Rozdział szósty

263 29 12
                                    

~*~

Poczułem jak gdzieś we mnie coś pęka. Kolejna szczelina rozdzierała moje serce, dzieląc je na mniejsze elementy, które ledwie trzymały się w całości. Niesamowity ból ogarnął całe moje ciało... A może tylko umysł? Jednak zasłużyłem na to co zaraz usłyszę. Zasłużyłem na całą złość, nienawiść i szyderstwa. Mimo to... Jego słowa, gesty.. Będą rozdzierały małą cząstkę mnie, która będzie pragnęła w tym momencie przytulić chłopaka. Nawet nie zauważyłem kiedy tak bardzo oddaliliśmy się od siebie. W naszej relacji wszystkie światła, które miały wskazywać naszą przyszłość zgasły. Stanęliśmy na środku nicości, daleko od siebie, nie wiedząc co dalej zrobić. Teraz tylko od nas zależy jak potoczy się nasza historia. Razem? Pomimo różnic charakteru, zachowania, upodobań, czy może poddamy się i pójdziemy w osobne strony, tłamsząc w sobie ostatki uczuć jakie czujemy do siebie. Chciałbym nawet w niewielkim stopniu czuć nadzieję, że pierwsza opcja jest chociaż w jednym maleńkim procencie realna, ale wszystko we mnie krzyczało, że to koniec. 

Jesteśmy dla siebie chodzącymi iskrami, które w każdej chwili mogą spowodować wielki wybuch nienawiści.  Nastoletnia miłość? Już dawno została zabita przez problemy życia codziennego. A ta prawdziwa miłość? Jeżeli naprawdę między nami jest potrzebuje czasu, tak jak i my. Nasza relacja stała się toksyczna, powoli wyniszczając nas obu. Jednak jak zwykle, życie daje fizycznego kopa tylko jednej ze strony. Czuje się okropnie, że kolejna fala bólu spływa na Nikodema tak nagle jak lawina. Życie jest niesprawiedliwe i nie zna czegoś takiego jak równe rozstawianie bólu. Mówię to ja. Aureliusz członek pełnej, szczęśliwej rodziny, który od dwóch lat ma małą siostrzyczkę. Aureliusz, który jest w pełni zdrowy zarówno fizycznie jak i psychicznie.  Aureliusz, który jest duszą towarzystwa. Oraz Aureliusz, który jest, a może i był miłością Nikodema, chłopaka którego życie nie oszczędzało pod każdym względem. Rozwód, strata siostry, wypadek za wypadkiem, problem życia codziennego i teraz choroba.

-Aurel obiecałeś mi, że spędzisz ze mną ten wieczór. Ja naprawdę nie chciałem dużo. Wystarczyło mnie przytulić i poczekać aż zasnę. Wtedy mogłeś spokojnie wyjść na tę głupią imprezę.  A tak? Jak głupi wczoraj czekałem na ciebie do czwartej nad ranem, płacząc w głupią poduszkę i jedząc te głupie lody. Mam tego dość.  Obietnic się nie łamie idioto.- Jego głos był spokojny. Wręcz nie pasował do tej sytuacji. On powinien być zły, wściekać się, narzekać, krzyczeć. Wziąłem głęboki oddech i chwyciłem jego delikatnie drżące dłonie. 

-Nikodemie. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale... Chyba lepiej byłoby... Gdybyśmy się rozstali. To co się dzieje wokół nas.. Sprawiło, że to co nas łączyło stało się nijakie, bezbarwne, a wręcz.. Toksyczne. Oboje wiemy, że jesteśmy dla siebie jedynie dodatkowymi problemami dlatego...-Zagryzłem wargę. Jestem tchórze, który zawsze ucieka od problemów. Tak. Mój kochanek stał się dla mnie problemem nie do rozwiązania.  Dlatego... Może to rozstanie będzie dla nasz czymś dobrym? Poczułem jak dłonie chłopaka zaciskają się na moich, a jego oczy delikatnie się zaszkliły. Mimo tych sygnałów pokiwał twierdząco głową. Mój kochany dzielny chłopaczek.

-Tak masz rację. Tak będzie lepiej. - Jego głos stał się tak słaby, że ledwie mogłem dosłyszeć słowa, które Niko do mnie wypowiadał.

-Spakuje się i jeszcze dzisiaj wyprowadzę się stąd do jakiegoś znajomego. Możesz zatrzymać Hope. Będzie z tobą szczęśliwsza- powiedziałem cicho, odwracając wzrok. Nie mogłem patrzeć na tę sytuację. Czułem jak moje serce całkowicie pęka rozsypując się na tysiące małych kawałków, które sprawiał niemiłosierny ból.

Wstałem i po raz kolejny zachowałem się jak tchórz, wychodząc z pomieszczenia.  Zacząłem pakować swoje rzeczy, dzwoniąc do znajomego, by umówić sobie nocleg. Gdy znalazłem się sam poczułem ulgę. Jakby wszystkie ciążące mi problemy, cały ciężar nagle magicznie zniknął.  Wszystko to sprawiło, że poczułem nadzieję, nadzieję na lepsze jutro. Może to zerwanie naprawdę będzie dla nas czymś zbawiennym?  A jeżeli to co do siebie czuliśmy to było po prostu przywiązanie, a miłości nigdy nie było?Sami narzuciliśmy na siebie tę ciężką relację, próbując udawać miłość, której nigdy nie było?

-Aureliuszu?-usłyszałem nagle głos Nikodema, gdy stanąłem za drzwiami do mieszkania, czekając na swojego kolegę. Wziąłem ze sobą najważniejsze rzeczy, po resztę miałem przyjść do chłopaka innym razem.

-Tak?-spytałem się posyłając mu delikatny uśmiech, by dodać mu otuchy, jednak gdy zobaczyłem jago wyraz twarzy szybko spoważniałem.

-Nie chcę żadnej przyjaźni. Jeżeli wychodzisz z mojego życia to raz na zawsze. Nie mam ochoty cierpieć za każdym razem, gdy będę ciebie widział. Zaakceptuj to i uszanuj.-Zamknął z trzaskiem drzwi, zostawiając mnie zszokowanego na klatce schodowej. 

~*~

-Idiota-mruknęła dziewczyna, odsuwając się ode mnie. Wyczuwalnie była na mnie zła za to co jej właśnie opowiedziałem.  Chciała przecież prawdy, a ja jej ją właśnie dostarczyłem. W taki oto sposób straciłem miłość swojego życia. Tak wygląda prawda. Straciłem go. Prawdopodobnie na zawsze. Mimo to przychodzę tu do niego z nadzieją.

-A może w końcu powiesz mi co ty tutaj robisz [Twoje imię]? Przecież doskonale wiem, że urwałaś kontakty z Nikodemem i ze mną. Dlaczego tak nagle wróciłaś, dlaczego tak nagle pojawiłaś się znów w naszym życiu?-spytałem, mierząc ją swoim zimnym spojrzeniem. Dzisiejsza noc należała do ciężkich, ale jeżeli ma to być noc oczyszczenia to niech każdy oczyści siebie całkowicie. [Twoje imię] czekam na twoją historię.

~~~~

Czy ktoś się tego spodziewał?

CZY KTOŚ SIĘ TEGO SPODZIEWAŁ.

Nie~

Nie ważne.

Przesyłam wam dużo miłości.

I ZAPRASZAM ZA NIEDŁUGO NA NOWĄ KSIĄŻKĘ.

Czuje, że wam się spodoba.


Halo? Aurel?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz