25. Pożałujesz tego skurwielu!

92 10 1
                                    

Kiedy wróciłam na dół, Ella prowadziła  z Duncanem uprzejmą konwersację. W korytarzu złapał mnie Eric.  Uśmiechnął się do mnie promiennie.

–  Cieszę się, że przyszłaś – powiedział na powitanie. – Słyszałem, że  umarła twoja babcia, bardzo mi przykro – oznajmił, a brzmiało to  zupełnie szczerze.

Skinęłam tylko  głową. Nienawidziłam kondolencji, współczujący ludzie, byli w tym  wszystkim najgorsi. Sprawiali, że śmierć bliskiej osoby stawała się  jeszcze bardziej nie do zniesienia. Usiedliśmy w salonie. Po kilkunastu  minutach zjawił się także Cole. Grzecznie przywitał się z moim wujem.  Widziałam jego zimne oczy i bezbarwną maskę na twarzy. Czy oni wszyscy  od urodzenia uczyli się gry aktorskiej?! Ból, który w nim wyczuwałam,  kiedy rozmawiał z moim wujem był niemal namacalny, a mimo to chłopak  stał tam, z zupełnie kamienną twarzą. Wiedziałam, że dalej nie może  sobie wybaczyć bezsensownej śmierci Roberta. Byłam przekonana, że nigdy  bym tak nie potrafiła. Zresztą doskonale zdawałam sobie sprawę, że  jestem straszną beksą.

Przez przeszło  godzinę Ella opowiadała głównie o sobie, a Duncan uprzejmie  przytakiwał. Później zaczęła zachwalać Erica i jego osiągnięcia, nie  wspominając o Cole'u ani słowem. Tak, ta kobieta zdecydowanie miała  tylko jednego syna. Drugi najwyraźniej był dla niej jedynie zabawką.  Przeprosiła nas także za nieobecność męża, który wyjechał w interesach.  Zaczęłam się zastanawiać czy ten człowiek w ogóle, kiedykolwiek bywa w  domu, ale patrząc na Ellę, z zupełnie innej perspektywy, wcale nie  dziwiłam się, dlaczego.

Później Eric  przeprosił i zaproponował mi spacer po ogrodzie. Zgodziłam się z miłą  chęcią, byleby tylko stamtąd wyjść. Cole także wstał. Kiedy  wychodziliśmy z salonu, niewinnym gestem musnął moją rękę. Kiedy  spojrzałam na niego, na jego twarzy gościł ponury, smutny uśmiech.

~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~

           Chodziliśmy po ładnie zaprojektowanym, rozległym ogrodzie. Eric  wyglądał na zdecydowanie niezadowolonego z obecności brata. Nie  zaprotestował jednak ani jednym słowem. Wyglądało na to, że po prostu  zaakceptował fakt, że Cole idzie z nami. Zdałam sobie sprawę, że  rozmawiamy właściwie o niczym. Było bardzo niezręcznie.

– Cole, jak twój proces? – zapytałam po części dlatego, żeby zdusić tą  sytuację, a po części, ponieważ naprawdę chciałam wiedzieć.

Zdziwiłam się, kiedy odpowiedział mi Eric.

–  Mój brat jest równie odważny, co i głupi – stwierdził gorzko. – Mimo,  że zeznawał, odmówił ochrony świadków. W procesie skazali ojca Antona  Kenta i wyciągnęli wystarczająco dużo zarzutów, żeby oskarżyć rodziców  Michaela Sandrowa. Bez Cole'a, proces pewnie zostałby unieważniony.  Sądzę, że nasi koledzy z klasy, będą chcieli się na nim mścić.

Cole wzruszył ramionami.

– Nie będą – odpowiedział tylko. – W końcu muszą mi dać spokój. Zresztą to ostatni miesiąc w tej szkole.

Zdałam  sobie sprawę, że nie rozmawiali ze mną. To była ich prywatna kłótnia,  która już najwyraźniej trwała od jakiegoś czasu. Czy Eric naprawdę  martwił się o brata? Sama już nie wiedziałam, co mam o nim właściwie  myśleć.

~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~

           Wieczorem spotkałam się z Cole'm w parku. Wuj musiał odreagować  wizytę u Elli, więc wyniósł się, natychmiast po odwiezieniu mnie do  domu. Wspięliśmy się na jedno z porośniętych trawą i drzewami wzgórz.  Ten park był inny od tego przy mojej starej kamienicy. Mniej dziki,  bardziej zadbany, było w nim więcej ludzi. Dużo czasu zajęło nam  znalezienie swojego własnego, odludnego kawałka. W końcu zatrzymaliśmy  się pod rozłożystym dębem. To było ładne miejsce, spory kawałek oddalone  od ścieżek, przez co nikt tędy nie chodził. Usiadłam Cole'owi na  kolanach, oplatając ramionami jego szyję. Jak zwykle był irytująco  nieznośny. Moje słowa, to co chciałam powiedzieć, topiły się w morzu  jego pocałunków.

– Cole... – powiedziałam cicho, starając się go od siebie odsunąć.

– Mhm? – zapytał przyciągając mnie do siebie z powrotem.

Jego  usta znalazły się na mojej szyi. Mimowolnie odchyliłam do tyłu głowę.  Poczułam jak przesuwa dłonie po moich plecach i ramionach. Rozpraszał  mnie. Sama już nie wiedziałam co chciałam mu powiedzieć.

– Cole! – zaczęłam odrobinę ostrzej.

Roześmiał  się, a potem znów uciszył mnie gorącym pocałunkiem. Tym razem oplotłam  ramionami jego szyję, odwzajemniłam pocałunek. Trudno, powiem mu  później... oczywiście o ile jeszcze będę pamiętała, co chciałam  powiedzieć.

– No, no, no, co my tu mamy – usłyszałam nad nami gruby głos.

Obydwoje  poderwaliśmy głowy. Tak byliśmy pochłonięci sobą, że nie zwracaliśmy  uwagi na nasze otoczenie. Tuż przy nas stali Anton, Michael i ten trzeci  chłopak, którego imienia dalej nie znałam. Z pobladłą twarzą wpatrywał  się w nas także Eric. Cole zdjął mnie ze swoich kolan. Wstał z ziemi,  zasłaniając mnie sobą.

– Czego chcecie? – warknął.

–  A jak myślisz, kapusiu? – syknął wściekle Anton. – Przez ciebie mój  ojciec dostał wyrok. Ojciec Michaela ma proces o defraudacje i oszustwa  podatkowe. Gdyby nie twoje pieprzone zeznania, nic by im nie udowodnili!

–  Mógł pomyśleć, zanim postanowił krzywdzić ludzi – odpowiedział  spokojnie, ponurym głosem Cole. – To już się skończyło, dajcie mi  spokój.

– Pożałujesz tego skurwielu! – warknął Michael, a jego oczy ciskały błyskawice.

Chwilę później do grupy dołączył piąty chłopak.

– O! Lepszej okazji nie mogliśmy sobie wymarzyć – oznajmił rozbawionym głosem.

Z  trudem przełknęłam ślinę. Rozpoznałam w nim miłośnika Polek, który  chciał mnie zmusić, żebym mu obciągnęła na basenie. Niejasno zdałam  sobie sprawę, że Anton i Michael byli wkurzeni, ponieważ mieli powód,  jak niewłaściwy by nie był, ale dla tamtej dwójki to była po prostu  zabawa. Ich się naprawdę bałam. Nieznajomy dryblas postanowił nie tracić  czasu. Brutalnie odepchnął na bok Cole'a. Uśmiechnął się paskudnie.

– Ciebie też chyba znam – powiedział mściwym głosem, oceniając mnie wzrokiem.

Cofałam  się, aż drogę zagrodził mi gruby pień drzewa, pod którym wcześniej  siedzieliśmy. Cole, niewiele myśląc, rzucił się na podchodzącego do  mnie chłopaka. Anton i Michael odciągnęli go w tył. Oberwał w brzuch.  Zgiął się w pół.

– Zostawcie ją! – syknął, kiedy chłopak brutalnie chwycił mnie za ramię. – To ze mną macie porachunki, nie z nią.

Potężnie zbudowany blondyn roześmiał się.

– Z nią mam własne – odpowiedział rozbawiony, przyciągając mnie do siebie bliżej.

Zaczęłam  się wyrywać. Nadepnęłam mu na nogę. Syknął wściekle. Uderzył mnie. Do  oczu napłynęły mi łzy. Zobaczyłam, jak Cole bezskutecznie próbuje się  wyrwać chłopakom. Blondyn przytrzymał mnie tak, że nie mogłam się  ruszyć. Patrząc prosto na Cole'a, zaczął wsuwać rękę pod moją koszulkę.  Dopadł mnie paniczny strach. Coś ścisnęło mi gardło. Zobaczyłam  błagalne spojrzenie Cole'a, było skierowane do stojącego bez ruchu  Erica. Chłopak wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię. Był blady, a  w jego zielonych oczach widziałam szczere przerażenie. Zacisnął usta w  wąską kreskę, a potem jakby powziął decyzję. W jednej chwili rzucił się  na trzymającego mnie blondyna. Tamten, mimo, że znacznie potężniej  zbudowany od szczupłego Erica, puścił mnie zaskoczony. Stanęłam  oniemiała, niezdolna zrobić ani jednego kroku.

– Biegnij!!! – krzyknął do mnie Eric.

To mnie otrzeźwiło. Ominęłam drzewo i pędem rzuciłam się do ucieczki.

Life in ColorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz