*POV DRACO*
-Twoi rodzice też tu są?- zapytał się mnie jeden z gości zaproszonych na te przyjęcie, popijając jakiś alkohol w szklanym kielichu.
-Przepraszają za swoją nieobecność. Niestety, problemy rodzinne.-wytłumaczyłem, wiedząc iż go to nie obchodzi. Znam takich ludzi. Chcą pokazać, że nie są nie czuli w stosunku do innych. Pokazać, że mają ludzkie cechy. Ale za długo na tym świecie żyje, żeby rozpoznać fałsz.
-No tak. Narcyza zawsze wybierała rodzinę ponad przyjemności.-po tych słowach odszedł bez jakichkolwiek emocji. Jakbym gadał z robotem, nie z człowiekiem.
-Chodź, urwiemy się stąd-powiedziała Astoria znudzona. Nawet nie zauważyłem jak podeszła do mnie.
- Nie. Nie możemy.-zniechęcony pomysłem dziewczyny, napiłem się napoju alkoholowego z kieliszka, który trzymałem w dłoniach. Pamiętam, że jak byłem w jej wieku, marzyłem o tym samym, gdy moi rodzice urządzali przyjęcia. Takie nudy, aż kot napłakał. Jednak teraz nie wypada uciekać z takiego przyjęcia. W ogóle żadnego. Gdy zniknę stąd, pomyślą, że nie mam odwagi spojrzeć w oczy każdemu kto ucierpiał choć trochę z intryg mojej rodziny. A było tak wiele...
-Moja siostra twierdziła, że jest z ciebie ziółko. Nie widzie tego.- oburzona moją postawą, zrobiła niezadowoloną minę.
Dawniej bym olał taką lalę i bawiłbym się, śmiejąc się z ludzi na przyjęciu. Znalazł bym jakiegoś gościa, który jak ja - nienawidzi tej atmosfery. Jednak teraz muszę tańczyć jak oni mi zagrają, aby nie mieć jeszcze więcej wrogów niż teraz. Też nie mogę jej powiedzieć, aby spadała jak jej się coś nie podoba. Muszę zostać z nią mimo wszystko. Mimo wkurzenia się na nią. Robię to dla matki, która chce, abym ułożył sobie życie i przedłużył linie rodu. Ojciec zapewne też chce, abym przedłużył, lecz aby była linia tylko męska, żeby nasze nazwisko było jak najdłużej jak się da na tym świecie, świecie magii. Czuje się nieszczęśliwy w tej sytuacji, lecz nic nie mogę zrobić. Zobowiązałem się do tego.
Chciałem już jej coś powiedzieć, coś niesmacznego, bo już strasznie mnie wkurza ta małolata, lecz powtrzymałem się od tego. Nie mogę zepsuć tego układu. Nie mogę tego zrobić. Sztucznie uśmiechnełem się do niej, popijając alkohol. Ta kobieta mnie wykończy...
Spojrzałem na wejściowe drzwi, ponieważ każdy prawie tu obecnych był skierowany w tamtym kierunku. Zdziwiony obserwowałem gości, aby odczytać ich emocje. Inni patrzyli z żalem, inni z trumfem, a jeszcze inni ze smutkiem. Ponownie spojrzałem na drzwi. Otworzyły się drzwi, a w nich stała ONA. Zbladłem. Moje serce się zatrzymało, i ponownie ożyło. Czy to sen?! Po tylu miesiącach spotkałem ją. Mam ochotę ją wziąć z tego przyjęcia i zabrać ją gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie... Jej twarz... Jej ciało... Czuję się szczęśliwy i podekscytowany, jak małe dziecko które czeka na wymarzony prezent. Ja dostałem go teraz. Dostałem płomień światła w tym nieszczęsnym mroku. Wygląda jak anioł, który stąpił teraz na ziemie. Mimo mrocznego stroju.. Wygląda jak zawsze pięknie, lecz teraz jest przepiękna niż nie jedna kobieta która tu stoi. Mimowolnie uśmiechnęłem się szczerze. Lecz jak uśmiech się pojawił przy moim słońcu na tej ziemi, zmienił się na wściekły, gdy zobaczyłem kto stoi przy niej. Jak mogła przyjść z tym pół krwi idiotą? Ze złością napiłem się do dna alkohol.
-Muszę wyjść na chwilę na zewnątrz. - poinformowałem Astorie, ukrywając fakt jak bardzo jestem wnerwiony. Nie chcę, aby jakiś mężczyzna dotykał Emily. Nie chcę, aby jakiś mężczyzna z nią rozmawiał. Jednak nie mogę pokazać jej się teraz. Gdy jestem z Astorią... Muszę uciec. Nie mogą się spotkać, ponieważ nie będą je miał. Może to egoistyczne z mojej strony, lecz mam mentlik w głowie. Jeśli wybiorę Emily, już nie zdobędę zaufanie mojej rodziny i też pozycje jaką mi zapewnia Astoria. Jeśli wybiorę Astorie, nie zobaczę już Emily i szczęście jakie mi zapewnia.
Niezauważony przez Emily i Harryego, wyszedłem na zewnątrz. Zszedłem po marmurowych schodach na ziemiste podłoże. Wyprostowałem się, aby zaobserwować co się dzieje na zewnątrz. Wieczór jest chłodny, choć były chłodniejsze. Obróciłem się w prawo, ponieważ usłyszałem śmiechy. Odpaliłem papierosa, który wyciągnąłem z paczki, który była w marynarce, w kieszonce wewnętrznej. Wypuściłem dym z ust. Tego mi brakowało. Podniosłem głowę do góry, wpatrując się w gwiazdy, myśląc co teraz.
-Chłopce, podejdź do nas-zawołał jakiś mężczyzna, który stał w altance. Nie mając wyjścia, podszedłem do nich, nie wiedząc o co chodzi. Gdy podszedłem do starszych mężczyzn, wyjąłem papierosa z ust. -Aaa, ty zapewne jesteś młodym Malfoyem-zaśmiał się serdecznie.
-Tak-potwierdziłem informacje.
-Jakbym cofną bym się w czasie. No popatrz Newton, jak ojciec-powiedział do jednego z mężczyzn, który siedział na ławce, paląc przy tym cygaro.
-Choć oczy ma po swoim dziadku, Abrexase-stwierdził. Zdziwiony, przystawiłem do ust papierosa, aby zaciągnąć się nim.
-A tak w ogóle, jestem Fineas Travers, a ten staruszek...-pokazał na faceta, który wcześniej wypowiadał się.- ...to Gregory Prinse.
-Miło mi-ucisnąłem dłonie obu panów po kolei. I tak spędziłem czas na rozmowie, zapominając o problemach.