7. Czemu oni ci to zrobili?

126 16 2
                                    

Była niedziela. Piękne, słoneczne,  kwietniowe popołudnie. Wybrałam się na długi spacer po lesie. Dręczyły  mnie wydarzenia z balu. Nie rozumiałam, dlaczego Cole to zrobił, ale  jeszcze większą zagadką było dla mnie, czemu nie zostawił mnie na dole  razem z innymi. Co właściwie łączyło jego i Erica?

Usłyszałam  hałas jadących polną drogą quadów. Nienawidziłam kiedy ludzie zakłócali  leśny spokój „tymi rzeczami". Nie miałam nic przeciwko – niech sobie  jeżdżą, ale powinni to robić na wyznaczonych torach, a nie tam gdzie  popadnie. Zwłaszcza nie tutaj, na wybrzeżu, gdzie teren oznaczony był  jako ścisły rezerwat przyrody. Pojazdy zatrzymały się między drzewami.  Słyszałam głośne śmiechy chłopaków. Podeszłam odrobinę bliżej, chowając  się za drzewami. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałam, żeby mnie  zauważyli. Zaskoczona rozpoznałam kolegów ze szkoły, a wśród nich  szczupłą sylwetkę Erica. Już miałam wyjść, przywitać się z nimi, kiedy  zobaczyłam coś jeszcze. Michael i Alan wyciągnęli coś, a raczej kogoś,  co spostrzegłam dopiero po chwili, z jednego z zaparkowanych quadów.  Bezceremonialnie rzucili chłopakiem o ziemię, jakby był workiem  ziemniaków. Zasłoniłam usta dłonią, żeby nie krzyknąć, kiedy rozpoznałam  ciemne, niesfornie opadające na oczy włosy. Stałam jak wmurowana w  ziemię i ze zgrozą obserwowałam jak moi koledzy kopią leżącego na ziemi Cole'a. Cała moja sympatia do przystojnego, uroczego Erica prysła jak  bańka mydlana. Leżący na trawie chłopak próbował się podnieść, nie  pozwolili mu na to. Zobaczyłam, że ma związane ręce. Czy oni  powariowali? Nogi się pode mną ugięły. Nie miałam pojęcia co mogę  zrobić. Czy w ogóle istniało coś takiego? Nie miałam nawet pieprzonego  telefonu! Zresztą i tak nie wiedziałabym do kogo mam zadzwonić. Alan  przyczepił linę do związanych nadgarstków Cole'a. Chłopaki z powrotem  wsiedli do quadów. Ruszyli. Chłopak z początku próbował biec za nimi,  ale bardzo szybko potknął się i przewrócił. Spory kawałek pokonał  szorując brzuchem po nierównej drodze, a potem Michael odciął naprężoną  linę i odjechali, zostawiając go leżącego na drodze.

Byłam  w szoku. Chwilę zajęło mi zanim odzyskałam władzę w nogach. Podbiegłam  do niego. Z trudem usiadł. Jego elegancka koszula była podarta i  pobrudzona w wielu miejscach. Przez policzek chłopaka przebiegało  podłużne, nieprzyjemne zadrapanie. Nadgarstki Cole'a były poobcierane  do krwi. Kiedy usłyszał moje kroki, podniósł wzrok. Widziałam jak  zaskoczenie na jego twarzy zmienia się we wściekłość.

– Zjeżdżaj stąd! – warknął nieprzyjaźnie nieco zachrypniętym głosem.

– Nie! – tym razem dla odmiany nie zamierzałam go posłuchać.

Usiadłam  przy nim na ziemi, nie zwracając uwagi, na to, że brudzę swoje jasne  jeansy. Pomogłam mu rozwiązać ręce. Boleśnie chwycił mnie za nadgarstki.

– Wynocha! – syknął.

– Nie! – powtórzyłam stanowczo poprzez łzy, które w międzyczasie napłynęły mi do oczu.

Spojrzał mi w oczy. Puścił.

– Nic nie widziałaś, jasne? – odezwał się zrezygnowany.

– Ale... – zaczęłam, jak niby mogłam to zlekceważyć?

– To nasze prywatne sprawy – uciął krótko. – Ciebie to nie dotyczy.

Milczałam.  Chłopak wstał. Zachwiał się. Skrzywił się przy pierwszym kroku. Jego  twarz była blada jak płótno. Zerwałam się z ziemi. Przysunęłam do niego.  Objęłam go w pasie. Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie.

– Odprowadzę cię – wyjaśniłam najspokojniejszym głosem, na jaki było mnie stać.

Wzruszył ramionami.

Life in ColorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz