12. Adres i niespodzianka...

2K 115 10
                                    

Niedługo potem zatrzymaliśmy się przy ciemnych drzwiach, na samym końcu zaułka. Ethan otworzył je mocnym pchnięciem, po czym przepuścił nas przodem.

Kiedy znaleźliśmy się w środku, rozejrzałam się zaniepokojona. Okazało się, że znajdujemy się w czymś, co kiedyś zapewne było mieszkaniem, jednak teraz to była zwykła rudera. Na ścianach pojawiał się grzyb, linoleum na podłodze miało ubytki, a poza starą sofą, małym stolikiem kawowym i dwoma, drewnianymi krzesłami. W powietrzu pachniało stęchlizną i długo nie wietrzonym pomieszczeniem.

- Rozgośćcie się. – powiedział Ethan z krzywym uśmieszkiem na ustach – Chyba nie myśleliście, że zaprowadzę was do Miltona?

- Mieszkasz tutaj? – spytałam z niedowierzaniem.

- Oczywiście, że nie. – mężczyzna popatrzył na mnie tak, jakbym była pięcioletnią dziewczynką, a nie dorosłą kobietą – Ale to jedyne miejsce, w którym nie musimy się martwić, że ktoś nas podsłucha.

- No więc. – Gabriel skrzyżował ręce na piersi, stając lekko przede mną – Co masz nam do powiedzenia?

- Wasi informatorzy się nie mylą. – wyjaśnił Ethan – Adam Perry rzeczywiście był widziany w East Harlem. Z tego co wiem to nawet wynajął sobie jakieś mieszkanko w jednej z lepszych okolic w tej dzielnicy.

Nawet nie wiedziałam, że mój ojciec ma na nazwisko ,,Perry". Po chwili dotarła do mnie dopiero dalsza treść wiadomości mężczyzny – mój ojciec rzeczywiście tutaj jest.

- To co robimy? – zapytała Elizabeth, patrząc na każdego z nas po kolei.

- Pójdziemy tam, gdzie podobno mieszka teraz Adam. – oznajmił Howe – A ty, Ethan, nas tam zaprowadzisz.

- Co to, to nie. – zaprzeczył, nagle jakby czymś przerażony albo zdenerwowany – Wybadałem i zasięgnąłem uszu, gdzie się dało, co nie było łatwe. Niektórzy mimo, że gadali, to patrzyli na mnie z nieufnością. Zrozumcie, niełatwo zdobyć zaufanie ludzi z tej dzielnicy, a jeśli zacznę za bardzo węszyć, albo wściubiać nos w nie swoje sprawy, to następnego dnia rano znajdziecie mnie z kulką w sercu. A ja nie mam życzenia śmierci. Poza tym, za długo pracowałem na swoją pozycję, żeby teraz ot tak ją stracić.

- Posłuchaj... - zaczął Gabriel, wyraźnie rozeźlony jego słowami, ale w tym samym momencie odezwał się Gareth.

- Dobrze, rozumiem cię. – powiedział – W takim razie podaj nam tylko adres. To tyle.

Ethan niechętnie pokiwał głową, po czym szybko zapisał nam ołówkiem na karteczce adres mieszkania i szybko wyjaśnił, jak tam trafić.

- A co jeśli to pułapka? – zapytał Joseph, gdy wracaliśmy już na parking, do naszego samochodu.

- Szczerze w to wątpię. – odpowiedział Howe – Znam Ethana już ładnych parę lat. Zanim zrezygnował z bycia łowcą, był jednym z moich najlepszych tropicieli. Nie sądzę, żeby nas okłamał.

Zaskoczyło mnie to, że z bycia łowcą można ot tak zrezygnować. Zawsze traktowałam to jak część jestestwa, tak jak bycie człowiekiem – przecież tego nie można rzucić. A teraz okazuje się, że można pożegnać się z polowaniami i żyć normalnie...z wyjątkiem tego, że jest się nieśmiertelnym.

-Już myślałam, że się was nie doczekam. – powiedziała Kim na nasz widok, oddychając z ulgą I czego się dowiedzieliście?

- Musimy podjechać w jedno miejsce. – rzuciłam – Prawdopodobnie jest tam teraz Adam.

- Okej. – odparła tylko moja przyjaciółka, chociaż widziałam, że chętnie bardziej pociągnęłaby mnie za język.

- Nie martw się. – powiedział nagle Gabriel, nachylając się w moim kierunku. Jego oddech połaskotał moje ucho. – Wiesz, że zawsze będę przy tobie.

Inny: WalkaWhere stories live. Discover now