Kiedy wróciłam na dół, Ella prowadziła z Duncanem uprzejmą konwersację. W korytarzu złapał mnie Eric. Uśmiechnął się do mnie promiennie.
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział na powitanie. – Słyszałem, że umarła twoja babcia, bardzo mi przykro – oznajmił, a brzmiało to zupełnie szczerze.
Skinęłam tylko głową. Nienawidziłam kondolencji, współczujący ludzie, byli w tym wszystkim najgorsi. Sprawiali, że śmierć bliskiej osoby stawała się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Usiedliśmy w salonie. Po kilkunastu minutach zjawił się także Cole. Grzecznie przywitał się z moim wujem. Widziałam jego zimne oczy i bezbarwną maskę na twarzy. Czy oni wszyscy od urodzenia uczyli się gry aktorskiej?! Ból, który w nim wyczuwałam, kiedy rozmawiał z moim wujem był niemal namacalny, a mimo to chłopak stał tam, z zupełnie kamienną twarzą. Wiedziałam, że dalej nie może sobie wybaczyć bezsensownej śmierci Roberta. Byłam przekonana, że nigdy bym tak nie potrafiła. Zresztą doskonale zdawałam sobie sprawę, że jestem straszną beksą.
Przez przeszło godzinę Ella opowiadała głównie o sobie, a Duncan uprzejmie przytakiwał. Później zaczęła zachwalać Erica i jego osiągnięcia, nie wspominając o Cole'u ani słowem. Tak, ta kobieta zdecydowanie miała tylko jednego syna. Drugi najwyraźniej był dla niej jedynie zabawką. Przeprosiła nas także za nieobecność męża, który wyjechał w interesach. Zaczęłam się zastanawiać czy ten człowiek w ogóle, kiedykolwiek bywa w domu, ale patrząc na Ellę, z zupełnie innej perspektywy, wcale nie dziwiłam się, dlaczego.
Później Eric przeprosił i zaproponował mi spacer po ogrodzie. Zgodziłam się z miłą chęcią, byleby tylko stamtąd wyjść. Cole także wstał. Kiedy wychodziliśmy z salonu, niewinnym gestem musnął moją rękę. Kiedy spojrzałam na niego, na jego twarzy gościł ponury, smutny uśmiech.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Chodziliśmy po ładnie zaprojektowanym, rozległym ogrodzie. Eric wyglądał na zdecydowanie niezadowolonego z obecności brata. Nie zaprotestował jednak ani jednym słowem. Wyglądało na to, że po prostu zaakceptował fakt, że Cole idzie z nami. Zdałam sobie sprawę, że rozmawiamy właściwie o niczym. Było bardzo niezręcznie.
– Cole, jak twój proces? – zapytałam po części dlatego, żeby zdusić tą sytuację, a po części, ponieważ naprawdę chciałam wiedzieć.
Zdziwiłam się, kiedy odpowiedział mi Eric.
– Mój brat jest równie odważny, co i głupi – stwierdził gorzko. – Mimo, że zeznawał, odmówił ochrony świadków. W procesie skazali ojca Antona Kenta i wyciągnęli wystarczająco dużo zarzutów, żeby oskarżyć rodziców Michaela Sandrowa. Bez Cole'a, proces pewnie zostałby unieważniony. Sądzę, że nasi koledzy z klasy, będą chcieli się na nim mścić.
Cole wzruszył ramionami.
– Nie będą – odpowiedział tylko. – W końcu muszą mi dać spokój. Zresztą to ostatni miesiąc w tej szkole.
Zdałam sobie sprawę, że nie rozmawiali ze mną. To była ich prywatna kłótnia, która już najwyraźniej trwała od jakiegoś czasu. Czy Eric naprawdę martwił się o brata? Sama już nie wiedziałam, co mam o nim właściwie myśleć.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Wieczorem spotkałam się z Cole'm w parku. Wuj musiał odreagować wizytę u Elli, więc wyniósł się, natychmiast po odwiezieniu mnie do domu. Wspięliśmy się na jedno z porośniętych trawą i drzewami wzgórz. Ten park był inny od tego przy mojej starej kamienicy. Mniej dziki, bardziej zadbany, było w nim więcej ludzi. Dużo czasu zajęło nam znalezienie swojego własnego, odludnego kawałka. W końcu zatrzymaliśmy się pod rozłożystym dębem. To było ładne miejsce, spory kawałek oddalone od ścieżek, przez co nikt tędy nie chodził. Usiadłam Cole'owi na kolanach, oplatając ramionami jego szyję. Jak zwykle był irytująco nieznośny. Moje słowa, to co chciałam powiedzieć, topiły się w morzu jego pocałunków.
– Cole... – powiedziałam cicho, starając się go od siebie odsunąć.
