16. Plan działania i ,,sama tego chciałaś".

2.2K 120 7
                                    

Kiedy ja i Gabriel się pogodziliśmy, poczułam jakby kamień spadł mi z serca. Zrozumiałam, że cały czas przez to, że go odpychałam, tylko utrudniałam sobie życie. Raniłam siebie i jego.

- No wreszcie. – powiedziała Kim, kiedy wróciliśmy do pokoju – Już myślałam, że już zawsze będziecie żyć jak pies z kotem.

- Oj daj im spokój. – odparła Elizabeth – Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie.

- No właśnie. – zgodziłam się z nią – Więc co teraz?

- Na pewno nie możemy tu zostać. – stwierdził Gareth – Myślę, że najmądrzej będzie, jeśli po prostu wrócimy teraz do was do domu.

- Ale przecież Adam będzie nas tam szukał. – powiedziałam, marszcząc brwi – To najoczywistsze miejsce, w którym możemy się ukryć.

- Prawda jest taka, że gdziekolwiek byśmy się nie ukryli, twój ojciec będzie krok za nami. – wyjaśnił Howe – A przynajmniej w domu mamy większe szanse, w końcu jesteście u siebie. Będziemy mieć nad nim przewagę.

- Gareth ma rację. – zgodził się z mężczyzną Gabriel – Ukrywanie się po kątach nie ma sensu. Wracajmy do domu.

Godzinę później wszyscy razem wsiedliśmy do vana i ruszyliśmy w drogę powrotną, do domu. Na początku miałam mieszane uczucia co do tego, czy powinniśmy wracać, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że Gabriel i Gareth mają rację – w domu jesteśmy najbezpieczniejsi, nawet jeśli mój ojciec przyjdzie tam za nami.

Kiedy dojechaliśmy już na miejsce, Gabriel pomógł mi wysiąść z samochodu, a ja rozejrzałam się po posesji. Mimo, że nie było nas tylko kilka dni, to miałam wrażenie, że minęła cała wieczność.

- Dobrze wrócić do domu. – zaśmiała się Elizabeth, wyciągając klucz z kieszeni, po czym otworzyła drzwi.

Jak tylko przekroczyliśmy próg domu, skierowałam się do kuchni i nalałam wody do czajnika, a następnie otworzyłam lodówkę, żeby zobaczyć, czy mamy coś, z czego można by przygotować jakieś jedzenie.

Z tego wszystkiego rano wyjechaliśmy z motelu bez śniadania i na pewno wszyscy umieraliśmy już z głodu. No przynajmniej ja.

- Pomóc ci? – zapytał Gabriel, podchodząc do mnie od tyłu, po czym objął mnie w pasie i przyciągnął do swojej piersi. Minie jeszcze trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do jego dotyku, a raczej do tego, żeby nie odskakiwać od niego za każdym razem jak rażona piorunem.

- Nie, dam sobie radę. – uśmiechnęłam się, gdy złożył delikatny pocałunek w zagłębieniu mojej szyi – Postaram się przygotować coś do jedzenia na szybko, chociaż lodówka nie wygląda imponująco.

- Zajrzyj do spiżarni, tam zawsze trzymamy więcej jedzenia. – poradził mi Gabriel i zanim sama zdążyłam to zrobić, otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Po chwili wrócił z dwoma pętami kiełbasy, pomidorami i workiem ziemniaków. – Teraz chyba lepiej, co? – zaśmiał się.

- Zdecydowanie. – zgodziłam się z nim.

- Na pewno nie chcesz pomocy? – spytał, gdy ja zabrałam się za obieranie ziemniaków.

- Nie, naprawdę. – zapewniłam go po raz kolejny – Lepiej wracaj do pokoju i zobacz, o czym oni rozmawiają. Nie chcę potem dowiedzieć się o wszystkim ostatnia. 

- Okej, to już tam idę. – obiecał mi Gabriel, a ja zostałam w kuchni sama.


