- Babciu! Naprawdę co roku w sylwestra musimy oglądać "Casablancę"? - Jęczę.- Musimy. Po pierwsze to tradycja, a po drugie nie obrażaj klasyki kina. - Oświadcza, a ja wywracam oczami i kontynuuję wycieranie do sucha szklanek. Ktoś dzwoni do drzwi i nim mam czas się odezwać, babcia oświadcza:
- Ja otwieram! Do mnie należy dom, ja otwieram drzwi! Spodziewasz się kogoś?
- Nie. - Kręcę głową. Zwłaszcza o takiej porze. Wcześniej było słychać syreny policyjne, ale nie chcieliśmy się mieszać. Zresztą i tak nie znamy prawie nikogo z sąsiadów, chociaż oni na bank wiedzą o nas wszystko.
- Dzień dobry. Jestem sąsiadką, nazywam się Rain Collins. Mogę porozmawiać z Amosem? - Słyszę głos matki Blue. Mówi powoli i wyraźnie, jakby coś ukrywała. Co ona tutaj robi o tej porze? To ma coś wspólnego z tą policją?
- Co się stało? - Pyta babcia, a Rain jęczy rozpaczliwie, że musi ze mną pogadać. O co chodzi? Ktoś obrabował jej dom? Zamykam szafkę nad zlewem i staję za plecami babci.
- Porozmawiam, dobrze? - Pytam. Starsza pani spogląda na mnie przez ramię.
- Oczywiście, nie przeszkadzam. - Mówi i sama kieruje się do kuchni.
- Chodź ze mną. - Rain kręci głową i chwyta mnie za rękę, wyciągając mnie za próg.
- Czekaj, buty! O co chodzi?
- Była u mnie policja, siedzieli pół godziny, a to nadal do mnie nie dociera. - Gada bardziej do siebie niż do mnie, a ja ledwo za nią nadążam w drodze do jej domu. Marznę.
- Był jakiś napad? Blue miał wypadek? O co chodzi? - Z każdą chwilą jestem coraz bardziej przerażony. W końcu docieramy do domu, zatrzaskuje drzwi i na moment ukrywa twarz w dłoniach. Gapię się na nią z przerażeniem.
- Oni powiedzieli że Blue... Blue nie żyje. - Szepcze, a potem zaczyna dosłownie wyć jak ranne zwierzę i obejmuję ją, bo mam wrażenie że upadnie. Jak to nie żyje? Przecież powinien wrócić z pracy... Nie dociera to do mnie, jakbym był gdzieś obok. Mój Blue nie żyje? Łzy Rain moczą mój golf. Stoimy tutaj, bez ruchu. Kobieta pociąga nosem.
- Miał wypadek? Jakiś kierowca... - Zaczynam, ale ona kręci głową i wchodzi mi w słowo. Dławi się łzami.
- Pobili go, wiesz? Zatłukli, skatowali mojego syna na śmierć. - Mówi okropnie łamiącym się głosem, a ja czuję, jak moje serce pęka. Przytulam ją mocniej, bo sam nie chcę upaść. Czuję jak drżą mi nogi, nie wiem, co powiedzieć. Za wszelką cenę próbuję sobie tego nie wyobrażać.
- Dlaczego przyszłaś do mnie?
- Bo sądzę, że powinieneś wiedzieć. Znaliście się długo. - Wyciera nos rękawem swetra. Nie mam pojęcia, co ona musi teraz czuć, choć sam czuję się, jakbym spadał w bezdenną, czarną dziurę, bez możliwości ratunku. Pewnie dopiero za jakiś czas całkowicie przyswoję tę informację i będę cierpiał emocjonalne katusze. Czy to znaczy, że nigdy go nie zobaczę? Nie usłyszę jego głosu?
- Policja pytała... Czy on miał jakieś problemy? Jakichś wrogów? - Pyta. Kręcę głową. Rain siada na kuchennym krześle.
- Podobno tam jest monitoring... To pewnie ta sama banda kretynów, którzy zaatakowali ciebie. Jakby co, będziesz zeznawał? - Patrzy na mnie wilgotnymi od płaczu oczami.
- Oczywiście.
- Muszę dla formalności zidentyfikować zwłoki, żeby mogli mi go wydać. Tak okropnie się boję... Potem trzeba zorganizować pogrzeb. Przyjdziesz? - Pyta z nadzieją w głosie. Jest o wiele bardziej opanowana niż dwie minuty temu. Potwierdzam skinieniem. Nie wiem jak długo jeszcze tak mogę. Zaraz chyba coś we mnie pęknie.
CZYTASZ
Za nic
General FictionCzuję się jak wrak człowieka i ledwo kontaktuję. Jest po północy, końcówka października, a ja jestem poturbowany, okaleczony i pozbawiony większości ubrań. Bolą mnie plecy, z knykci zdarty jest naskórek, a w głowę dostałem butelką, rozcięła brew. Kr...