Zasadzka

6 2 0
                                    

Nie wiedziałem wtedy jeszcze że to małe drzewko mnie uratuje.

Gdy się obudziłem poczułem że coś jest nie tak. Czułem drarzniący zapach który sprawiał że byłem jednocześnie podenerwowany i przepełniony adrenaliną. Ten zapach wydawał mi się tak znajomy. Gdzie ja go wcześniej czułem? Nagle sobie przypomniałem. Krew. Czułem krew. I to nie krew jakiegoś zwierzaka przeznaczonego na obiad. To była krew wilków. Nie wiem już ile razy czułem ten zapach. Jak zawsze gdy go czułem budziła się moja wilcza natura. Lecz tym razem było coś nie tak. Chwilę później zorientowałem sie co mi nie pasuje. Nie czułem chęci mordu a jednak byłem gotowy do walki. Nagle coś spadło mi na rękę. To była kropla...kropla potu? Ale skond sie wzieła? Popatrzyłem w góre lecz nikt nie stał w moim pobliżu. Wtedy na moje ręce spadło wiecej potu. Skond on sie brał przecież nie byłem zmęczony, ale miałem przyspieszony puls a pot wręcz sie ze mnie lał. Czy ja odczuwałem strach?
Nagle w pobliżu ktoś westchnął.
-Ale dobra krew tych alf
Dopiero teraz przejrzałem się otoczeniu. Na środku leżało sześć wilczych ciał woku których zgromadzona była duża grópa wychudłych i trupio bladych sylwetek. Trwały przez jakiś czas w zupełnej ciszy przerywanej jedynie odgłosami wydawanymi przez kilku z nich ktorzy znajdowali się przy ciałach. Westchnienia przepełnione rozkoszą sprawiały  że przeszywały mnie dreszcze. Gdy sylwetki odsuneły się od ciał horda która ich otaczała zaczeła niecierpliwie dyszec i syczeć.
Lecz gdy jedna z postaci która odsuneła się od ciał podniosła rękę natychmiast zapadła cisza.
-Możecie jeść-
Powiedział bezbarwnie. A horda ruszyła w strone ciał z wygłodniałymi krzykami, przepychali się nawzajem by jak najszybciej dostać się do ciał. Kilku z nich którzy się przewrucili zostało zadeptanych przez toważyszy.
Do mojej kryjówki zbliżyło się dwóch mężczyzn. Jeden z nich był tym który wcześniej przemówił.
-Ech, przydało by się ich nauczyć manier przy jedzeniu. Przez to że się tak żucają straciliśmy troje z nich.
Powiedział ten drógi.
-Nie przejmuj sie Colton. Zdobycie nowych jest wręcz banalnie proste a oni i tak ledwie wytrzymują gdy muszą czekać aż my skończymy.
-Ależ lordzie oni powini być wdzięczni już za samo przebywanie w twoim pobliżu.
-Może i masz rację. Ale wracając do najważniejszych spraw. Złapaliście już tego betę?
Colton skulił sie
-Niestety jeszcze nie.
-Co!!! Więc czemu go nie gonisz razem z resztą tylko sie objadasz?
-Ale lordzie krew bet jest ochydna. W zasadzie u wilkołaków jedynie alfy dobrze smakują. Mają nawet lepszą krew niż zwykli ludzie.
-Wiem. Doskonale zdaje sobie sprawę o co ci hodzi. Ich krew jest niczym narkotyk. Kto raz jej sprubuje nie jest w stanie bez niej wytrzymać. A tu trafiliśmy aż na szustke alf! To była wyborna uczta.
-Tak panie, wyśmienita. Wręcz wspaniała.
Nagle obaj odwrucili się w jedną strone jakby usłyszeli coś niepokojącego.
-Ulatniamy sie. Zbierz trupojady.
-Tsk panie
Colton zebrał wszystkie monstra i po paru chwilach na polanie pozostały jedynie rozszarpane ciała których widok przyprawiał o mdłości nawet najwytrzymalszych i najokrutniejszych drapierzcow. A co najdziwniesze w oku nie było nawet kropli krwi choć jej zapach unosił się w powietrzu.
Po dłuższej chwili gdy nic sie nie działo w pobliżu postanowiłem wyjść lecz zanim zdążyłem to zrobić czyjaś ręka złapała mnie za usta..

Shadow Fang-ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz