Ze szpitala odbiera mnie babcia, chociaż prosiłem, żeby nie przyjeżdżała. Chciałem jej tylko powiedzieć, że wszystko w porządku i ma się nie martwić, że nie wróciłem na noc. Ale ona i tak pojawiła się nazajutrz przed wielkim, białym budynkiem. W sumie... Mamy tylko siebie. Musiałem skorzystać z automatu na szpitalnym korytarzu, żeby się z nią skontaktować, bo mój telefon jest już teraz tylko skopanym i zamoczonym wrakiem. Udało mi się wydobyć z niego jedynie kartę sim.
– Co ci się tak właściwie stało? – Pyta, patrząc na mnie zza szkieł swoich okularów. Zerkam na nią z góry. Wiem, że się o mnie troszczy, bo wychowuje mnie odkąd skończyłem pięć lat, a mama zginęła w wypadku. Ojciec zmył się jeszcze przed moimi narodzinami... Ale jestem dorosły i czasami mam dość jej narzekania i wypytywania.
– Muszę zadzwonić do szefa, powinienem być w pracy. – Szepczę. W szpitalu chcieli wezwać policję i konsultować mnie z psychologiem, ale nie chciałem. Wolę udawać, że nic się nie stało, bo tak jest łatwiej. Nie ma szans, że drugi raz wpadnę na grupę schlanych absolwentów mojego dawnego liceum, prawda? Żyję na tym świecie już dwadzieścia dwa lata, a pierwszy raz ktoś mi spuścił wpierdol.
– Nie zmieniaj tematu. Kto ci to zrobił? – Babcia zatrzymuje się przed taksówką. Siadam koło niej, na tylnym siedzeniu.
– Spadłem ze schodów. – Odpowiadam, najspokojniej jak umiem i wbijam wzrok w widok za oknem. Nie mogę jej powiedzieć prawdy, ona by tego nie przeżyła.
– Z jakich schodów? Jak?
– Normalnych, betonowych. – Spoglądam na nią przez moment.
– I na tych schodach zdarłeś naskórek z rąk, wybiłeś ząb, rozciąłeś brew i wargę i złamałeś nos? Nie okłamuj mnie, Amos. – Babcia uważnie patrzy mi w oczy.
– Czy ty masz jakieś problemy? – Pyta.
– Nie!
– Ktoś ci grozi? Okradli cię?
– Mówiłem ci, że spadłem ze schodów.
– I od tego upadku miałeś mokre spodnie i zaginęła ci kurtka? – Nie daje za wygraną. Doskonale wie, że kręcę.
– Pewnie jakiś bezdomny ją ukradł, gdy straciłem przytomność. Jakaś dziewczyna podobno wezwała pogotowie... Jej pytaj, nie mnie. - Robię się opryskliwy. Muszę zapalić! Muszę wrócić do domu, znaleźć notes z numerami, zatelefonować do szefa i do Blue...
– Jego twarz wygląda, jakby zderzył się z ciężarówką, a wmawia mi, że spadł ze schodów. –Odwraca wzrok i mamrocze do siebie. Nienawidzę tego. Nie cierpię, kiedy gada na mój temat w trzeciej osobie, gdy siedzę obok. Kierowca taksówki spogląda na nią we wstecznym lusterku. Wyłamuję palce. Pewnie zgłoszenie tego na policję mogłoby w czymś pomóc, ale szanse są marne. Najpewniej odwróciliby kota ogonem i wyszłoby na to, że wszystko i tak jest moją winą. Nie ma sprawiedliwości rodem z hollywoodzkich superprodukcji.
– Przygotowałam dla ciebie spaghetti. – Odzywa się niespodziewanie, więc uśmiecham się do niej ciepło.
– Dzięki.
– Podobno jakiś samochód prawie cię przejechał. – Babcia gada do mnie przez cały czas, kiedy płaci za kurs, a ja pomagam jej wysiąść. Wiem że pewnie w jakimś stopniu obwinia samą siebie, więc kiedy otwiera drzwi kluczem obejmuję ją, by dodać jej otuchy i pokazać że mi zależy. Poklepuje tylko moją dłoń i wpuszcza mnie przodem. Ile bym dał żeby tej feralnej nocy bezpiecznie dotrzeć do domu... Idę do swojego mikroskopijnego pokoju i spod łóżka wygrzebuję notes. Prędko odnajduję właściwy numer. Najpierw kierownik sklepu, potem Blue. Babcia krząta się po kuchni, kiedy stoję w korytarzu, z przyciśniętą do ucha słuchawką i dziękuję w duchu wszystkim bóstwom za to, że nie wyrzuciła stacjonarnego telefonu. Wsłuchując się w sygnał, spoglądam na swoje odbicie w wielkim lustrze babci. Mam szwy na brwi, które zdejmą za dwa tygodnie, na ustach pozostanie blizna, nos nastawili, ale i tak wygląda jakoś dziwnie. Unoszę wolną rękę do głowy, gdy po drugiej stronie odzywa się kierownik supermarketu, w którym przyszło mi pracować. Przepraszam go, jak tylko umiem i przysięgam że jutro punktualnie pojawię się w pracy. Babcia z niedowierzaniem kręci głową i pyta, gdzie chcę łazić z tą twarzą.
CZYTASZ
Za nic
General FictionCzuję się jak wrak człowieka i ledwo kontaktuję. Jest po północy, końcówka października, a ja jestem poturbowany, okaleczony i pozbawiony większości ubrań. Bolą mnie plecy, z knykci zdarty jest naskórek, a w głowę dostałem butelką, rozcięła brew. Kr...