3. W drodze.

2.4K 116 6
                                    

Dwadzieścia minut temu Elizabeth wyszła z domu i słuch po niej zaginął. Kazała nam tylko spakować wszystko, opuścić mieszkanie i poczekać na nią na chodniku przed blokiem.

Teraz zachodziłam w głowę, dlaczego byłyśmy z Kimberly takie głupie i bez słowa ją posłuchałyśmy. Stałyśmy na tym chodniku, każda z walizką i czekałyśmy na nie wiadomo co.

Kiedy już miałam powiedzieć mojej przyjaciółce, żebyśmy poszły, bo siostra Gabriela chyba nas wykiwała, tuż przed nami zatrzymał się biały Range Rover.

Okno od strony pasażera się uchyliło i zobaczyłam Elizabeth, która nachylała się w naszą stronę.

- Czekacie na zaproszenie, czy co? - zapytała.

- Chyba nie chcę wiedzieć, skąd wytrzasnęłaś takie auto. – stwierdziłam, zajmując miejsce obok dziewczyny, a Kim usiadła z tyłu.

- Masz rację. – odparła Beth, puszczając do mnie oczko – Nie chcesz.

- To co teraz? – zapytałam, wzdychając ciężko.

- Jak to co? – siostra Gabriela zerknęła na mnie, odjeżdżając spod naszego dotychczasowego bloku – Jedziemy do Nowego Jorku. I tak dojedziemy dopiero jutro popołudniu. Przed nami jakieś czternaście godzin drogi, więc będziemy musiały zatrzymać się po drodze na noc. Nie wysiedzę tyle godzin za kółkiem.

- Jasne. – potaknęłam – Pozostaje tylko kwestia, co zrobimy dalej? Wciąż nie mamy żadnego planu.

- Musimy jakimś cudem dostać się do tego magazynu. – powiedziała Kim.

- Dlatego najpierw, zanim cokolwiek zrobimy, rozejrzymy się dookoła. – wtrąciła Elizabeth – Mary, ty najlepiej z nas wszystkich znasz ten magazyn. Musimy wiedzieć, jak jest duży, ile ludzi go pilnuje. Pamiętasz coś z okresu, kiedy tam byłaś?

- Nie za wiele. – zmarszczyłam brwi, próbując przypomnieć sobie chociaż jedną rzecz – Trzymali mnie w dużym pomieszczeniu, przywiązaną do krzesła. Kiedy Natalie mnie uwolniła, skupiłam się na tym, żeby jak najszybciej stamtąd wyjść. Pamiętam tylko, że korytarz był bardzo długi i oświetlony lampami jarzeniowymi, jak w szpitalu.

- Zawsze to coś. – mruknęła Beth, chociaż widziałam, że trochę ją zawiodłam. Miała nadzieję usłyszeć ode mnie bardziej konkretne informacje.


********


Jechałyśmy od siedmiu godzin i widziałam, że siostra Gabriela z minuty na minutę robi się coraz bardziej zmęczona.

- Może zjedziemy już na noc? – zaproponowałam, widząc w oddali szyld motelu – Zaraz zaśniesz za kółkiem.

- No właśnie. – poparła mnie Kimberly. Widziałam, że ona też jest zmęczona. Siedzenie bez ruchu tyle godzin jest tak samo męczące, jak kierowanie samochodem. – I tak ustaliłyśmy, że dojedziemy jutro popołudniu. Godzina w te czy we wte nas nie zbawi.

- Okej, okej. – mruknęła Elizabeth – Zjeżdżamy, tylko już nie gadajcie tyle. Zaczyna mnie od tego boleć głowa. 

Dziesięć minut później zaparkowałyśmy przed motelem. Na szczęście na szyldzie było napisane, że wciąż są wolne pokoje.

Wyjęłyśmy nasze walizki z bagażnika, a następnie ruszyłyśmy w stronę recepcji. Motel nie był duży – parterowy budynek, który niedawno został odnowiony. W holu z głośników leciała cicha muzyka. Ściany pomieszczenia pomalowano na kremowy kolor, a w lewym rogu ustawiono narożnik i dwie pufy. Naprzeciwko znajdowało się stanowisko recepcjonistki. Za blatem stała młoda dziewczyna przed trzydziestką z krótko przystrzyżonymi, blond włosami, ubrana w jeansy i T – shirt. Na nosie miała duże okulary w czarnych oprawkach. 

