni.
– Dorcas – mówię cicho, podchodząc do nastolatki. Kładę dłoń na jej drobnym ramieniu i delikatnie odciągam ją od okna. – Już późno, idź spać.
– Nie mogę – odpowiada krótko. Wyplątuje się z mojego uścisku i powraca pod okno. – Nie potrafię.
Wzdycham ciężko, spoglądając na ścienny zegar. Remus wyszedł z domu jakieś dwie godziny temu. Żałuję, że nie jestem teraz przy nim, lecz nie mogłam zostawić dzieci samych w domu. Jeszcze zrobiliby coś niewiarygodnie głupiego! Szczególnie, że pod jednym dachem przetrzymuję trójkę nastolatków. W dodatku – każdy z innym przydziałem.
Puchonka, Gryffon i Ślizgonka – czegoś więcej potrzeba?
Krukon.
Racja, Krukon byłby świetny! Być może dałby radę uspokoić roztrzepaną Dorcas, zdusić heroiczne wysoki Harry'ego i zapanować nad morderczymi zapędami Chantal.
Podchodzę do Dorcas bliżej. Otaczam ją ramieniem i szepczę kojąco:
– To chodź do kuchni. Zrobimy sobie po herbacie i razem poczekamy na powrót taty, dobrze?
Dorcas kiwnęła głową ledwo zauważalnie. Nie ściągając ręki z jej ramienia, prowadzę ją do kuchni. Dziewczyna siada przy oknie, a ja podchodzę do kuchennego blatu. Wyciągam dwa kubki i dwie łyżeczki. Wrzucam do nich po saszetce ziołowej herbatki i zalewam je wodą z kranu. Łapię za różdżkę, zataczam okrąg nad naczyniami i ekspresowo podgrzewam oba napoje.
– Gotowe – nucę, podając jeden z kubków córce. Siadam naprzeciwko niej i upijam łyk rozgrzewającego, uspakajającego napoju.
– Mamo – mówi cicho Dorcas. Patrzę na nią znad kubka i posyłam jej zachęcający uśmiech. – Tęsknisz za Hogwartem czasem?
Nad opowiedzą nie zastanawiam się zbyt długo.
– Och, kochanie, każdego dnia. Gdybym tylko posiadła wehikuł czasu, bez wahania cofnęłabym się o te dwadzieścia parę lat, by móc przeżyć to wszystko raz jeszcze – mamroczę z marzycielskim uśmiechem. – Chciałby posiedzieć z twoim tatą w bibliotece, urządzić babski wieczór z Dorcas, odbębnić szlaban z Jamesem, wymknąć się do pubu z Syriuszem, porozmawiać o chłopcach z Marlene, pokłócić się o jakąś głupotę z Lily... a nawet, wybrać się do kuchni po drugi deser z Peterem!
Dorcas łapie moją dłoń i ściska ją lekko.
– Opowiedz mi o nich – prosi ze szczenięcymi oczami – od samego początku do końca.
Na moją twarz wpływa jeszcze większy uśmiech. Podpieram głowę na ręce i zaczynam opowiadać:
– Wychowałam się w Camden Town. Mieszkałam na rogu Hawley Cres i Camden Town Road w niewielkim mieszkaniu wraz z rodzicami, dwoma siostrami oraz psem.
Mój tata pracował jako nauczyciel plastyki w szkole podstawowej. Był wysokim, szczupłym mężczyzną o gęstych, kręconych blond włosach. Natomiast moja mama był była bardzo niziutką, drobniutką brunetką z piegami na nosie i policzkach. Pracowała w salonie sukni ślubnych, gdzie szyła suknie i welony na zamówienie. Na każde święto, bal i urodziny dostawałam od niej prześliczną kreację! Z Ruby i Crystal wizualnie byłyśmy do siebie bardzo podobne. Wszystkie trzy miałyśmy gęste, blond loki po tacie oraz piegowate nosy po mamie. No i jeszcze Dąsal! Stary, bury kundel, który słynął głównie z tego, że często się obrażał.