Rozdział 15

2.2K 107 34
                                    

Proszę, tutaj też ;)

BILLIE

Tak, jak sobie wcześniej obiecałam, postanowiłam działać. Teraz, kiedy dowiedziałam się prawdy, o tym, że Tristan codziennie przechodzi pranie mózgu, ostrożniej się zachowuję. Nie wiadomo, czy przypadkiem nie wszczepili mu jakichś nowych „funkcji". Jak jakiemuś cyborgowi. Nie jestem ekspertem, ale według mnie to już zbyt perfidne wkraczanie w organizm człowieka.

Pozostaje kolejny problem. Bardziej ludzki, kobiecy. Od kiedy jesteśmy w tym miejscu, ani razu nie uprawialiśmy seksu. Widzę, że Tristan zaczyna się niecierpliwić, ale hej, jakby nie było ostrzegano mnie przed tym. Tylko, ze powoli kończą mi się wymówki, więc albo przełamię się dla powodzenia misji, albo znajdzie sobie kochankę. Hym, to by mogło być ciekawe.

 – Ach, kochaniutka, dlaczego ten bukiet jest taki mały?

– E, proszę? – super, z tego wszystkiego zapomniałam, że jestem w pracy.

– Przepraszam, ale zamówiła pani bukiet z siedmiu różowych róż. Mogę pani pokazać, mam wszystko na papierze.

– Na pewno nie. Nie jestem jeszcze taka stara, nie mam demencji – obruszyła się. – Miało być ich piętnaście. Jak ja teraz pójdę na wesele mojej siostrzenicy? – spojrzała na zegarek – mało czasu zostało.

Wypuściłam powoli powietrze. Nerwy nic nie pomogą. Dobrze wiem, z jakiej ilości kwiatów miało być zamówienie, no ale dobra. Niech jej będzie. Trzeba to rozwiązać taktycznie.

– Dobrze, zróbmy tak. Da mi pani dosłownie kilka minutek, pójdę na zaplecze i dobiorę róż do bukietu. Może być? – uśmiechnęłam się słodko. Widzę, że jest poirytowana, ale grunt to nie tracić zimnej krwi. Już czuję skargę do szefowej, mhm.

– Tylko szybko. Mam dosłownie pół godziny, trzeba się jeszcze przyszykować.

Na moje szczęście kobieta ulotniła się z kwiaciarni. Co za babsko. Starasz się robić wszystko dobrze, a tu takie coś. Wyszłam na zaplecze i otworzyłam drzwi, za którymi był zapas kwiatów wszelkiej maści. Oczywiście te cholerne różowe różyczki znajdowały się na samym cholernym końcu. Super, trzeba wszystko poprzestawiać. Kiedy w końcu dorwałam te kolejne osiem róż, mogłam dorobić bukiet.

Kładąc wszystko na blacie, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Kto śmie mi przeszkadzać? Spojrzałam na wyświetlacz – Simon. O, ciekawe. Dawno się nie odzywał. Odebrałam.

– Słucham cię. Co tam? – spojrzałam na zegarek, mam jakieś dwadzieścia minut zanim stara dewocja wróci. – Jakieś postępy, nowe wieści?

– Oczywiście, inaczej bym nie dzwonił. Zajrzyj na plik, który ci wysłałem.

Pal licho ten durny bukiet. Chwyciłam tablet, który miałam położony pod ladą i włączyłam nowy załącznik. No proszę! Znaleźli nową lokalizację opryszka, którego wcześniej obserwowałyśmy. Ale aż Kazachstan? Coraz ciekawiej.

– Okej, co z tym dalej? Mam ściemnić mężowi, że mam delegację? –zaśmiałam się.

– Chciałabyś. Potrzebna jesteś tutaj. Mają otwierać jakiś zakład na obrzeżach miasta. Chcę, żebyś tego pilnowała – oznajmił.

– O, czyli to teraz ty jesteś szefem? – coś mi nie pasuje. Włączyłam bezpieczny software i wprowadziłam kilka danych. Zablokowane. Czyli nie ma go w bazie agencji, dlaczego?

– Major stwierdził, że lepiej będzie jak ktoś obeznany w temacie się tym zajmie. Dał mi wolną rękę. – Faktycznie, Simon miał styczność z Kazachstanem, wie gdzie, co i jak. Ale mimo wszystko, Johnson tego nie kontroluje?

– Dobra, ja mam się zająć wszystkim tutaj, załatwione.

– Świetnie, cieszę się, że się rozumiemy. Pamiętaj, nic nie jest takie oczywiste na pierwszy rzut oka. – usłyszałam w słuchawce jakiś pisk, a potem przerwane połączenie. Super.

Coś mi w tym nie pasuje, trzeba się rozejrzeć. Najchętniej zajęłabym się tym od razu, ale zaraz babunia wróci po ten cholerny wiecheć. Spojrzałam na zegarek, mam niespełna piętnaście minut. Okej, zdążę.

Po kilku chwilach wszystko było zrobione. Dodałam jeszcze jakichś innych białych kwiatków. Szczerze to nie wiem, co to jest, ale dobrze pasują, więc jest w porządku. Kiedy zamiatałam liście, do środka weszła moja dzisiejsza klientka. W czasie, kiedy ja wplatałam roślinki, ona zdążyła pójść do fryzjera. Dobra, czas kończyć ten temat.

– Proszę, oto pani bukiecik. – Podałam jej owy przedmiot i promiennie się uśmiechnęłam.

– No, teraz to jest dobra robota. Dziękuję bardzo.

Uregulowałyśmy finanse i w końcu mogłam trochę odetchnąć. Będę tu siedzieć jeszcze jakąś godzinkę, więc nie zaszkodzi, jak trochę powęszę. Ponownie uruchomiłam tablet i spojrzałam w bazę danych pamiętnej misji sprzed kilku miesięcy. Coś mi się nie zgadza w jej przeprowadzeniu. Przejrzałam zdjęcia i mapy i teraz widzę, że w sumie to nasz punkt obserwacyjny był do bani. Mogli nas skierować na sąsiedni budynek, byłoby widać więcej szczegółów ze środka. Hm. Do tego, pora dnia spowodowała, że oślepiały nas w pewnym stopniu promienie słoneczne. A przecież przy sprzyjających warunkach myślę, że dało by się zobaczyć położenie snajpera. Nie wiem, ale coś tu śmierdzi i to nie są te kretyńskie kwiaty.

Przez resztę dnia miałam o czym myśleć. Na szczęście czas zleciał szybko, a ja w końcu mogłam wracać do domu. Zawsze w drodze powrotnej czuję się nieswojo. Nie wiem, czy ktoś mnie śledzi, ale wydaje mi się, że to po prostu moje obawy. Powoli zaczynam fiksować. Mam nawet broń w torebce, tak na zaś.

Nareszcie. Włożyłam kluczyk i otworzyłam drzwi. Już nic mi się nie chce. Matko, zachowuję się jak żona. Tego właśnie się bałam – że zacznę się za bardzo wczuwać. Kończmy to szybko i wracajmy do normalności.

Jakie było moje zaskoczenie, gdy w salonie legalnie siedział sobie Tristan. Powinien być w pracy, co jest?

– A ty już w domu? – zapytałam odkładając torebkę na wieszak.

– Jak widać. – Wstał z kanapy i podszedł do mnie. Zawsze się peszę przed jego czujnym wzrokiem. Czasami mam wrażenie, że on o wszystkim wie. – Zakładaj kieckę, zabieram cię do restauracji.

Dobra, tego się nie spodziewałam. Coraz ciekawiej się robi.

– A z jakiej to okazji?

– A czy zawsze musi być okazja? Mam ochotę cię gdzieś zabrać, więc właśnie to robię. Uszanuj proszę to kochanie i lecimy.

Uśmiechnął się tak ślicznie, że nie mogłam się oprzeć. No i co? Jak przykładna żona założyłam liliową sukienkę z rozcięciem na udzie i idę z mężem na kolację. Tylko gdybym wiedziała, że takie rzeczy się tam odwalą, to zastanowiłabym się dwa razy. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 21, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rosyjska Ruletka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz