II

521 60 32
                                    

Coś mi gada w głowie. A przynajmniej tak mi się wydaje, dopóki babcia nie potrząsa moim ciałem. Otwieram oczy.

- Chryste! Myślałam że nie żyjesz. Skoro już postanowiłeś pójść do tej pracy, to mógłbyś się nie spóźnić! - Oświadcza. Fakt. Brak komórki oznacza brak budzika...

- Która godzina? - Pocieram oko otwartą dłonią i podnoszę się do siadu.

- Po szóstej. - Mówi tylko i kieruje się do drzwi. Próbuję się do końca obudzić...

- Ile po szóstej? - Podrywam się na równe nogi i nie czekając na odpowiedź lecę do łazienki. Myję zęby, włosy formuję we w miarę zgrabny koczek i wracam do swojego pokoju, by się ubrać i być gotowym do wyjścia. Narzucam na siebie byle co. Wkładając buty żegnam się z babcią, wychodzę trzaskając drzwiami i niemal w biegu wskakuję na rower. Sklep znajduje się praktycznie na drugim końcu miasta, w pobliżu tego cholernego lasu, do którego mnie zawlekli. Muszę się pospieszyć. Na miejsce docieram zdyszany, rower zostawiam przy stojaku dla klientów i magnetyczną kartą otwieram drzwi prowadzące bezpośrednio do magazynu i pomieszczeń pracowniczych. Kiedy w szatni próbuję jak najszybciej wskoczyć w borodwy t-shirt stanowiący mój roboczy strój, znikąd wyrasta obok mnie Lea, chociaż powinna teraz sortować warzywa, albo siedzieć na kasie.

- Co ci się stało w twarz? - Pyta z mieszaniną lęku i obrzydzenia, jakby co najmniej w tej chwili wypadło mi oko i poturlało się w stronę toalet. Zamykam drzwi metalowej szafki.

- Nic.

- Chcesz wyjść z tą twarzą do klientów?

- Chyba nie mam wyjścia. - Rzucam, podpisując się na kartce z tygodniowym grafikiem. Lea krzyżuje ramiona na piersi. Zasrana córeczka kierownika.

- Nie masz zęba. - Oświadcza, a ja liczę w myślach do dziesięciu, bo naprawdę nie mam ochoty jej teraz zabić.

- Wiem, dasz wiarę? A teraz pozwolisz, że zajmę się obowiązkami. Tobie też bym radził. - Uśmiecham się najcieplej jak umiem i opuszczam ją, przed wyjściem gasząc światło w pomieszczeniu. Zabieram się za moje codzienne obowiązki i jestem akurat na etapie wykładania mrożonek, kiedy na samym środku alejki pojawia się Nick, obejmujący jakąś opaloną blondynkę. Jeszcze tego brakowało, żeby się dowiedział, że tu pracuję. Czy on w ogóle pamięta że mnie pobili? Obeszło ich to jakoś? Bo ja nie mogę o tym zapomnieć, choć staram się jak mogę... Wciskam ręce i głowę do zamrażarki, starając się stać niewidocznym. Dostanę niedługo obłędu, jak tak dalej pójdzie.

****

Kiedy popołudniu wychodzę z pracy, Blue stoi obok mojego roweru, paląc papierosa i słuchając muzyki z przenośnego odtwarzacza. Nie mam zielonego pojęcia, co on tu robi. Odpinam rower, a on zdejmuje słuchawki.

- Hej. Co tutaj robisz?

- Czekam na ciebie. Mama jest w pracy, raźniej jest razem wracać. - Uśmiecha się i zakłada mi za ucho pasmo włosów, na co automatycznie się spinam. Mam wrażenie, że obserwują nas w tej sekundzie wszyscy ludzie w promieniu parudziesięciu metrów.

- Jasne. Zawsze fajniejsze jest takie zbiorowe pobicie, niż w pojedynkę. - Zakładam na głowę kaptur i ruszam przed siebie, prowadząc rower.

- Skończ. Zresztą, skoro ciągle siedzi ci to w głowie i myślisz o tym bez przerwy, to może być coś z tym zrobił i poszedł na policję, póki nie jest za późno?

- Dobra, daj spokój.

- Idziemy do mnie? Póki nie ma matki? - Wypuszcza z ust smugę dymu.

- A moja babcia? - Wzdycham. Blue na chwilę milknie i spogląda w górę, jakby układał w myślach plan działania.

Za nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz