22. Dwa bilety, do Polski

85 11 0
                                    

Wuj nie miał kierowcy, sam prowadził.  Zastanawiałam się czy to wypada lordowi, czy też może tak naprawdę  Duncan ignorował wszelakie konwenanse*. Właściwie poczułam do tego  człowieka, po raz pierwszy w życiu, cienką i bardzo kruchą nić sympatii.  Podałam mu adres i podjechaliśmy pod moją kamienicę. Poczułam się  bardzo dziwnie, prowadząc wuja na górę po stromych, lekko obdrapanych  schodach. Jeszcze bardziej niezręcznie było mi, kiedy pokazałam mu  pokój, który dzieliłam z Magdą. Nie wierzyłam, żeby rozumiał, dlaczego  wolałam takie warunki od eleganckiego, przywodzącego na myśl raczej  dobry hotel, akademika.

– Więc tutaj mieszkasz? – zapytał tylko, nie wyrażającym żadnych uczuć tonem, a mi nie pozostało nic innego jak mu przytaknąć.

– Nie jest źle – mruknęłam wzruszając ramionami.

Magdy  akurat nie było, a ja stanowczo nie miałam zamiaru gościć wuja w moich  „skromnych progach". Chwyciłam leżącą na stoliku pocztę i razem  zeszliśmy na dół.

– Dokąd jedziemy? – zapytałam kiedy z powrotem wsiadaliśmy do samochodu.

– Zobaczysz – powiedział tylko lekko poirytowanym głosem, więc postanowiłam się więcej nie odzywać.

Samochód  ruszył w stronę centrum miasta. Minęliśmy bramę strzeżonego osiedla.  Duncan zatrzymał się na obsadzonym krzewami róż, brukowanym parkingu.  Tym razem to on zaprowadził mnie do jednego z eleganckich, nowoczesnych  budynków. Wjechaliśmy windą na czwarte piętro. Wuj wpuścił mnie do  prosto, ale wygodnie urządzonego mieszkania. Była tu jadalnia z aneksem  kuchennym i niewielki, połączony z nią salon, a także dwa oddzielne,  mniejsze pokoje. Wyglądało na niezamieszkane.

– Dlaczego tu jesteśmy? – zapytałam mając jak najgorsze przeczucia.

–  Chciałem ci pokazać twoje mieszkanie – odpowiedział po prostu. – Nie  zrozum mnie źle – dodał, widząc moje niechętne spojrzenie. – Ja ci go  nie daję, ono jest twoje – powiedział wyraźnie i powoli, jakby tłumaczył  coś niezbyt bystremu przedszkolakowi. – Odziedziczyłaś po ojcu pewną  sumę pieniędzy, będzie twoja, kiedy skończysz dwadzieścia jeden lat, a  póki co ja nią zarządzam i uznałem za stosowne kupić mieszkanie. Jeżeli  się z tym nie zgadzasz, trudno, jakoś ten fakt przeboleję, ale  pomyślałem, że skoro nie chcesz mieszkać w akademiku, może będziesz  wolała być u siebie, niż coś wynajmować.

Zamrugałam  zaskoczona. On mówił poważnie? Jeżeli tak, to był najlepszym wujem na  świecie! Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie się próbował za bardzo  do mojego życia wtrącać.

– Więc jak? – zapytał lekko zniecierpliwiony.

Impulsywnie  przyskoczyłam do niego, zarzuciłam mu ramiona na szyję i pocałowałam w  policzek. Odsunęłam się od niego uśmiechnięta.

– Cudownie! – oznajmiłam i ruszyłam oglądać swoje nowe mieszkanie, a on stał dalej w progu, jakoś dziwnie zmieszany.

~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~

             Wuj Duncan siedział na kanapie cierpliwie czekając, podczas gdy ja  układałam sobie w głowie, jak cudownie będzie mieć własny pokój. Nie  mogłam doczekać się też miny Magdy, kiedy oznajmię jej, że się  przeprowadzamy. Życie potrafiło czasem mile zaskakiwać. Usiadłam w  jednym z kremowych foteli. Przejrzałam listy. Zaskoczona otworzyłam  jedną z białych kopert. Była od mojej sąsiadki z Polski, miłej, starszej  pani, która przyjaźniła się z babcią i zawsze przynosiła nam przepyszny  sernik. Tylko dlaczego miałaby do mnie pisać? Rozwinęłam kartkę i  przeczytałam list. Potem jeszcze raz i kolejny, ciągle nie mogąc  uwierzyć w jego treść. Na biały papier skapywały łzy, rozmazując  niebieski atrament. Moja babcia umarła, w środę miał być pogrzeb. Jak to  możliwe? Przecież rozmawiałam z nią jeszcze wczoraj! „Zawał serca, to się zdarza w podeszłym wieku" pisała pani Jadwiga.

– Co się stało? – zapytał Duncan, który wcześniej tylko wpatrywał się we mnie bez słowa.

Podałam  mu list. Miałam zbyt ściśnięte gardło, żeby cokolwiek powiedzieć.  Środa... czy ja w ogóle zdążę tam być? Musiałam! Jak mogłabym opuścić jej  pogrzeb. Moje myśli stały się praktyczne idąc powoli, jednotorowo.  Wiedziałam, że wszystko dotrze do mnie już niedługo, jeszcze silniejszą  falą, a ból będzie nie do zniesienia, ale jeszcze nie teraz. W tej  chwili, zwyczajnie nie mogłam w śmierć babci uwierzyć.

Wuj przeczytał list. Wyciągnął telefon. Wybrał jakiś numer.

–  Dwa bilety, do Polski, najlepiej zarezerwuj na dzisiaj – powiedział  ponurym głosem. – Tak – potwierdził – i zwolnij Morgan ze szkoły na  resztę tygodnia.

Spojrzałam na niego pytająco, kiedy skończył rozmawiać.

– Jeżeli nie chcesz, żebym leciał z tobą, to powiedz – zwrócił się do mnie spokojnie. – Zrozumiem i zostanę.

Przecząco  pokręciłam głowa. Było mi wszystko jedno. Usiadłam przy nim na kanapie.  Po chwili, niezdarnie objął mnie ramieniem. To był jego największy  błąd, bo już po chwili miał mokrą od moich łez prawie całą górę drogiej  marynarki. Jak przez mgłę dotarło do mnie, że był teraz moją jedyną  rodziną. Nikt inny już mi nie został.








*Konwenanse, czyli zbiór obowiązujących w określonej grupie form, obyczajów, reguł towarzyskich, nigdy nie utrudniają życia – wręcz przeciwnie, one je ułatwiają.

Life in ColorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz