Ze stresu leci mi krew z nosa, przez co na rozmowę o pracę czekam z zakrwawioną ręką do wysokości nadgarstka i garścią chusteczek. Zerkam na zegar. Mam dziesięć minut. Biegam po całym tym budynku w poszukiwaniu łazienki, aż w końcu wskazuje mi ją jakaś kobieta, która panikuje, jakby ktoś mnie właśnie postrzelił. Obmywam ręce i twarz, bojąc się, że nie zdążę. Pędzę po schodach, więc do gabinetu pani od rekrutacji wpadam zdyszany. Nie wróżę sobie sukcesu.
- Ma pan doświadczenie w sprzedaży? - Pyta pulchna brunetka, siedząca naprzeciw mnie.
- Tak, bezpośredniej.
- Jak pan sobie radzi w stresujących sytuacjach? - Wgapia się w moje cv. Wiem, że muszę się pokazać z jak najlepszej strony, nawet niekoniecznie zgodnie z prawdą, więc wmawiam jej że stres to dla mnie absolutnie nic takiego. Uśmiecha się i mówi, że oddzwonią, więc uprzejmie dziękuję i wychodzę. Klnę w duchu, zamykając za sobą szklane drzwi, z kieszeni wyjmuję telefon i papierosy. Dzwonię do Blue.
- I jak? - Pyta.
- Nie wiem. Chyba słabo wypadłem.
- Daj spokój. To jest call center, nie mogłeś słabo wypaść! Oni tam przyjmują każdego, kto potrafi czytać na głos, Amos.
- Czyli nie zaliczam się do intelektualnej elity? - Śmieję się, odpalając papierosa. Jesień jest już w pełni. Czuć chłód, jest szaro, ponuro i wszędzie walają się liście.
- Mogę cię odwiedzić? - Pyta nagle, a ja prawie się duszę. Jak to?
- Gdzie? W pracy?
- W domu. - Jęczy.
- Oh nie. Przyjdziesz, odwalisz scenę, narobisz skandalu i zniszczysz na wieki życie moje i mojej babci. - Przytrzymuję komórkę ramieniem, równocześnie kupując bilet autobusowy w automacie.
- Skoro sam nie chcesz jej powiedzieć...
- Nie jesteś lepszy! Rain... Twoja mama też nic nie wie.
- Bo ty boisz się, że komuś wygada.
- Możemy o tym nie rozmawiać? Mam wystarczająco nerwów na dziś.
- To może gdzieś wyskoczymy? - Proponuje. Prycham.
- Randka w pustostanie mnie nie kręci... A do normalnego lokalu nie pójdziemy, bo znają nas tu dosłownie wszyscy. A przynajmniej kojarzą! Kurde, myśl realnie, Blue. Ty chyba naprawdę masz uszczerbki na rozumie przez tę marihuanę.
- Staram się stwarzać pozory normalności. - Ścisza głos, ale nie dlatego że jest mu przykro. Raczej dlatego, że go irytuję. Mówi powoli i akcentuje każde słowo. Mam dość dodatkowych aspektów do ukrywania. Chciałbym żeby było normalnie, ale na tym chrześcijańskin zadupiu nigdy nie będzie! I Blue powinien to w końcu zauważyć. Żyjemy tak od roku, a temu nagle doskwiera? Ja też mam dość, jego ciągłych pretensji i narzekań.
- Ty się wstydzisz samego siebie! I wstydzisz się tym samym też mnie. - Mówi. Drżę, nie chcę się kłócić, nie chcę tego słuchać.
- Muszę lecieć na autobus, narazie. - Szepczę, kiedy on się już nie odzywa i kończę połączenie. Teraz pewnie się obrazi i nie będzie się przez kilka dni odzywać... Wkurza mnie już tym emocjonalnym szantażem.
CZYTASZ
Za nic
General FictionCzuję się jak wrak człowieka i ledwo kontaktuję. Jest po północy, końcówka października, a ja jestem poturbowany, okaleczony i pozbawiony większości ubrań. Bolą mnie plecy, z knykci zdarty jest naskórek, a w głowę dostałem butelką, rozcięła brew. Kr...