14. Zsunęłam się z klifu

96 11 1
                                    

Wracaliśmy brzegiem morza, trzymając się  za ręce. Cole niósł moją mokrą sukienkę i sweter, a ja ciągle miałam  na sobie jego koszulę i motocyklową kurtkę. Kiedy na horyzoncie ukazał  nam się biały płot, dzielący prywatną plażę od dzikiej, chłopak puścił  moją dłoń. Spojrzałam na niego pytająco.

– Lepiej, żeby nikt nie zobaczył nas razem – powiedział cicho.

Co?! To było dla mnie jak cios w policzek.

– Wstydzisz się mnie? – zadałam pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl.

– Nie o to chodzi... – zaczął.

– Jakoś Eric nie miał oporów żeby pokazywać się ze mną przy znajomych, albo przedstawić mnie matce – warknęłam.

Cole spojrzał na mnie zaskoczony.

– Przedstawił cię Elli? Niemożliwe! – oznajmił z całym przekonaniem. – Nie przedstawiłby jej byle komu.

– Więc jestem byle kim?! – wrzasnęłam na niego.

– Nie o to mi chodziło – próbował sprostować. – Miałem na myśli, że jesteś osobą, która niewiele znaczy...

Nie pozwoliłam mu skończyć. Uderzyłam go w twarz.

–  Jesteś prawdziwym dupkiem, Cole! – krzyknęłam na niego,  wyrywając mu swoje ubrania, a potem odwróciłam się i najszybciej jak  potrafiłam pobiegłam w stronę prywatnej plaży.

~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~

             Znajomi ze szkoły obrzucali mnie zaskoczonymi spojrzeniami, a  ja tylko biegłam po plaży, boso i w za dużej czarnej koszuli. Nie  patrzyłam przed siebie. Wpadłam na kogoś. Chwilę później zdałam sobie  sprawę, że stoję na piasku, naprzeciwko zdezorientowanego Erica. Patrzył  na mnie pytająco. Uznałam, że należą mu się wyjaśnienia. Nie wyglądał  na zachwyconego faktem, że stałam przed nim w koszuli i motocyklowej  kurtce jego brata. Zaczerpnęłam głęboko powietrza, żeby się uspokoić. W  międzyczasie otoczyła nas całkiem pokaźna grupa, na czoło której  wysunęła się Magda. Sytuacja była najwyraźniej zbyt abstrakcyjna,  ponieważ nikt się nie odezwał.

– Zsunęłam się z klifu – powiedziałam cicho, patrząc tylko na Erica. – Utopiłabym się gdyby nie twój brat.

Jak  wściekła nie byłabym na Cole'a, to jednak taka była prawda. W  zielonych oczach chłopaka pojawił się gniew, ale i jakaś dziwna ulga.  Magda pisnęła. Przyskoczyła do mnie oplatając mnie ramionami. Chwilę  później zrobiła to samo Nataly oraz Angela. Dziewczyny zabrały ode mnie  mokre ubranie. Słyszałam zadawane różnymi głosami pytania czy wszystko w  porządku czy nic mi nie jest. Eric objął mnie ramieniem, niemal  wyrywając koleżankom. Wyprowadził z tłumu i pociągnął gdzieś za sobą.  Spojrzałam na niego pytająco.

– Co ci przyszło do głowy, żeby łazić po klifach? – zapytał gorączkowo, prowadząc w kierunku wyjścia z plaży.

–  Było tam ładnie – mruknęłam odrobinę zawstydzona. Chłopak z dezaprobatą  pokręcił głową. – Dokąd idziemy? – zapytałam, kiedy wspięliśmy się po  drewnianych schodach.

– Nie będziesz  przecież chodziła w mokrym ubraniu – oznajmił stanowczo, nie patrząc na  mnie. Potem jednak, jakby mimowolnie, spojrzał. W jego oczach zobaczyłam  niechęć. – A tak tym bardziej nie będziesz – westchnął.

Wsadził  mnie do samochodu i zawiózł do jakiegoś sklepu. Miałam tylko nadzieję,  że skoro prowadzi, znaczy to, że nic jeszcze nie wypił, w końcu mieliśmy  tu zostać na noc. Kiedy tylko zaciągnął mnie do środka, natychmiast  ruszyłam z powrotem w stronę wyjścia. Chłopak zagrodził mi drogę.

–  Eric, daj spokój – poprosiłam. – Moje rzeczy szybko wyschną, poza tym  nie stać mnie na ten sklep – to była firmówka, jedna z tych, w których  ceny zazwyczaj są obłędne.

– Trudno –  niemal warknął chłopak, a ja czułam, że w środku aż go roznosi.  Wyglądało na to, że z trudem nad sobą panował. Uśmiechnęłam się na myśl,  że może jednak jest w nim jakieś podobieństwo do Cole'a... – Mnie stać –  oznajmił, po czym zawołał jedną z elegancko ubranych ekspedientek.

Eric  opowiedział co się stało. Sprzedawczynie nie tylko znalazły mi nowe  ubranie – całe, od bielizny aż po buty – ale także wysuszyły mi włosy i  pomogły się uczesać. Były bardzo miłe. Jedna z nich nawet wyjęła  podręczną kosmetyczkę, żeby poprawić mój rozmazany przez morską wodę  makijaż. Kiedy skończyłyśmy, Eric wyglądał na zadowolonego. Bez  mrugnięcia przyjął do wiadomości obłędną sumę i zapłacił za ubrania  kartą kredytową. Gdy wreszcie udało nam się wyjść ze sklepu, miałam  bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się z nowego ubrania i  faktu, że nie będę przyciągała za dużą koszulą Cole'a jeszcze większej  uwagi, a z drugiej czułam się głupio w stosunku do Erica. W dalszym  ciągu boleśnie pamiętałam nieprzyjemne słowa, Cole'a, że jego brat, nie  przedstawiłby matce byle kogo. Więc może jednak dla Erica, nie byłam  „byle kim".

– Ślicznie wyglądasz – oznajmił chłopak, z zadowoloną miną obejmując mnie ramieniem.

Uśmiechnęłam  się do niego promiennie. Miałam na sobie białe jeansy z dziurami, obcisłą pudrową bluzkę z kokardkami na ramionach i szary, bardzo przyjemny w dotyku, mięciutki  sweterek. Na nogach natomiast miałam zwykłe trampki. Bardzo  spodobał mi się mój nowy strój. Rozpuszczone, jasne włosy, spływały mi  na ramiona falującą kaskadą. Tego dnia, zdecydowanie bardziej niż zwykle  przypominałam sobą dziewczynę. No cóż, w końcu jakby nie patrzeć, to  były moje urodziny!

Wsiedliśmy do czerwonego samochodu. Kiedy dojechaliśmy do plaży, Eric zwlekał z wysiadaniem. Wyraźnie walczył sam ze sobą.

– Co robi tutaj Cole? – zdecydował się w końcu zapytać.

Wzruszyłam ramionami.

– Zaprosiłam go. Wtedy, kiedy uznałeś, że „sobie poradzi" – mruknęłam. – Pamiętasz? Masz coś przeciwko? – zapytałam.

Eric przecząco pokręcił głową.

– Nie, jasne, że nie. To przecież twoje urodziny – oznajmił. – Po prostu nie chciałbym, żeby ci je zepsuł.

Odrobinę  posmutniałam na myśl, że na to, to już jest chyba za późno. Nie  zamierzałam się jednak przejmować głupim Cole'm. Uświadomiłam sobie,  że Eric ma rację. To moje urodziny i będę się na nich dobrze bawić.  Nachyliłam się ku chłopakowi i pocałowałam go w policzek.

– Dziękuję, za wszystko – powiedziałam obdarzając go promiennym uśmiechem, a potem wysiadłam z samochodu.

Life in ColorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz