Stałam przed budynkiem mojej nowej szkoły. Był środek marca, a ja dopiero teraz miałam zacząć drugi semestr. Liceum imienia świętego Franciszka samo w sobie nie wyglądało groźne, przerażało jednak swoim ogromem i rozmachem. Żółty budynek z białą fasadą stanowił przyjemny widok dla oka, tu jednak znajdował się tylko sekretariat i niektóre sale lekcyjne. Cały kompleks szkolny był znacznie rozleglejszy. Mieściły się tutaj boiska, sale gimnastyczne, hala z basenem, a główny budynek oprócz centralnej części i holu, monstrualnych wręcz rozmiarów, oraz nieustępującej mu wielkością sali teatralnej, miał jeszcze dwa oddzielne skrzydła. Do tego wszystkie te miejsca dzielił przepiękny, modrzewiowy park. Czułam się tutaj, jakbym znalazła się w zupełnie innym świecie.
Moje nowe liceum było szkołą elitarną, taką jedynie dla bogatych dzieci. Ja sama znalazłam się w nim zupełnie przez przypadek. Przez całe swoje nastoletnie życie mieszkałam razem z babcią. Nie opływałyśmy w dostatek, ale nie cierpiałyśmy też biedy. Małe mieszkanko na drugim piętrze czynszowej kamienicy było schludne, czyściutkie i bardzo przytulne. Pieniędzy z ubezpieczenia po rodzicach i babcinej emerytury spokojnie starczało na życie. Właściwie to byłam tam całkiem szczęśliwa. Dopiero w szesnaste urodziny objawił się wuj, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Był bratem mojego ojca, którego zresztą też nigdy nie dane mi było poznać. W liście, który od niego dostałyśmy, składał babci propozycję nie do odrzucenia i tak oto znalazłam się tutaj, przed okazałym gmachem liceum świętego Franciszka, w moim nowym domu, w Anglii i mojej nowej szkole. Od tej chwili całe moje życie miało ulec drastycznej przemianie. Zaczerpnęłam głęboko wczesnowiosennego powietrza i przez zdobioną mosiężnymi okuciami bramę weszłam na teren szkoły.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Mundurek?! Oni tutaj naprawdę nosili mundurki?! To było dla mnie rzeczą nie z tego świata. Bardzo miła pani z sekretariatu podała mi przygotowany specjalnie dla mnie strój. Wisiał na wieszaku, w czarnym, ochronnym futerale na ubrania. Dostałam także eleganckie, miękkie buty. Kobieta wskazała mi pokój, w którym mogłam się przebrać. Wyglądał jak klasyczny, angielski salon, jeden z tych, które znałam z filmów i obrazów. Sofa i dwa fotele z wzorami w drobne róże, okrągły, drewniany stolik na którym stał wypełniony kwiatami wazon i tapeta w pionowe pasy. Przypominało to wszystko: hotelowy hol, herbaciarnię, salon w bogatym domu, ale na pewno nie szkołę.
Rozpięłam czarny pokrowiec i zamarłam. Moim oczom ukazała się plisowana, granatowa spódniczka, jasno niebieska koszula i ciemna marynarka. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie prychnąć śmiechem. Wyobraziłam sobie postacie rodem z japońskich bajek. Czy ja też będę tak właśnie wyglądała? Niechętnie przebrałam się w nowy strój, poprawiając niesfornie opadające na moją twarz, długie, jasne włosy. Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę, że mundurek był idealnie skrojony, właśnie na mnie, mimo, że nikomu nie podawałam wcześniej swoich wymiarów. Czułam się bardzo nieswojo, ale zwinęłam stare jeansy i brązowy sweter do sztruksowej torby, wypychając ją niemal do granic możliwości. Wytarte adidasy wzięłam do ręki i wyszłam z pokoju, żeby znów stanąć przed młodą kobietą z sekretariatu.
Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Dała mi wydruk planu zajęć, na którego odwrocie był narysowany układ szkolnych sal. Uznałam, że taka mapka to naprawdę świetny pomysł w tak ogromnej placówce. Rozmowę przerwała nam dziewczyna o rozwianych, rudawych warkoczach. Wpadła do sekretariatu otwierając na oścież drzwi.
– Dzień dobry – przywitała się radośnie. – Cześć – podeszła do mnie wyciągając rękę – jestem Nataly Danstown, będę twoją przewodniczką przez kilka pierwszych dni.
Przyjrzałam się zarumienionej dziewczynie. Była mniej więcej mojego wzrostu. Dwa warkocze sięgały jej za ramiona, jak u małej dziewczynki. Marynarkę miała niechlujnie rozpiętą. Jej zarumienioną od pośpiechu twarz zdobił ładny, przyjazny uśmiech. Na jej widok odetchnęłam z prawdziwą ulgą. Może nie miało być aż tak źle...
