We need you, honey. // 12

292 27 50
                                    

Łzy ciekły mi strużkami, a mój żałosny szloch wypełniał cały pokój. Aktualnie zmarnowałam szansę u najbardziej uroczego mężczyznę na całej ziemi. Złamałam mu sercę bezlitośnie szarpiąc je na kawałki i obdzierając go z jakiejkolwiek nadziei na lepszą przyszłość ułożoną ze mną.

Właściwie to mu pomogłam, przyszłość ze mną byłaby beznadziejna.

Wylewając kolejne łzy usłyszałam pukanie do drzwi. Zniechęcona kazałam się wynosić przeszkadzającej mi osobie, jednak John z tacą w ręku wszedł bezceremonialnie i usiadł obok mnie.

— Herbaty? — zapytał, delikatnie się uśmiechając. Pokręciłam przecząco głową, przez co basista westchnął. — Ani Brian, ani ty nie chcecie powiedzieć, co się stało.

— Brian nie powiedział? — zapytałam, rozszerzając oczy. Długo nie wytrzymałam, zalewając się kolejnymi napadami łez. — Jestem okropna.

— Nie, nie jesteś. — powiedział, oplatając mnie ramieniem. — Zaśpiewałbym ci coś, ale koszmarnie śpiewam. — zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się przez łzy.

— Gdzie jest?

— Pije. — burknął.

— Nie pytałam, co robi, a gdzie jest. —  zmrużyłam oczy i przyglądałam się jego zakłopotanej twarzy. — No?

— Z Rogerem. — westchnął. — Czyli poszli na prostytutki.

— One też są kobietami. — poprawiłam go i wstałam z łóżka, ocierając rękawem łzy. — Tak jak ja.
___
Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Zwłaszcza, że był środek nocy, a ja nie miałam pojęcia, gdzie oni mogliby być. W okolicy jest tyle barów, a John sam dokładnie nie wiedział, gdzie się udali. Usłyszał jedynie, że "do baru, którego minęli po drodze".

Najgorsze, że po drodze nie zauważyłam baru. Przynajmniej przez najbliższe dwa kilometry bólu i cierpienia.

Pięty prawdopodobnie zdarłam do krwi, a zakwasy będą jutro o poranku bardzo wyczuwalne.

Normalne, jeśli chodzi o nocne wychodzenie w kapciach, które są nieco za małe.

— Niemożliwe, nie ma nic tutaj. — mruknęłam do siebie, odwracając się do tyłu. — Nawet ludzi.

Westchnęłam i obróciłam się do kierunku powrotu, gdy usłyszałam donośny śmiech kobiet. Obróciłam głowę i spotkałam nie kogo innego, a uroczego blondyna.

— Roger! — krzyknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę. Uzyskałam ją jedynie od jednej z dziewczyn, która natychmiastowo po ujrzeniu mnie, odwróciła się do jej kochanka. — Roger! — powtórzyłam, dzięki czemu mężczyzna obrócił się. Był ubrany w futrzaną kurtkę, która należała do mnie. Skrzywiłam się na to, jednak teraz nie miałam czasu na kłócenie o kawałek sztucznego futra, o czym niebieskooki chyba nie wie.

— Diana? — zapytał zdziwiony. — Co ty tu..

— Gdzie Brian? — przerwałam mu, rozglądając się dookoła, mając nadzieję, że loczek zaraz wyłoni się z ciemności i stanie przedemną ze słowami Wybaczam ci na ustach.

— Umm.. — zaczął, rozglądając się na boki. Alkohol dawał mu się we znaki, a dziewczyny otaczające go w talii zaczęły tracić cierpliwość. — Chyba został w klubie?

— Jakim klubie? — wycedziłam dwa słowa. — Nie ma niczego takiego w okolicy. — machnęłam ręką na potwierdzenie swoich słów.

— Możemy już iść? — zapytała jedna z nich, ciągnąc go delikatnie za rękaw.

Crazy Little Thing Called Love || ROGER TAYLOR & BRIAN MAYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz