33. Początek normalności...

1.7K 107 6
                                    

Tak jak było ustalone wcześniej, wszyscy zmiennokształtni wyjechali następnego dnia z samego rana. Jak można się domyślić, obyło się bez wylewnych pożegnań. Jedynie z Natalie uściskałyśmy się na pożegnanie i obiecałyśmy sobie, że pozostaniemy w kontakcie.

Po wyjeździe całej grupki dom trochę jakby opustoszał. Zostaliśmy w nim ja, Beth, Kim, Gabriel, Joseph, Gareth i Mathew. Ten ostatni w szczególności nie palił się do wyjazdu, co więcej – wyglądało na to, że zamierzał zostać w okolicy na stałe.

- Ja też będę się niedługo zbierał. – powiedział Howe – Nie ma potrzeby, żebym siedział tutaj dłużej. Twój ojciec siedzi w więzieniu i z tego co wiem to niedługo ma zostać wyznaczony termin procesu. Co do stworów, to też siedzą zamknięte w klatkach, a mój znajomy ma się ze mną kontaktować w razie jakichkolwiek problemów.

- Czyli już po wszystkim? – zapytałam mężczyzny, sama w to do końca nie wierząc. Ostatni rok był takim rollercoasterem, że obawiałam się, że teraz nie będę w stanie żyć powoli i bez zmartwień.

- Tak. – zaśmiał się Gareth, wyraźnie rozbawiony moją reakcją – Teraz wreszcie możecie odetchnąć pełną piersią i zająć się sobą i dzieckiem. Swoją drogą, ciekawi mnie, jakie ono będzie.

- Co masz na myśli? – spytał Gabriel, podchodząc do mnie, po czym objął mnie ramieniem w pasie i przyciągnął do swojej piersi.

- Sami doskonale wiecie, że ciąże wśród łowców są dość rzadko spotykanym zjawiskiem. – wyjaśnił mężczyzna – Na dodatek, ty Gabriel jesteś pełnej krwi łowcą, natomiast Mary: hybrydą. Nigdy nie spotkaliśmy nikogo takiego jak ona. Dlatego ciekawi mnie, co będzie potrafiło wasze dziecko.

- To się okaże. – westchnął Gabriel, oparł drugą dłoń na moim brzuchu i spojrzał mi w oczy z uśmiechem – Jedno jest pewne: jakiekolwiek nie będzie, i tak będziemy je kochać.

Nawet nie macie pojęcia, jak ucieszyło mnie to, co otwarcie powiedział Gabriel. To, że ja będę kochać moje dziecko bez jakichkolwiek zastrzeżeń i wątpliwości było dla mnie jasne jak słońce, inaczej by być nie mogło. Ale dodatkowo świadomość, że mój chłopak będzie przy mnie zawsze, dodawała mi odwagi i napawała niesamowitą nadzieją.

Nadzieją na to, że wreszcie wszystko się ułoży, a nawet jeśli w przyszłości coś się popsuje i świat się nam zawali, to i tak damy radę, przetrwamy wszystko.

Razem.

Bo razem jesteśmy silniejsi.


********


- Nie rozumiesz, że nie mam zamiaru z tobą rozmawiać?! – usłyszałam krzyk Elizabeth, dochodzący z piętra domu, gdy w kuchni gotowałam obiad – Więc możesz od razu zabierać swoje manatki i się wynosić!

- O nie, co to to nie! – odpowiedział jej równie wściekły Mathew – Nie odejdę stąd, dopóki nie dasz mi wszystkiego wytłumaczyć. Nie poddam się!

Chwilę później dobiegł mnie tupot stóp na schodach i w korytarzu pojawiła się rozzłoszczona siostra Gabriela. Widząc, że jestem w kuchni, weszła do pomieszczenia i usiadła na stołku przy kontuarze.

- Widzę, że żrecie się jak pies z kotem. – powiedziałam, obierając ogórki na surówkę – O co tym razem poszło?

- O to, że ten palant nie wie, co oznacza słowo ,,nie". – odparła Beth, wciąż zła – Nie mam zamiaru przebywać w tym samym pomieszczeniu co on dłużej niż to absolutnie konieczne, a tym bardziej słuchać jego żałosnych wymówek. Jedyne, w czym ten facet jest dobry to permanentne kłamanie. Nie uwierzę mu choćby nie wiem co.

- Może jednak powinnaś dać dojść mu do słowa? – spytałam ostrożnie. Wiedziałam, że jedno słowo nie tak i mnie również się oberwie.

- Serio?! – dziewczyna popatrzyła na mnie z niedowierzaniem – Ty też przeciwko mnie?

- Nie jestem przeciwko tobie. – sprostowałam – Po prostu uważam, że potem będziesz żałować, jeśli go nie wysłuchasz. Wiem, jesteś zdecydowana, żeby nie dawać mu kolejnej szansy, choćby nie wiem co. I wcale nie mówię, że masz do niego wracać. Ale serio, nie jesteś ciekawa, dlaczego te osiem lat temu zniknął z dnia na dzień bez słowa? Wysłuchaj Mathew z czystej ciekawości. Przecież rozmowa z nim nie znaczy od razu, że macie do siebie wracać i na nowo układać sobie razem życie.

- Nie wiem... - westchnęła Elizabeth, trochę spuszczając z tonu – Muszę to sobie na spokojnie przemyśleć.

- I bardzo dobrze. – odpowiedziałam – Nic pochopnie. Matt i tak się stąd nie ruszy, sama słyszałaś.

- Taaa.- mruknęła dziewczyna – Słyszałam już z pięćdziesiąt razy. On jest jeszcze bardziej uparty niż ja.

- Trafił swój na swego. – zaśmiałam się, a dziewczyna uśmiechnęła się lekko.

Cieszyłam się, że ja i Elizabeth potrafimy teraz ze sobą normalnie rozmawiać, a nie skakać sobie do gardeł przy każdej nadarzającej się okazji. Pamiętam doskonale, jak odkąd się tutaj pojawiłam prawie rok temu, siostra Gabriela pałała do mnie bezzasadną nienawiścią.

- Umówiłem nas na jutro na dwunastą na pierwszą wizytę do ginekologa. – powiedział Gabriel, wchodząc do kuchni.

- Moment, moment. – pokręciłam głową, nie do końca rozumiejąc – Jaka wizyta? Jaki ginekolog?

- Przecież jesteś w ciąży, tak? – wyjaśnił mój chłopak – To chyba logiczne, że musimy chodzić do ginekologa, żeby upewnić się, czy z dzieckiem wszystko w porządku, a przede wszystkim, który to dokładnie tydzień.

- No tak, masz rację. – zgodziłam się z nim – Kompletnie wyleciało mi to z głowy.

- Widzisz, ja za to pomyślałem o wszystkim. – zaśmiał się Gabriel, całując mnie w czubek głowy.

- Dziękuję. – rzuciłam, całując go w podbródek.

- No, gołąbeczki. – wtrąciła Elizabeth – Zostawię was samych, bo od tego waszego słodzenia robi mi się niedobrze. Poszukamsobie ciekawszego zajęcia niż patrzenie na wasze umizgi. A, tak na marginesie braciszku, jeśli coś zawalisz to będziesz miał ze mną do czynienia.

Popatrzyłam na dziewczynę zaskoczona, a ona puściła do mnie oczko, uśmiechając się lekko, po czym zostawiła nas samych.

- Nie wiedziałem, że moja siostra jest tak opiekuńcza w stosunku do ciebie. – powiedział Gabriel, unosząc jedną brew.

- Ja też nie. – zaśmiałam się, a następnie uwolniłam z objęć mężczyzny i wróciłam do gotowania obiadu. 

Niedługo potem jedzenie było gotowe. Razem z Kimberly nakryłyśmy do stołu.

- I co, wyjaśniło się coś między tobą a Josephem? – spytałam, stawiając talerze.

- Jeszcze nie mieliśmy okazji porozmawiać. – westchnęła – Trochę boję się tej rozmowy, bo nie wiem, co od niego usłyszę. Poza tym, sama też do końca nie wiem, czego chcę.

- Kim, obie doskonale wiemy, że Joseph wciąż cię kocha i ty też za nim szalejesz. – popatrzyłam na nią znacząco – Daj sobie szansę na szczęście i nie słuchaj innych. To twoje życie i twoje decyzje.



----------------------------------------------------------


W środę pojawi się epilog i to będzie już koniec tej historii :-(. 

Piszcie w komentarzach, co myślicie i gwiazdkujcie ;-).  

Inny: WalkaWhere stories live. Discover now