– Morgan Money – przedstawiłam się nowej koleżance, uścisnąwszy jej dłoń.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Szłam z Nataly szerokim korytarzem szkoły. Dziewczyna wyglądała na bardzo pogodnie nastawioną do życia. Buzia nie zamykała jej się ani na chwilę. Zauważyłam jednak, że mijani przez nas ludzie rzucają nam nieprzychylne spojrzenia. Ona jednak po prostu to ignorowała.
Najpierw zaprowadziła mnie do szatni, w której zostawiłam swoje, jak to zaczęłam określać w myślach „cywilne ciuchy", a później poszłyśmy po moje nowe książki, które także czekały na mnie przygotowane w eleganckiej paczuszce. Nataly od razu rzuciła się do pomocy w noszeniu, za co byłam jej naprawdę wdzięczna. Krętymi korytarzami, niczym przez labirynt udałyśmy się do głównej części budynku. Tu znajdowały się szafki, zupełnie jak w amerykańskich szkołach, tylko trochę bardziej eleganckie. Uznałam, że to dobre rozwiązanie, bo przynajmniej nie będę musiała nosić ze sobą wszystkich książek, tak jak przyzwyczaiłam się to robić w polskim gimnazjum. Na korytarzu robił się coraz większy tłum, oznaka zbliżających się zajęć. Otworzyłam emaliowane drzwiczki i zaczęłam się wypakowywać, sprawdzając na planie, co będzie mi na najbliższe zajęcia potrzebne.
Rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu Nataly. Przy jednej z pobliskich szkolnych szafek stał wysoki, ciemnowłosy chłopak o śniadej cerze. Swoim wyglądem przywodził na myśl księcia z bajki, mrocznego księcia. Rozmawiał z drobną dziewczyną, która sprawiała wrażenie bardzo spłoszonej. Miał niesamowite, niebieskie oczy, od których nie potrafiłam oderwać wzroku. Stałam przy swojej szafce, wkładając do niej resztę odebranych przed chwilą książek, bez skutku starając się zignorować, stojącą blisko mnie parę. Chłopak roześmiał się. W jego oczach pojawił się błysk okrucieństwa.
– Ty naprawdę myślałaś, że mógłbym się umawiać z kimś takim jak ty? – roześmiał się perfidnie. W jego oczach nie było jednak widać nawet cienia wesołości. – Nie jesteś ani ładna, ani zbyt bystra, skąd pomysł, że mógłbym pójść właśnie z tobą na wiosenny bal? – spytał pogardliwie, nie ukrywając rozbawienia.
Twarz dziewczyny stała się czerwona. W jej oczach pojawiły się łzy. Z uwagą przyjrzałam się niewielkiej postaci. Chłopak kłamał. Drobna brunetka była nadzwyczaj słodką i urokliwą dziewczyną. Nikt nie mógłby z czystą szczerością stwierdzić, że nie jest ładna, ponieważ naprawdę była.
– Ale ja myślałam... – zaczęła cichym, drżącym głosem.
– To źle myślałaś – warknął na nią, ucinając dalszą rozmowę.
Dziewczyna najwyraźniej nie potrafiła już dłużej powstrzymać cisnących się do oczu łez. Odwróciła się na pięcie i z płaczem pobiegła wypełnionym ludźmi korytarzem. Kiedy tylko zniknęła z twarzy chłopaka natychmiast ulotnił się drwiący, arogancki uśmiech. Stała się zimną, nieprzeniknioną maską. Mroczny książę wzruszył ramionami i odwrócił się, do najwyraźniej swojej szafki, by wyjąć potrzebne mu książki.
– To Cole Sprouse – mruknęła Nataly, dotykając mojego ramienia, a ja niemal podskoczyłam z zaskoczenia. Ta dziewczyna była jak kot. Nigdy nie wiadomo było gdzie i kiedy można się jej spodziewać. – Średnio raz na tydzień łamie serce i rozwiewa marzenia, jakiejś naiwnej dziewczyny. Wiesz co dziwi mnie najbardziej? Mimo, że o tym doskonale wiedzą, to ciągle próbują. Każda myśli, że to właśnie ona będzie tą jedyną, której nie odmówi.
Zawstydziłam się odrobinę, że przyłapała mnie na wpatrywaniu się właśnie w niego. Był przystojny, bez dwóch zdań, ale to nie jego wygląd przyciągnął moją uwagę. W jego oczach był tak głęboki smutek i samotność... Przez chwilę wydawało mi się, że tak jak ja, skrywa jakąś smutną, przytłaczającą go tajemnicę. Wiedziałam, że muszę się mylić. To co wyczytałam z jego postaci kompletnie gryzło się z wyobrażeniem szkolnego play-boya. To przedstawienie, które odbyło się przed chwilą na korytarzu spowodowało, że stał się ostatnią osobą, którą miałam ochotę tu poznać.
CZYTASZ
Life in Color
Teen Fiction- Wiele osób o tym mówi, oczywiście za jej plecami - dodał. - Więc to tylko plotki? - zapytałam natarczywie, a w żołądku przewracało mi się, jakbym jechała kolejką górską, a nie dobrze amortyzowanym samochodem. - Może... Czy to takie ważne? - zapyta...