BILLIE
Chwilę po godzinie szóstej rano znajdowałam się w NASZYM nowym domu. Muszę przyznać, że to, co tam ujrzałam nieźle mnie zastanowiło. Ogólnie mieszkanie było całkiem ładnie urządzone. Czyste, jasne, w odcieniach bieli i szarości, gdzieniegdzie akcenty granatu. Dobrze, że nie ma tu zbyt wielu wymagających roślin, bo ogrodnik to ze mnie kiepski.
Ale najlepszą częścią tego wszystkiego były zdjęcia. Dużo zdjęć moich i Tristana. Tylko, że one nigdy się nie wydarzyły. Są jednak tak zrobione, że nie widać, że to jedna wielka ściema. Czasami naprawdę zadziwia mnie dzisiejsza technologia.
I tak, na jednym z nich jesteśmy nad jakąś rzeką, czy jeziorem i się całujemy. Na kolejnym siedzimy przytuleni na kanapie pod kocykiem i oglądamy jakiś film. Na jeszcze innym razem budujemy jakiś model albo makietę. Roześmiani jak nigdy.
A teraz gwóźdź programu. Pies. Golden retriever. Dobrze, że mamy podwórko, dzięki czemu będzie się mógł sobą trochę zająć. Przy drzwiach znajdowało się jego legowisko, więc gdy tylko weszłam, od razu ucieszył się na mój widok. Chociaż on mi poprawił dzień.
Wyszłam na dwór i rozejrzałam się po okolicy. Dom usytuowany był chyba na obrzeżach miasta, dzięki czemu panowała miła cisza. Nieopodal nas znajdował się mały domek, a kawałek dalej kolejny. Mam tylko nadzieję, że trafiliśmy na wyrozumiałych ludzi.
Postanowiłam rozpakować rzeczy swoje i Tristana, więc wróciłam do środka. Muszę się wyrobić do siódmej, bo wtedy go przywiozą. Stresuję się to mało powiedziane, ja jestem spanikowana. Ale teraz już nie ma odwrotu i trzeba wykonać misję, jak należy.
Po skończonych porządkach, w końcu mogłam trochę odetchnąć. Zegarek wskazywał godzinę szóstą pięćdziesiąt, więc zostało mi jeszcze trochę czasu. Stwierdziłam, że skoro ma to wyglądać bardziej wiarygodnie, przebrałam się w koszulę nocną i wskoczyłam do łóżka, ale tylko po to, aby się trochę po nim poprzewracać i lekko pognieść pościel, tak, aby wyglądało, że tam spałam. Do tego moje włosy delikatnie się potargały, co również utwierdza w przekonaniu.
– Co, chciałbyś pewnie coś zjeść? – pogłaskałam psa za uchem, na co on zaczął radośnie merdać ogonem. Skierowałam się w stronę kuchni i wsypałam karmę do miski, a do drugiej nalałam wody. Na moje szczęście, że wszystko było na wierzchu. Teraz trzeba się rozejrzeć po szafkach, bo może być dziwnie, że we własnym domu nie mogę nic znaleźć.
Gdy jako tako udało mi się zapamiętać co gdzie leży, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszło dwóch agentów, który nieśli śpiącego Tristana. Był już w piżamie, więc dobrze dla mnie. Nagle obok mnie stanął major i uśmiechnął się pokrzepiająco.
– Twoja misja właśnie się rozpoczyna – poklepał mnie po plecach – liczę na ciebie. – Kiwnął do chłopaków, a oni ulotnili się z pomieszczenia. – Aha, pies wabi się Rambo. Miłej zabawy. – Z tymi słowami wyszedł z domu.
Odetchnęłam głęboko. Dobrze, więc nowe życie w małżeństwie czas zacząć!
***
Jest już dwadzieścia po siódmej, więc chyba czas najwyższy zacząć robić śniadanie. Z ciekawości zajrzałam jeszcze do sypialni, żeby zobaczyć, co z Tristanem. Uchyliłam delikatnie drzwi i zerknęłam do środka. Leżał przykryty kołdrą i równomiernie oddychał. Chyba powoli przestają działać środki, bo zaczął się kręcić na materacu. Najciszej jak tylko potrafiłam zamknęłam drzwi i szybko wskoczyłam do kuchni.
Uspokoiłam swoje szybko bijące serce i zabrałam się za robienie kanapek. Mało to wyszukane, ale tylko to teraz przyszło mi do głowy. Umyłam warzywa i zabrałam się za krojenie chleba. Kiedy już to zrobiłam, sięgnęłam do lodówki po masło. Mało co zawału nie dostałam, kiedy poczułam czyjeś dłonie na biodrach. Momentalnie się wyprostowałam i w sumie dobrze, że nie miałam w tamtym momencie głowy w środku, bo mogłoby się to skończyć nieciekawie.
– Jezu Eli, nie panikuj, to tylko ja – zaśmiał się mój mąż. Jak to niedorzecznie brzmi.
– Po prostu myślałam, że śpisz – odparłam spokojnie. – Nie rób tak więcej.
– Dobrze, przepraszam kochanie. – Obrócił mnie do siebie i pocałował w usta, a ja kompletnie zdębiałam. No, ale przecież tak się robi w związkach. Na szczęście nie zauważył mojego zakłopotania, bo po chwili oderwał się ode mnie i promiennie uśmiechnął.
Usiadł przy wyspie, a ja w końcu mogłam dokończyć jedzenie. Gotową przekąskę podałam mu pod nos, następnie zabrałam się za robienie kawy. Gdy tylko ogarnęłam, jak to ustrojstwo się włącza i mając nadzieję, że moje rozmyślanie nie trwało zbyt długo, włączyłam ekspres. Już po chwili napój był gotowy, dlatego również mu go podałam. Oczywiście postawiłam przed nim również cukier i mleko. Będę musiała zapamiętać, jaką lubi.
Teraz miałam okazję mu się przyjrzeć. Był bardzo zadowolony, przypominał normalnego faceta. Cały ten poranek wygląda tak... zwyczajnie. Jednak mam wrażenie, że czegoś mu brakuje. Nie ma tego błysku w oczach jak wtedy w hotelu. Ale czego ja się mogłam spodziewać po kolejnym praniu mózgu?
– A ty nie jesz? – zapytał mnie biorąc kolejny kęs do ust i patrząc na mnie wyczekująco.
– Dzisiaj chyba nic nie przełknę – odparłam zgodnie z prawdą. Naprawdę nie myślę teraz o jakimkolwiek jedzeniu.
– Jeżeli martwi cię stan zdrowia Rambo, to serio nie ma się czego obawiać. Wyliże się, z jego łapą już lepiej – odparł jak gdyby nigdy nic. Uniosłam brew i dopiero po chwili zorientowałam się, że chodzi o psa. Właśnie zobaczyłam, że zwierzak lekko kuleje na przednią lewą łapę. Puknęłam się mentalnie w czoło. Co się ze mną dzieje?
Mruknęłam coś niezrozumiale pod nosem i udałam się do sypialni po jakieś ubrania. W końcu trzeba iść do pracy. Zapowiada się gorący dzień, więc wybrałam zwiewną błękitną sukienkę. Do tego jeszcze bielizna i mogę iść się szykować. Weszłam do łazienki i upewniłam się, że zamknęłam drzwi. Tak jakoś napawa mnie obecność mojego męża niepokojem. A świadomość, że prawdopodobnie nie wie, co robi, jeszcze bardziej mnie dobija.
Gotowa wyszłam z pomieszczenia i ponownie skierowałam się do kuchni. Tristana tam nie było, ale jego naczynia już tak. Czyli typowy facet. Umyłam talerze i blat, a następnie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę siódmą czterdzieści. Trzeba się szykować.
– Wezmę dzisiaj Rambo do lecznicy. Musi dostać kolejną dawkę leków – oznajmił mój mąż wchodząc do pomieszczenia. Spojrzałam na niego, był już ubrany i gotowy do wyjścia. Nawet w zwykłych jeansach i białej koszulce wyglądał świetnie. No, ale co zrobić, niektórzy ludzie już tak mają.
– Dobrze, miłego dnia – uśmiechnęłam się promiennie. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Tristan odwzajemnił uśmiech i po chwili ponownie mnie pocałował. Tym razem już trzeba było go odwzajemnić, co uczyniłam. I niech mnie, to jeden z lepszych momentów mojego życia.
– Widzimy się o siedemnastej – odsunął się ode mnie i biorąc za sobą psa, wyszedł z domu. Gdy usłyszałam warkot silnika samochodu, mogłam w końcu odetchnąć.
Ja też muszę już wyjść z domu. Zajrzałam do telefonu, bo tam znajdował się adres kwiaciarni, w której będę pracować. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zabrać się do roboty. Tylko dlaczego przeczuwam, że to będzie cholernie ciężka misja?
♡♡♡
Proszę bardzo, kolejny :D
CZYTASZ
Rosyjska Ruletka
RomanceBillie jest agentką. Pomimo swojego młodego wieku potrafi wyjść nawet z najgorszych tarapatów. Będzie musiała stanąć przed jedną z bardziej niedorzecznych misji. Czy sprosta oczekiwaniom? Czy ta propozycja nie naruszy jej własnych zasad? I najważnie...