VIII

434 47 62
                                    


- Babciu! Naprawdę co roku w sylwestra musimy oglądać "Casablancę"? - Jęczę.

- Musimy. Po pierwsze to tradycja, a po drugie nie obrażaj klasyki kina. - Oświadcza, a ja wywracam oczami i kontynuuję wycieranie do sucha szklanek. Ktoś dzwoni do drzwi i nim mam czas się odezwać, babcia oświadcza:

- Ja otwieram! Do mnie należy dom, ja otwieram drzwi! Spodziewasz się kogoś?

- Nie. - Kręcę głową. Zwłaszcza o takiej porze. Wcześniej było słychać syreny policyjne, ale nie chcieliśmy się mieszać. Zresztą i tak nie znamy prawie nikogo z sąsiadów, chociaż oni na bank wiedzą o nas wszystko.

- Dzień dobry. Jestem sąsiadką, nazywam się Rain Collins. Mogę porozmawiać z Amosem? - Słyszę głos matki Blue. Mówi powoli i wyraźnie, jakby coś ukrywała. Co ona tutaj robi o tej porze? To ma coś wspólnego z tą policją?

- Co się stało? - Pyta babcia, a Rain jęczy rozpaczliwie, że musi ze mną pogadać. O co chodzi? Ktoś obrabował jej dom? Zamykam szafkę nad zlewem i staję za plecami babci.

- Porozmawiam, dobrze? - Pytam. Starsza pani spogląda na mnie przez ramię.

- Oczywiście, nie przeszkadzam. - Mówi i sama kieruje się do kuchni.

- Chodź ze mną. - Rain kręci głową i chwyta mnie za rękę, wyciągając mnie za próg.

- Czekaj, buty! O co chodzi?

- Była u mnie policja, siedzieli pół godziny, a to nadal do mnie nie dociera. - Gada bardziej do siebie niż do mnie, a ja ledwo za nią nadążam w drodze do jej domu. Marznę.

- Był jakiś napad? Blue miał wypadek? O co chodzi? - Z każdą chwilą jestem coraz bardziej przerażony. W końcu docieramy do domu, zatrzaskuje drzwi i na moment ukrywa twarz w dłoniach. Gapię się na nią z przerażeniem.

- Oni powiedzieli że Blue... Blue nie żyje. - Szepcze, a potem zaczyna dosłownie wyć jak ranne zwierzę i obejmuję ją, bo mam wrażenie że upadnie. Jak to nie żyje? Przecież powinien wrócić z pracy... Nie dociera to do mnie, jakbym był gdzieś obok. Mój Blue nie żyje? Łzy Rain moczą mój golf. Stoimy tutaj, bez ruchu. Kobieta pociąga nosem.

- Miał wypadek? Jakiś kierowca... - Zaczynam, ale ona kręci głową i wchodzi mi w słowo. Dławi się łzami.

- Pobili go, wiesz? Zatłukli, skatowali mojego syna na śmierć. - Mówi okropnie łamiącym się głosem, a ja czuję, jak moje serce pęka. Przytulam ją mocniej, bo sam nie chcę upaść. Czuję jak drżą mi nogi, nie wiem, co powiedzieć. Za wszelką cenę próbuję sobie tego nie wyobrażać.

- Dlaczego przyszłaś do mnie?

- Bo sądzę, że powinieneś wiedzieć. Znaliście się długo. - Wyciera nos rękawem swetra. Nie mam pojęcia, co ona musi teraz czuć, choć sam czuję się, jakbym spadał w bezdenną, czarną dziurę, bez możliwości ratunku. Pewnie dopiero za jakiś czas całkowicie przyswoję tę informację i będę cierpiał emocjonalne katusze. Czy to znaczy, że nigdy go nie zobaczę? Nie usłyszę jego głosu?

- Policja pytała... Czy on miał jakieś problemy? Jakichś wrogów? - Pyta. Kręcę głową. Rain siada na kuchennym krześle.

- Podobno tam jest monitoring... To pewnie ta sama banda kretynów, którzy zaatakowali ciebie. Jakby co, będziesz zeznawał? - Patrzy na mnie wilgotnymi od płaczu oczami.

- Oczywiście.

- Muszę dla formalności zidentyfikować zwłoki, żeby mogli mi go wydać. Tak okropnie się boję... Potem trzeba zorganizować pogrzeb. Przyjdziesz? - Pyta z nadzieją w głosie. Jest o wiele bardziej opanowana niż dwie minuty temu. Potwierdzam skinieniem. Nie wiem jak długo jeszcze tak mogę. Zaraz chyba coś we mnie pęknie.

Za nicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz