Wuj nie miał kierowcy, sam prowadził. Zastanawiałam się czy to wypada lordowi, czy też może tak naprawdę Duncan ignorował wszelakie konwenanse*. Właściwie poczułam do tego człowieka, po raz pierwszy w życiu, cienką i bardzo kruchą nić sympatii. Podałam mu adres i podjechaliśmy pod moją kamienicę. Poczułam się bardzo dziwnie, prowadząc wuja na górę po stromych, lekko obdrapanych schodach. Jeszcze bardziej niezręcznie było mi, kiedy pokazałam mu pokój, który dzieliłam z Magdą. Nie wierzyłam, żeby rozumiał, dlaczego wolałam takie warunki od eleganckiego, przywodzącego na myśl raczej dobry hotel, akademika.
– Więc tutaj mieszkasz? – zapytał tylko, nie wyrażającym żadnych uczuć tonem, a mi nie pozostało nic innego jak mu przytaknąć.
– Nie jest źle – mruknęłam wzruszając ramionami.
Magdy akurat nie było, a ja stanowczo nie miałam zamiaru gościć wuja w moich „skromnych progach". Chwyciłam leżącą na stoliku pocztę i razem zeszliśmy na dół.
– Dokąd jedziemy? – zapytałam kiedy z powrotem wsiadaliśmy do samochodu.
– Zobaczysz – powiedział tylko lekko poirytowanym głosem, więc postanowiłam się więcej nie odzywać.
Samochód ruszył w stronę centrum miasta. Minęliśmy bramę strzeżonego osiedla. Duncan zatrzymał się na obsadzonym krzewami róż, brukowanym parkingu. Tym razem to on zaprowadził mnie do jednego z eleganckich, nowoczesnych budynków. Wjechaliśmy windą na czwarte piętro. Wuj wpuścił mnie do prosto, ale wygodnie urządzonego mieszkania. Była tu jadalnia z aneksem kuchennym i niewielki, połączony z nią salon, a także dwa oddzielne, mniejsze pokoje. Wyglądało na niezamieszkane.
– Dlaczego tu jesteśmy? – zapytałam mając jak najgorsze przeczucia.
– Chciałem ci pokazać twoje mieszkanie – odpowiedział po prostu. – Nie zrozum mnie źle – dodał, widząc moje niechętne spojrzenie. – Ja ci go nie daję, ono jest twoje – powiedział wyraźnie i powoli, jakby tłumaczył coś niezbyt bystremu przedszkolakowi. – Odziedziczyłaś po ojcu pewną sumę pieniędzy, będzie twoja, kiedy skończysz dwadzieścia jeden lat, a póki co ja nią zarządzam i uznałem za stosowne kupić mieszkanie. Jeżeli się z tym nie zgadzasz, trudno, jakoś ten fakt przeboleję, ale pomyślałem, że skoro nie chcesz mieszkać w akademiku, może będziesz wolała być u siebie, niż coś wynajmować.
Zamrugałam zaskoczona. On mówił poważnie? Jeżeli tak, to był najlepszym wujem na świecie! Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie się próbował za bardzo do mojego życia wtrącać.
– Więc jak? – zapytał lekko zniecierpliwiony.
Impulsywnie przyskoczyłam do niego, zarzuciłam mu ramiona na szyję i pocałowałam w policzek. Odsunęłam się od niego uśmiechnięta.
– Cudownie! – oznajmiłam i ruszyłam oglądać swoje nowe mieszkanie, a on stał dalej w progu, jakoś dziwnie zmieszany.
~ ♠ ~ ♠ ~ ♠ ~
Wuj Duncan siedział na kanapie cierpliwie czekając, podczas gdy ja układałam sobie w głowie, jak cudownie będzie mieć własny pokój. Nie mogłam doczekać się też miny Magdy, kiedy oznajmię jej, że się przeprowadzamy. Życie potrafiło czasem mile zaskakiwać. Usiadłam w jednym z kremowych foteli. Przejrzałam listy. Zaskoczona otworzyłam jedną z białych kopert. Była od mojej sąsiadki z Polski, miłej, starszej pani, która przyjaźniła się z babcią i zawsze przynosiła nam przepyszny sernik. Tylko dlaczego miałaby do mnie pisać? Rozwinęłam kartkę i przeczytałam list. Potem jeszcze raz i kolejny, ciągle nie mogąc uwierzyć w jego treść. Na biały papier skapywały łzy, rozmazując niebieski atrament. Moja babcia umarła, w środę miał być pogrzeb. Jak to możliwe? Przecież rozmawiałam z nią jeszcze wczoraj! „Zawał serca, to się zdarza w podeszłym wieku" pisała pani Jadwiga.
– Co się stało? – zapytał Duncan, który wcześniej tylko wpatrywał się we mnie bez słowa.
Podałam mu list. Miałam zbyt ściśnięte gardło, żeby cokolwiek powiedzieć. Środa... czy ja w ogóle zdążę tam być? Musiałam! Jak mogłabym opuścić jej pogrzeb. Moje myśli stały się praktyczne idąc powoli, jednotorowo. Wiedziałam, że wszystko dotrze do mnie już niedługo, jeszcze silniejszą falą, a ból będzie nie do zniesienia, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili, zwyczajnie nie mogłam w śmierć babci uwierzyć.
Wuj przeczytał list. Wyciągnął telefon. Wybrał jakiś numer.
– Dwa bilety, do Polski, najlepiej zarezerwuj na dzisiaj – powiedział ponurym głosem. – Tak – potwierdził – i zwolnij Morgan ze szkoły na resztę tygodnia.
Spojrzałam na niego pytająco, kiedy skończył rozmawiać.
– Jeżeli nie chcesz, żebym leciał z tobą, to powiedz – zwrócił się do mnie spokojnie. – Zrozumiem i zostanę.
Przecząco pokręciłam głowa. Było mi wszystko jedno. Usiadłam przy nim na kanapie. Po chwili, niezdarnie objął mnie ramieniem. To był jego największy błąd, bo już po chwili miał mokrą od moich łez prawie całą górę drogiej marynarki. Jak przez mgłę dotarło do mnie, że był teraz moją jedyną rodziną. Nikt inny już mi nie został.
*Konwenanse, czyli zbiór obowiązujących w określonej grupie form, obyczajów, reguł towarzyskich, nigdy nie utrudniają życia – wręcz przeciwnie, one je ułatwiają.
CZYTASZ
Life in Color
Teen Fiction- Wiele osób o tym mówi, oczywiście za jej plecami - dodał. - Więc to tylko plotki? - zapytałam natarczywie, a w żołądku przewracało mi się, jakbym jechała kolejką górską, a nie dobrze amortyzowanym samochodem. - Może... Czy to takie ważne? - zapyta...