Rozdział 8

2.3K 120 2
                                    

BILLIE

Rehabilitacja przebiega prawidłowo. Mój stan zdrowia znacznie się poprawił i dzięki temu mogłam brać udział w pomniejszych misjach, co mnie niezwykle cieszy.

Od tamtego feralnego wydarzenia minęły cztery miesiące i wciąż nie wiadomo, co robić. Jakiekolwiek próby przybliżenia się do Rosjan kończą się fiaskiem. Narasta we mnie frustracja, ale mogę tylko czekać spokojnie i robić swoje. 

- To myślenie cię w końcu wykończy - stwierdza wchodząca do pomieszczenia Carol.

- Hm. Gdybyś była mną, też byś to przeżywała.

Dziewczyna usiadła obok mnie na łóżku. Z jej nogą już w porządku, ale wciąż ma lekki niedowład. Pozbyła się kul, co było większym sukcesem ostatnich dni.

- Czy pozwolisz się w końcu gdzieś wyciągnąć? - zapytała. - Mam dosyć tego czekania. Jesteś młoda i w końcu zacznij korzystać z życia. 

- Dobrze, gdzie chciałabyś iść, Kuternogo? 

- Uważaj na słowa - pogroziła mi palcem przed nosem. - Nawet nie wiesz, ile w tej nodze jest siły. Chyba, że chcesz się przekonać na własnym tyłku.

Wstałam z łóżka i uśmiechnęłam do niej kręcąc głową. Ta to potrafi poprawić humor. 

- Przekonałaś mnie. Może klub?

- Mało to oryginalne, ale zawsze coś. Dobra - skierowała się w stronę drzwi - Widzę cię na dole. Ty prowadzisz.

Z tymi słowami zaczęłam się szykować. Szybki prysznic i do dzieła. Postawiłam na zwyczajną czarną sukienkę oraz srebrne szpilki. Nie chciało mi się zbytnio wydziwiać z makijażem, więc tylko delikatnie przyciemniłam oczy. Włosy pozostawiłam w ich normalnym nieładzie, bo w sumie czemu nie. Złapałam jeszcze torebkę i mogłam ruszać.

Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam się w stronę parkingu. Skoro ja miałam prowadzić, zaczęłam szukać mojego auta, które już po chwili ujrzałam. Wsiadłam i czekałam na Carol. Wiedząc, że tej dziewczynie wyszykowanie się zajmuje godziny, wyciągnęłam telefon i zaczęłam go przeglądać. Może jakaś nowa sukienka? W sumie czemu nie.

Nagle usłyszałam pukanie w szybę. Poskoczyłam zaskoczona na siedzeniu i spojrzałam na sprawcę całego zamieszania. Jeden z ochroniarzy. Świetnie. Opuściłam szybę i ze słodkim uśmiechem zapytałam, czy coś się stało.

- Nie wolno wychodzić z terenu agencji. Rozkaz majora - odparł grubym, tubalnym głosem.

- A jak stąd wyjadę, to czy będzie to jakieś odstępstwo? 

Robię z siebie w tym momencie idiotkę, wiem to. Po prostu sprawdzam jego czujność. Mężczyzna spojrzał na mnie jak na głupią i już wiedziałam, że przegrałam. 

- Proszę wyjść z pojazdu.

Wykonałam jego rozkaz, bo co? Mam jeszcze bardziej podpaść majorowi? 

- Co się dzieje? - usłyszałam za sobą głos Carol. 

- Nie wolno opuszczać agencji. - Odparłam.

W odpowiedzi usłyszałam prychnięcie. Uniosłam brew.

- Mam zamiar jechać na imprezę i to zrobię. Nie interesują mnie wszelkie zakazy, do cholery jasnej! - powiedziała pakując się do samochodu. Mężczyzna zaczął tracić cierpliwość.

- Ostatni raz proszę, aby panie udały się do środka. Nie mogę pozwolić na opuszczenie przez was terenu.

- Mam to gdzieś. Biorę wszystko na własną odpowiedzialność - mruknęła. - Billie, wsiadaj. Nie będziemy tracić czasu na tego buca. 

Obserwując ukradkiem ochroniarza wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Niestety, wciąż coś nam musi przeszkodzić.

- Mam dosyć. Nie chcecie po dobroci to będzie siłą. 

Mężczyzna wyciągnął zza paska spluwę i krótkofalówkę, i zaczął coś tłumaczyć osobie po drugiej stronie. Carol spojrzała na mnie porozumiewawczo, na co kiwnęłam głową.

- Gotowa, żeby pokazać żyłkę rajdowca? 

Nie musiała długo prosić. Od razu wcisnęłam gaz do dechy i wycofałam. Nawet nie wiem, czy potrąciłam go, czy nie. Następnie, na pełnym pędzie ruszyłam przed siebie. Myślałam, że zacznie do nas strzelać, ale nic takiego nie miało miejsca. Spodziewałam się także, że zamkną nam wszystkie wyjścia, ale to też nie nastąpiło. Hm. Ciekawe. Zawsze, gdy są jakieś zakazy, wszyscy skrupulatnie pilnują wyjazdów. Teraz nie było tak nikogo.

Gdy wjechałyśmy do miasta, ograniczyłam prędkość. Nie potrzeba nam się rzucać w oczy. 

- Właśnie takiej mi cię brakowało - odezwała się dziewczyna. - Musisz zacząć żyć, jesteś agentką do cholery!

Zaśmiałam się na jej stwierdzenie. Faktycznie, zawsze razem robiłyśmy rożne durne i niebezpieczne rzeczy. I nigdy tego nie żałowałam.

- Ogólnie to chciałam cie zapytać, czy wiesz, co z Simonem? - spojrzałam ukradkiem na jej minę. Jakby biła się z myślami.

- Nie wiem. Nie widziałam go od tamtego wybuchu. Rozumiesz? Jakby rozpłynął się w powietrzu. 

Cudownie. Ze mną też nie utrzymuje kontaktu. Człowiek widno, normalnie.

To dosyć delikatny temat, więc aż do klubu go nie poruszałam. Po co sobie zaprzątać głowę? Wjechałam na parking w poszukiwaniu miejsca. Lepiej dla nas, jeżeli będzie gdzieś blisko wyjścia, gdy trzeba będzie uciekać. Cholera, znowu mam przeczucie, że odbije się nam to wszystko czkawką. 

I to jaką. Czasami nienawidzę swojej intuicji. 

 ♡♡♡

Hejo! 

Znowu taki krótki, ale planuję wstawić dzisiaj jeszcze jeden. Nie sprawdziłam go zbytnio, więc za wszelkie błędy przepraszam! 

Rosyjska Ruletka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz