Nadeszła ta chwila.
Tak długo wyczekiwana, że nawet ja byłam niecierpliwa.
Z zewnątrz dochodziły do mnie głosy, które ze zdenerwowania lekko drżały. Ciała tych osób niespokojnie poruszały w miejscu, przestępując z nogi na nogę co chwila dopytując, czy aby na pewno wyglądają dobrze, a ja zastanawiałam się, dlaczego zgodziłam się zostać z tym wybuchowym zespołem. Każdemu z nich delikatnie poprawiałam włosy upewniając się, żeby ich uśmiechy były w pełni widoczne. Z gitarzystą było to trochę utrudnione, ale dawałam sobie radę.
Uśmiechnęłam się, dodając im otuchy. Sobie zresztą też.
— Za chwilę wychodzicie! — krzyknął jeden z ochroniarzy, przez co mięśnie Briana spięły się jeszcze bardziej. Chwyciłam jego twarz w moje palce i skierowałam ją w moją stronę. Drugą dłonią pogładziłam jego policzek, przez co delikatnie się uśmiechnął.
— Zapamiętaj. — wyszeptałam tak, aby słyszał tylko on. — Jesteś najlepszym gitarzystą na świecie, każdy cię doceni.
— Jesteś najlepsza. — skomentował i przelotnie pocałował moje usta.
— Wiem. — wzruszyłam ramionami jakby od niechcenia, dzięki czemu usłyszałam jego perlisty śmiech, który zawsze koił moje uszy. Mam wrażenie, że przez ten wyjazd zakochałam się w nim jak w nikim innym. Jakby nikt nigdy nie istniał, jakby on był tym pierwszym.
Uśmiechnęłam się przez napływ moich myśli i wspomnień, jakie wiązały się z jego osobą. Jego życzliwość, nasze pierwsze spotkanie, łąka i niezapomniana noc. Miałam wrażenie, że był to mój naprawdę pierwszy raz. Czy kiedykolwiek poczuję coś takiego z kimkolwiek innym?
Co ja gadam, nie będzie nikogo innego, Brian jest idealny.
Wykształcony, wrażliwy, dostrzega piękno świata pomimo jego realnej okrutności, jakie w sobie zawiera. Czego chcieć więcej?
— Gotowy, Freddie? — zapytał Roger wyrywając mnie z letargu. Spojrzałam na zadowolonego wokalistę, na którego ramieniu zawiesiła się Mary.
— Dajmy czadu. — odpowiedział i delikatnie zsunął rękę swojej dziewczyny, która z lekkim niezadowoleniem pocałowała go w policzek, przez co Fred poszerzył swój uśmiech, o ile to możliwe.
— Życz mi powodzenia. — szepnął mi do ucha Brian.
— Obyś zerwał strunę. — uśmiechnęłam się.
— No wiesz co? — wydął dolną wargę udając obrażonego, jednak na mnie nie można się gniewać. Złożył szybki pocałunek na moich wargach i ruszył za już podążającym zespołem. Wyglądali tak surrealistycznie, jakby tempo ich ruchów było zwolnione, a wszyscy dookoła zatrzymali się z wrażenia.
Brakowało tylko ukłonów. Przecież królowa idzie.
___
Tłum zdawał się być tak surrealistyczny, jakby postawiono tu zupełnie inną kapelę, owiele bardziej znaną.Coś jak The Rolling Stones czy coś..
Wszyscy byli wniebowzięci i skakali w rytm muzyki. Oczywiście nie byłam dłużna i również oddawałam się melodii wydobywającej się z głośników.
Klimat tego miejsca był niepowtarzalny, wręcz magiczny.
Nie była to jedna z większych sal, wręcz można by rzec, że była miniaturowa, gdyby ktoś porównywałby ją do innych, ale chyba w tym tkwiła ta unikalna atmosfera.
Oblizałam spierzchnięte wargi, które od jakiegoś czasu zaczęły boleśnie piec i lekko pulsować. Lecz nie to teraz się liczyło.
Liczyli się tylko oni, to jak niesamowicie porywali publikę, to jak potrafili skontaktować się nawet z człowiekiem na samym końcu sali. Po prostu ze wszystkimi.
CZYTASZ
Crazy Little Thing Called Love || ROGER TAYLOR & BRIAN MAY
FanficCo się stanie, gdy ogień zacznie walczyć z ogniem? Opryskliwa fotografka, Diana King, spotyka na swojej drodze najbardziej ekscentryczny zespół, jaki kiedykolwiek widziała. Smile zawróci jej w głowie, jak nie jeden uśmiech ukochanej osoby. Czy odda...