Pierwsze dni w Obozie mijały im cudownie. Elodie poznała jeszcze więcej swoich braci i sióstr, którzy zjechali do domu na wakacje po męczącym roku szkolnym i cały domek Afrodyty przeistoczył się w jedno wielkie spa dla przemęczonych i wykończonych od stresu nastolatków. Nie wychodzili z niego tak długo, aż nie odbyli codziennej rutyny pielęgnacyjnej. Liz oczywiście nie spodziewała się spotkania w Obozie jakiegoś swojego rodzeństwa, więc wcale się nie zawiodła, ale wystarczyło jej ujrzenie swoich przyjaciół z domku Demeter. Mary i Alan byli szczególnie rozentuzjazmowani na to spotkanie. Od razu po przywitaniu zaczęli przedstawiać dziewczynę reszcie rodzeństwa, na co Liz się trochę speszyła, ale ostatecznie wyszła z tego cało i mogła teraz znowu spędzać całe dnie z nimi na łonie natury.
Najbardziej jednak z całej czwórki, jeśli to w ogóle możliwe, cieszył się Joachim. Bardzo brakowało mu taty, bo przecież nie mogli się spotykać podczas przyziemnych dni spędzanych w polskiej szkole. Dla Jojo Apollo był idealnym i najlepszym ojcem, jakiego ktokolwiek mógłby mieć. Gdy bóg wreszcie drugiego dnia się pojawił, sprawiając że do każdego okna wpadło oszałamiające słoneczne światło, wszystkie jego dzieci rzuciły się mu na powitanie. Jego przybycie nie było czymś nadzwyczajnym, bo jako jedyny bóg bywał tu dość regularnie. Widać było, że naprawdę stara się nie zawieść jako ojciec. Joachim czekał wytrwale na swoją kolej na spotkanie z tatą, żeby pokazać mu zdjęcia swoich najlepszych obrazów i puścić nagrania swojej gry na skrzypcach.
***
Serce Kate radowało się już na tydzień przed przyjazdem do USA. Tyle niepewności i niebezpieczeństw wiązało się z tą wyprawą, ale ona jednak nie dawała pesymistycznym myślom za wygraną i proszę – stała teraz tutaj na wzniesieniu z zamkniętymi oczami i brała głębokie wdechy tego cudownie świeżego tak dobrze znanego powietrza. Wiedziała co zobaczy gdy otworzy powieki i nie mogła się doczekać, ale chciała dać sobie jeszcze chwilę spokoju. Czuła jak tęsknota spływa z jej ciała – ucieka z serca, w kierunku stóp i wylewa się gdzieś w podłoże, zostawiając Kate szczęśliwą ponad miarę. Nie miała w zwyczaju skakać pod sufit, gdy spotkało ją coś ekscytującego, jednak gdy otwarła oczy, z radości zaczęła biec przed siebie. Przed nią rysowała się obozowa stajnia.
Dziewczyna wpadła roześmiana przez frontowe drzwi do środka i dopiero wtedy zatrzymała się, aby zaczerpnąć tchu. Jak dobrze, że nikt jej teraz nie widział, bo pomyślała, że padłaby ze wstydu. No, może jednak nie nikt – jak tylko przekroczyła próg, spoczęło na niej spojrzenie co najmniej pięciu nieufnych par oczy. Gdy jednak podeszła do pierwszego z nich i łagodnie pogłaskała po łbie, pegazy rozpoznały nowoprzybyłą i zaczęły radośnie parskać, domagając się trochę uwagi swojej ulubionej jeźdźczyni.
To grupowe powitanie przerwał po kilku minutach pewien młody chłopak, prowadzący za uzdę jedną z pegazów.
-Proszę, proszę, a ja tu się dziwię, co spowodowało takie poruszenie, że słychać już daleko przed wejściem – powiedział wysoki nastolatek, wprowadzając klacz do boksu, a potem skupił uwagę na Kate. – Z tego widoku to i ja się bardzo cieszę.
-Cześć Erik – rzuciła krótko speszona dziewczyna i żeby nie dać niezręcznej ciszy zapanować w stajni, podeszła do klaczy i zaczęła ją głaskać. Po chwili jednak doznała szoku i z wrażenia cofnęła się kilka kroków. Erik podtrzymał ją przed upadkiem na tą nierówną podłogę. – Czy ona jest...?
-Tak – młody mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Nasza dziewczynka spodziewa się dzidziusia.
Kate nie mogła się otrząsnąć z zaskoczenia, ale i z ogromnej fali szczęścia, która właśnie ją zalewała. Wpatrzyła się jak zahipnotyzowana w wielki brzuch ciężarnej, nie mogąc pojąć tego cudu, który miał się niedługo wydarzyć.
-Kiedy...? – miała spytać, ale starszy instruktor już wiedział o co jej chodziło.
-Już zaraz – mówił dumnym głosem. – Najwyżej tydzień.
Dopiero gdy Kate zachciała jeszcze raz pogłaskać pegazkę, zdała sobie sprawę, że nadal znajduje się w anty-upadkowych objęciach Erika. Zaczerwieniła się chyba aż po czubki uszu i szybko odskoczyła od syna Aresa.
-Ja... eee... wpadnę tu jutro – wyjąkała speszona w drodze do drzwi. – Jak już się rozpakuję i ustalę rozkład dnia.
-No tak, rozkład dnia najważniejszy – pokiwał głową z uśmiechem. – To do jutra, Kate!
Dziewczyna nawet mu nie pomachała, taka była zawstydzona. Co się z nią stało?, myślała sobie. Przecież to do niej zupełnie niepodobne, żeby tak ulegać emocjom i jeszcze uciekać bez powodu. Nonsens. Ale gdy tylko przypomniała sobie silne ręce syna Aresa na jej talii, znów uderzyła ją fala ciepła i zrezygnowana swoją niezaznaną dotąd reakcją, czym prędzej oddaliła się od stajni.
CZYTASZ
Kiedy ucichną szepty // świat Obozu Herosów
FantasyUlubiona piątka herosów powraca w nowych przygodach. Są starsi i przygotowani na więcej wyzwań. Tym razem muszą zmierzyć się z wrogą organizacją, z którą niebezpiecznie wiele ich łączy. W międzyczasie dowiadują się o swoich nowych możliwościach, ale...