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – spytała dziewczyna, wstając z krzesła i zerkając na nas z uśmiechem.

- Dzień dobry, chciałybyśmy wynająć pokój na noc dla nas trzech. – odpowiedziała Elizabeth, uśmiechając się do kobiety lekko.

- Oczywiście. - blondynka sprawdziła coś na komputerze, a po chwili oznajmiła – Mamy trzy pokoje trzy-osobowe, z czego jeden jest teraz dostępny.

- Świetnie. – rzuciła Beth, ponownie się uśmiechając. Tak dużo to ona chyba nigdy się nie uśmiecha. Może wyrabia normę roczną, albo coś w tym guście?

Recepcjonistka odwróciła się do szafki, wiszącej na ścianie, po czym podała nam klucz, mówiąc:

- Numer 8. Po wyjściu z recepcji to będą czwarte drzwi po prawej stronie. Zaprowadzić panie, czy traficie same?

- Nie trzeba, dziękujemy. – odparła Elizabeth – Trafimy same.

Do pokoju dotarłyśmy bez problemu. Nie był to luksus – w końcu to motel, a nie pięciogwiazdkowy hotel – ale nie było też najgorzej. W pokoju ustawiono trzy, pojedyncze łóżka, przykryte białymi narzutami. Na części ścian była tapeta, a resztę pomalowano na szary kolor. Naprzeciwko łóżek, pod oknem stał mały stolik, a na nim telewizor. Po drugiej stronie wejścia do pokoju były kolejne drzwi, prowadzące zapewne do łazienki, a obok nich ustawiono dużą szafę na ubrania.

- Nie jest tak źle. – powiedziałam, zerkając na siostrę Gabriela, która rozglądała się dookoła jakby znajdowała się w ruderze, a nie całkiem przyzwoitym motelu. 

- Taaa, zawsze mogło być gorzej. – mruknęła dziewczyna, siadając na brzegu łóżka najbliżej drzwi. Kimberly tym czasem weszła do łazienki, biorąc ze sobą ręcznik i piżamę.

- Myślisz, że nas tutaj nie znajdą? – zapytałam, siadając na łóżku obok niej.

- Nie. – powiedziała pewnie Elizabeth – Samochód jest kradziony, a wokół jest tyle ludzi, że nawet najlepszy łowca nie będzie w stanie odróżnić zapachu człowieka od innego stworzenia. 

Nagle usłyszałam dzwonek komórki. Zerknęłam na wyświetlacz i zamarłam.

- To Adam. – powiedziałam ze ściśniętym gardłem.

- No to na co czekasz? – zapytała mnie dziewczyna – Odbierz i zobaczymy, czego ten skurczysyn chce znowu.

Pokiwałam tylko głową, po czym zrobiłam to, co powiedziała mi Beth.

- Tak? – odezwałam się.

- No, już myślałem, że mnie ignorujesz. – powiedział na ,,dzień dobry" – I jak? Wracacie czy dalej zgrywasz nieposłuszną córkę?

- Wracamy. – odparłam, chociaż jedyne, na co miałam ochotę mu powiedzieć to to, żeby się odwalił raz na zawsze ode mnie i od moich bliskich – Jutro wieczorem będziemy w Nowym Jorku.

- I świetnie. – stwierdził - Aha, i pamiętaj: niczego nie kombinuj. Mam oczy i uszy wszędzie. Więc jeśli chociaż przez myśl ci przejdzie, żeby knuć coś za moimi plecami i bawić się w bohatera, to od razu cię uprzedzam, że nic z tego. Drugi raz mnie nie wykiwasz. I pamiętaj, że mam tutaj twojego kochasia. Jeden fałszywy ruch i po nim.

- Dlaczego tak bardzo ci na mnie zależy? – zapytałam – Przecież nie z ojcowskiej troski.

- Co to, to nie. – zaśmiał się tak, jakbym powiedziała jakiś dobry żart – A tego, po co mi jesteś potrzebna, dowiesz się w swoim czasie. Na razie to moja słodka tajemnica.

Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, mężczyzna się rozłączył, a ja popatrzyłam na swój telefon, wiedząc, że cokolwiek czeka mnie w Nowym Jorku, na pewno nie będzie to nic dobrego.


-----------------------------------------------------


Dzisiaj rozdział średni, bo kompletnie nie miałam na niego pomysłu :-(.

Kolejny dodam jutro wieczorem.  

Inny: WalkaWhere stories live. Discover now