– Mhm? – zapytał przyciągając mnie do siebie z powrotem.
Jego usta znalazły się na mojej szyi. Mimowolnie odchyliłam do tyłu głowę. Poczułam jak przesuwa dłonie po moich plecach i ramionach. Rozpraszał mnie. Sama już nie wiedziałam co chciałam mu powiedzieć.
– Cole! – zaczęłam odrobinę ostrzej.
Roześmiał się, a potem znów uciszył mnie gorącym pocałunkiem. Tym razem oplotłam ramionami jego szyję, odwzajemniłam pocałunek. Trudno, powiem mu później... oczywiście o ile jeszcze będę pamiętała, co chciałam powiedzieć.
– No, no, no, co my tu mamy – usłyszałam nad nami gruby głos.
Obydwoje poderwaliśmy głowy. Tak byliśmy pochłonięci sobą, że nie zwracaliśmy uwagi na nasze otoczenie. Tuż przy nas stali Anton, Michael i ten trzeci chłopak, którego imienia dalej nie znałam. Z pobladłą twarzą wpatrywał się w nas także Eric. Cole zdjął mnie ze swoich kolan. Wstał z ziemi, zasłaniając mnie sobą.
– Czego chcecie? – warknął.
– A jak myślisz, kapusiu? – syknął wściekle Anton. – Przez ciebie mój ojciec dostał wyrok. Ojciec Michaela ma proces o defraudacje i oszustwa podatkowe. Gdyby nie twoje pieprzone zeznania, nic by im nie udowodnili!
– Mógł pomyśleć, zanim postanowił krzywdzić ludzi – odpowiedział spokojnie, ponurym głosem Cole. – To już się skończyło, dajcie mi spokój.
– Pożałujesz tego skurwielu! – warknął Michael, a jego oczy ciskały błyskawice.
Chwilę później do grupy dołączył piąty chłopak.
– O! Lepszej okazji nie mogliśmy sobie wymarzyć – oznajmił rozbawionym głosem.
Z trudem przełknęłam ślinę. Rozpoznałam w nim miłośnika Polek, który chciał mnie zmusić, żebym mu obciągnęła na basenie. Niejasno zdałam sobie sprawę, że Anton i Michael byli wkurzeni, ponieważ mieli powód, jak niewłaściwy by nie był, ale dla tamtej dwójki to była po prostu zabawa. Ich się naprawdę bałam. Nieznajomy dryblas postanowił nie tracić czasu. Brutalnie odepchnął na bok Cole'a. Uśmiechnął się paskudnie.
– Ciebie też chyba znam – powiedział mściwym głosem, oceniając mnie wzrokiem.
Cofałam się, aż drogę zagrodził mi gruby pień drzewa, pod którym wcześniej siedzieliśmy. Cole, niewiele myśląc, rzucił się na podchodzącego do mnie chłopaka. Anton i Michael odciągnęli go w tył. Oberwał w brzuch. Zgiął się w pół.
– Zostawcie ją! – syknął, kiedy chłopak brutalnie chwycił mnie za ramię. – To ze mną macie porachunki, nie z nią.
Potężnie zbudowany blondyn roześmiał się.
– Z nią mam własne – odpowiedział rozbawiony, przyciągając mnie do siebie bliżej.
Zaczęłam się wyrywać. Nadepnęłam mu na nogę. Syknął wściekle. Uderzył mnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Zobaczyłam, jak Cole bezskutecznie próbuje się wyrwać chłopakom. Blondyn przytrzymał mnie tak, że nie mogłam się ruszyć. Patrząc prosto na Cole'a, zaczął wsuwać rękę pod moją koszulkę. Dopadł mnie paniczny strach. Coś ścisnęło mi gardło. Zobaczyłam błagalne spojrzenie Cole'a, było skierowane do stojącego bez ruchu Erica. Chłopak wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię. Był blady, a w jego zielonych oczach widziałam szczere przerażenie. Zacisnął usta w wąską kreskę, a potem jakby powziął decyzję. W jednej chwili rzucił się na trzymającego mnie blondyna. Tamten, mimo, że znacznie potężniej zbudowany od szczupłego Erica, puścił mnie zaskoczony. Stanęłam oniemiała, niezdolna zrobić ani jednego kroku.
– Biegnij!!! – krzyknął do mnie Eric.
To mnie otrzeźwiło. Ominęłam drzewo i pędem rzuciłam się do ucieczki.
CZYTASZ
Life in Color
Teen Fiction- Wiele osób o tym mówi, oczywiście za jej plecami - dodał. - Więc to tylko plotki? - zapytałam natarczywie, a w żołądku przewracało mi się, jakbym jechała kolejką górską, a nie dobrze amortyzowanym samochodem. - Może... Czy to takie ważne? - zapyta...