********


- Koniecznie musimy dowiedzieć się, co jest w tym budynku, w którym nas trzymali. – oznajmił Gareth, gdy po południu wszyscy zebraliśmy się w jadalni – Kiedy tam byliśmy, miałem wrażenie, że to jakiś rodzaj laboratorium, czy coś takiego.

- Dokładnie. – zgodziłam się z nim – Ci niby nasi ,,strażnicy" byli ubrani w mundury, jak żołnierze. Ale jestem prawie pewna, że do prawdziwych żołnierzy im daleko.

- A to czemu? – zapytała mnie Kimberly.

- A temu, że tak naprawdę w ogóle nie byli zainteresowani tym, co my robimy. – wyjaśniłam jej – Myślę, że żołnierze byliby bardziej czujni i nie pozwolili nam tak łatwo uciec.

- Racja. – zgodził się ze mną Joseph – Póki Adam nie zaskoczył nas w tej uliczce, byłem przekonany, że to całe przetrzymywanie nas to jeden, wielki żart.

- Nawet kiedy już nas zauważyli w tym zaułku, to niespecjalnie się starali. – dodała Beth – Przecież bez problemu wsiedliśmy do samochodu razem z Kim i Natalie. Potem niby nas gonili, ale udało się nam ich zgubić i od tego czasu mamy święty spokój.

- ,,Nie chwal dnia przez zachodem słońca". – powiedziałam, wskazując na nas palcem – To, że jeszcze go tutaj nie ma, nie znaczy, że czegoś nie kombinuje.

- Proponuję, żebyśmy jeszcze raz, na spokojnie pojechali do tego budynku. – zaproponował Gabriel.

- To chyba nie jest dobry pomysł. – mruknęłam – Przecież tam roi się od sługusów Adama. 

- Ale jeśli odpowiednio się przygotujemy, to damy radę. – odpowiedział mi – Inaczej nijak się nie dowiemy, co jest tak naprawdę w tym budynku. I co kombinuje twój ojciec. Póki co wiemy, że dąży do tego, żeby ujawnić istnienie łowców i innych stworzeń ludziom. Wszyscy jesteśmy świadomi aż za dobrze, co się stanie, jeśli mu się powiedzie. Dlatego musimy działać szybko i zdecydowanie. Nie ma czasu do stracenia. 



********



Wieczorem szykowałam się do snu, gdy drzwi mojej sypialni stanęły otworem.

- A co ty tutaj robisz? – zapytał zaskoczony Gabriel, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi.

- Szykuję się do spania. – odpowiedziałam, patrząc na niego jak na wariata – Przecież to moja sypialnia, prawda?

- Nie, bo od dzisiaj śpisz ze mną. – oznajmił mi, a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

- A ustaliłeś to z....? – zawiesiłam głos, licząc, że to da mu do myślenia. Niestety, moje nadzieje były płonne.

- Z sobą samym. – stwierdził – A teraz chodź, zanim stracę cierpliwość. Jestem zmęczony i chcę się położyć do łóżka.

Skrzyżowałam ręce na piersi i popatrzyłam na niego znacząco. Nie miałam zamiaru odpuścić tak łatwo, mimo że myśl o dzieleniu z nim sypialni na stałe była dla mnie naprawdę kusząca.

- Nikt ci nie broni. – wzruszyłam ramionami – Ja też padam z nóg, więc dobranoc.

Odwróciłam się i jak gdyby nigdy nic podeszłam do szafy, aby wyjąć z niej swoją piżamę i ręcznik, gdy poczułam, że Gabriel obejmuje mnie ramionami w talii, a następnie przerzuca mnie sobie przez ramię.

Pisnęłam zaskoczona.

- Zwariowałeś?! – zapytałam, zwisając na jego ramieniu jak worek kartofli.

- Sama się o to prosiłaś. – odparł, wychodząc z mojej sypialni, a następnie skierował się do swojego pokoju, który znajdował się naprzeciwko. 



-------------------------------------------------------------


Kolejny rozdział pojawi się w niedzielę wieczorem :-). 

Inny: WalkaWhere stories live. Discover now