V

260 46 27
                                    

Wracam do domu prawie pustym autobusem. Oprócz mnie jest tu tylko starszy facet z wnuczką i... Nick. Siedzi równolegle do mnie i przez cały czas intensywnie się na mnie gapi. Liczy, że mnie złamie. I dobrze mu idzie, choć staram się być twardy. Jestem zmęczony po pracy i chcę pogadać z Blue. Opieram policzek o szybę i próbuję udawać że wzrok Nicka nie kroi mnie na najdrobniejsze kawałeczki, a przynajmniej że mnie to nie rusza. Czuję jak drżą mi ze stresu nogi. Zaczyna padać deszcz, więc siedzę wzrokiem wzory na oknie. Wyłamuję nerwowo palce. Przez cały czas się stresuję. Nie ukryję tego i nie oszukam. Ten strach gdzieś we mnie siedzi.

****

- Mówię serio. Musisz obiecać że przestaniesz na mnie naciskać w tej kwestii, bo robi się to nudne i irytujące. A zresztą byś się zdziwił, gdyby okazało się że i moja babcia i twoja mama, wywaliłyby nas na zbity pysk z domu. I co? Mieszkalibyśmy w kartonie po telewizorze? - Biorę od Blue jego papierosa i zaciągam się kilkukrotnie. Kręci głową.

- W jakiej epoce ty żyjesz? Teraz wszystkie telewizory są płaskie, nie zmieścilibyśmy się do kartonu. - Wywraca oczami, a ja wybucham śmiechem, bo wyobrażam nas sobie jak próbujemy się wcisnąć do płaskiego pudła. Jak zwykle stoimy za szkołą, gadając o wszystkim i niczym, gapiąc się w niebo. Jest tak miło i spokojnie, choć przecież nie robimy nic szczególnego, ale czujemy się w jakiś sposób bezpieczni. A przynajmniej ja.

- Pewnego dnia to się na tobie zemści. - Stwierdza nagle Blue, a ja otwieram oczy. Niech mi da spokój, prosiłem! Morduję go tylko wzrokiem i wciskam ręce do kieszeni. Dni są coraz zimniejsze.

- Święta spędzacie we dwójkę? Z babcią? - Pyta, a ja tylko potwierdzam skinieniem.

- Znalazłeś pracę?

- Zaczynasz jak moja mama. - Zapala kolejnego papierosa. Jara jednego za drugim. To się na nim na pewno zemści!

- Ty ciągle gadasz, że mam się przyznać do bycia gejem, więc ja będę ci bez przerwy gadać o pracy i przekonasz się, jakie to uczucie. - Mówię. Zachowujemy się jak dzieciaki, choć doskonale zdajemy sobie sprawę że to nie są żarty. W ogóle w życiu jest mało powodów do śmiechu. Blue gapi się na mnie rozmarzonym wzrokiem. Pochyla się, żeby mnie pocałować, ale robię unik.

- Tchórz. - Mamrocze. Wyciąga rękę i nawija na palec pasmo moich włosów. Z przerażeniem śledzę jego ruchy i modlę się, żeby nikt nas nie widział, choć wiem, że dla kogoś innego to pewnie by było "nic takiego". Mam wrażenie, że stresowanie mnie sprawia Blue przyjemność. Powoli z niedowierzaniem kręcę głową.

- Kocham cię. - Mówię niemal bezgłośnie, żeby nikt nie usłyszał. Uśmiecha się i opiera swoje czoło o moje. Oddycham głęboko. Jeny, a jak tu gdzieś jest Nick, albo któryś z jego kumpli? Oni nas zniszczą... Nie umiem o tym nie myśleć. Wplata jedną dłoń w moje włosy, drugą, w której trzyma papierosa, wyciąga w dal. I wtedy zaczyna padać śnieg. Odsuwam się od niego i odchylam głowę, by spojrzeć w niebo.

- Pierwszy śnieg. - Ujmuję w dłonie twarz Blue. Cieszę się jak dziecko. Od zawsze uwielbiam patrzeć na spadające z góry drobne płatki. Całuje mnie szybko, nie mam czasu by zareagować. Rozglądam się. Nikogo tu nie ma.

****

Kiedy wracam do domu, babci nie ma. Znajduję przyczepioną do lodówki kartkę z informacją, że wróci na kolację. Nie zadzwoniła, bo ciągle że mną nie gada. Ciąży mi to, ale nie wiem co jeszcze miałbym zrobić... Potrzebuję jej. Oprócz Blue babcia jest jedyną bliską mi osobą. Dzwonię do niej, ale nie odbiera, bo chyba nie jest świadoma tego, że ja też się o nią martwię. Zamawiam pizzę i wysyłam wiadomość do Blue. Przypadkiem wspominam, że siedzę sam w domu, a on postanawia się wprosić, mimo moich stanowczych protestów. Ma gdzieś moje SMS-y. Kiedy dzwonek do drzwi rozlega się osiem minut później, widzę go przy wejściu.

Za nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz