The beginning of the end.. // 13

135 8 39
                                    

Jak bardzo trzeba być nienormalnym, aby zostać z czwórką facetów, gdzie z jednym jesteś w bardzo negatywnych stosunkach, w jednym jesteś zauroczona, a reszta stara się po prostu przeżyć?

Bardzo.

Nie mam pojęcia, jak Freddie, John i Roger zdołali mnie przekonać, abym została z nimi jeszcze te dwa miesiące, ale im się udało. Jak zwykle osiągają to, co sobie zaplanowali.

Mary dziwnie nie włącza się w tą niezdrową kłótnie, co naprawdę mnie zaskoczyło, jednak nie będę na nią naciskać. Sytuacja w zespole robi się nieprzyjemna, a atmosfera, gdy wszyscy są razem, robi się gęsta.

Ale jak postąpiłby normalny, o zdrowym rozsądku człowiek?

Porozmawiał ze swoim chłopakiem, nawyrzucał mu swoje bóle, ewentualnie pobił, zgnoił, rozszarpał na strzępy, zatłukł..

Ogólnie to coś zrobiłby.

Ale ja?

Nie.

Ja siedzę jak skończona kretynka, omijając go i całej sytuacji z jak najdalszego punktu, aby tylko nie rozdrapywać powoli gojących się ran. Kolejne dni właściwie powodowały ropienie się jej, niżeli gojenie, ale pomińmy ten temat.

— Diana? — zapytał cicho John, delikatnie uchylając drzwi od pokoju. Odwróciłam się do niego, unosząc brew do góry. — Ktoś ważny do ciebie dzwoni.

— Jakim cudem? Jesteśmy w jakimś hotelu, gdzie nikt nie ma pojęcia, gdzie jestem. — prychnęłam — Jeśli to kolejna marna próba zbliżenia mnie i Briana, to darujcie sobie.

— Przykro mi to mówić, ale to naprawdę ktoś dzwoni. — westchnął cicho i otworzył szerzej drzwi, wpuszczając światło z zewnątrz. Przewróciłam oczami i wstałam z łóżka, kierując się leniwym krokiem w kierunku swobodnie wiszącej słuchawki. Kątem oka spojrzałam na Rogera, który przewracał pałeczkę pomiędzy palcami.

— Tak? — wymamrotałam, opierając się dłonią o ścianę.

Jesteś, kochana! — ucieszyła się starsza kobieta po drugiej stronie słuchawki. — Tak się cieszę, że cię słyszę i nic ci nie jest.

— Stało się coś? — zmarszczyłam brwi. — Zapłaciłam za czynsz, mam nadzieję, że wszystko w porządku. — westchnęłam, patrząc sugestywnie na niewinnie uśmiechającego się perkusistę.

— Z tym wszystko w porządku, ale.. — odchrząknęła włamano się do środka i prosiłabym cię, abyś wróciła się do Londynu, ocenić straty.

— Jak to włamano, nie rozumiem — zmarszczyłam brwi. — Nie mogę wrócić..

— Coś się stało? — zapytał Roger, podchodząc do mnie i oparł się o ścianę.

— Okej, przyjadę. — mruknęłam, rozłączając się. — To twoja wina. — wskazałam palcem wskazującym na niego, przez co spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem — Wracam do Londynu.

— Wrócę z tobą, cokolwiek się stało. — westchnął, podążając za mną do pokoju.

— Jutro mamy koncert, kochany. — zaśmiał się cicho wokalista — Więc wykluczone.

— Nikt nie pytał się ciebie o zdanie. — mruknął jasnooki i spojrzał w moją stronę. — Jadę z tobą.

— Jak chcesz. — wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam walizkę, dając ją na łóżko i zbierając porozrzucane ubrania po podłodze.

— To było szybkie, jak na ciebie. — zaśmiał się, podając mi ubrania z różnych zakamarków ciemnego pokoju.

— Co masz na myśli mówiąc "jak na mnie"? — zapytałam zirytowana i wzięłam od niego ubrania, mierząc go lodowatym spojrzeniem.

— Mam na myśli zgodzenie się, żebym z tobą jechał. — uśmiechnął się zwycięsko, na co jedynie mogłam przewrócić oczami. Nienawidzę jego walonego uśmiechu. Chyba jestem jedyną kobietą, która to powiedziała ale tak. Nienawidzę Rogera Taylora.

— Nie mam siły się z tobą kłócić w tym momencie, wiesz? — mruknęłam zdenerwowana, zapinając walizkę i upewniając się, że wszystko ze sobą wzięłam. — Ten jebany pomysł z wyjazdem z wami był idiotyczny, — powiedziałam, patrząc na niego. — irracjonalny, głupi w zasadzie. — mruknęłam. — Najbardziej żałuję kłótni z tobą i faktu, że wracam do domu jak jakaś zabawka.

— Hej, zastopuj chwilę. — powiedział, trzymając mnie za barki, przez co został obdarzony ostrzegawczym spojrzeniem, jednak go zignorował. — Nie jesteś zabawką, a Brian żałuje tego, co zrobił. — powiedział zbyt spokojnym tonem jak na niego. — Rozumiem, że nienawidzisz go, ja też mam ochotę mu przywalić, — mruknął. — ale zostań dla mni- nas.

Co miałam zrobić, gdy patrzyłam w jego piękne, ogromne niebieskie oczy? Westchnęłam jedynie, nie będąc pewna swoich słów i czynów i jedynie, o czym pomyślałam, to o jego ustach. O jego walonych ustach.

— Wal się. — wyszeptałam, obejmując go wokół szyi i musnęłam delikatnie jego usta, wplątając palce w jego włosy i przymknęłam oczy. Blondyn, z początku mocno zszokowany i ogarnięty nieopisanymi emocjami, zaczął przejmować dominację w pocałunku i oparł nas o ścianę, starając się wykorzystać każdą możliwą sekundę mojej uległości, jaką mu dawałam.

Po paru chwilach oddzieliliśmy się od siebie, zachłannie łapiąc powietrze i patrząc sobie przy tym głęboko w oczy.

Cholera.

Pocałowałam Rogera Taylora.

No i co teraz?
___
yo i'm back
tak, zamierzam skończyć tą książkę, a to jest rozdzialik na potwierdzenie moich słów.
również zamierzam napisać pare ff, gdzie na pewno będzie klars, którego brakuje na watt i kirk hammett, bo go kocham z całego mojego serduszka a nawet więcej
so
mam nadzieję, że ktoś na to czekał, czy coś i może umiliłam komuś dzień tą niespodzianką
więc joł do następnego

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 21, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Crazy Little Thing Called Love || ROGER TAYLOR & BRIAN MAYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz