Rozdział 31

14 2 0
                                    

Kate nie mogła spać całymi nocami, myśląc o swojej nowej przypadłości. Przewracała się w łóżku z boku na bok, rozmyślając co to dla niej oznacza. Odkąd tylko wyszła z ich obozowego szpitala, zastanawiała się czy pójść do stajni i pozwolić sobie doświadczyć tego jeszcze raz. Zdarzało jej się nawet spotkać Erika, ale zamiast porządnie się przywitać, rzucała mu ucięte powitanie i oddalała się czym prędzej. Cały czas miała w głowie słowa rodzeństwa. Ich pogardę i rozbawienie na samą myśl o takiej umiejętności. Ich zapewnienia o wzgardzie i złości matki, jeśli kiedykolwiek się dowie. Ale przecież... to nie była wina nastolatki. Nie prosiła się o to. Czy ludzie nie mogli zrozumieć, że to samo do niej przyszło? Może Rita miała rację. Może do wszystkiego dadzą radę się przyzwyczaić. Po prostu przy takich nowościach potrzeba więcej czasu. Tylko... czy ona da radę się z tym kiedykolwiek oswoić?

Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła bawić rąbkiem kołdry, bijąc się z myślami. Wreszcie zdecydowała się na ten poważny krok. Lepsze działanie niż bierne czekanie. W końcu... jakoś to przecież będzie. Otuliła się swoim miękkim szlafrokiem, wcisnęła na nogi trampki, nawet ich nie wiążąc i przemknęła się do stajni. Starała się nie robić przy tym żadnego hałasu, w końcu bogowie jedni tylko wiedzą, co inni herosi robią po nocach.

Dotarła do drewnianego wejścia, odetchnęła głęboko i wstąpiła do środka. Rozejrzała się po boksach. Większość pegazów smacznie spała, choć kilkoro z nich zaczęło wiercić się od wpadającego do środka księżycowego blasku. Dziewczyna czym prędzej zamknęła drzwi i sięgnęła po wiszącą z boku latarkę. Przeszła się wzdłuż przejścia. Zrobiło jej się głupio. Myślała że przyjdzie tu w nocy i co jej to da? Ale przynajmniej się przełamała. To już coś. Wcześniej spędzała tu przecież każdą wolną chwilę i chciała do tego wrócić.

Zbliżyła się do boksu ich młodej mamy. Pamiętała jak wielką więź poczuła z nią, kiedy ta była jeszcze w ciąży. Może... razem z urodzeniem małego pegaza, urodziła się jej umiejętność porozumiewania z pegazami?

„Witaj, pani" – usłyszała nagle w myślach podobny do rżenia głos. Cofnęła się kilka kroków i wytrzeszczyła oczy. Przed nią w dole leżała obudzona pegazka i wbijała w nią swoje wielkie ciemne ślepia.

-Eee... Cześć, Gwiazdko – zaczęła, prawie pytającym tonem. – Czy to ty do mnie mówisz?

„A mnie rozumiesz?" – zarżała.

Kate nie wiedziała co zrobić. Patrzyła jeszcze przez chwilę na młodą mamę, po czym pokiwała do niej głową i otworzyła furtkę. Przecisnęła się przez nią i uklękła na sianie. Gwiazdka dalej wlepiała w nią swoje ślepia. Kate poczuła dochodzące ją fale przyjaźni i nalegania na przybliżenie się. Domyślała się, że to pegazka jej to przekazuje. Ostrożnie się przysunęła i oparła o jej grzbiet. Leżała tak długo, patrząc w sufit i nie myśląc o niczym, skupiając się wyłącznie na cieple końskiego ciała i jego miarowym oddychaniu. Poczuła przyciągającą senność i po chwili zauważyła, że Gwiazdka zasnęła. Sama też chciała ulec, jednak wtedy zauważyła w sufitowym świetliku, że zaczyna się rozjaśniać. Musiała więc zostawić swoje ukochane pegazy i pobiegła na pożegnanie przyjaciółkom.

Kiedy ucichną szepty // świat Obozu HerosówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz