Promyki słońca przenikające przez rolety oświetliły cały pokój. Dostały się do każdego możliwego zakamarku, nawet pod łóżko, gdzie nie było ani źdźbła kurzu. Klinika była prywatna, więc musieli dopilnować wszystkiego. Wraz ze wstającym słońcem, wstawały również nowe nadzieje, jak i obawy. Gdy tylko dobiegła godzina 8, Stephan poderwał się z łóżka i sprawdził czy wszystkie możliwe urządzenia są podpięte do Grety, ba, nawet wezwał pielęgniarkę by uzupełniła kroplówkę, której została końcówka. Greta nie mówiła zbyt wiele, nie miała siły się produkować, a on to rozumiał. Nauczyli się działać na migi, więc gdy potrzebowała wody, Stephan wiedział od razu. Odkąd przyjechali do szpitala, skoczek nie opuszcza narzeczonej na krok, chyba że jedzie na badania, to potulnie czeka w pokoju, czasem poprawia jej poduszkę albo wietrzy, żeby jak przyjedzie miała dużą dawkę tlenu do dyspozycji. W życiu nie czuł się tak fatalnie, wyobraźcie sobie, że patrzycie na kogoś i pomagacie mu, tylko po to by za chwilę go stracić. Lekarze nie dają jej szans na przeżycie. Wszyscy doskonale to wiedzą.
...
Wyjeżdżali spod prysznica, Greta nawet nie miała siły trzymać się wózka, musiała być przywiązana specjalnymi pasami, patrzyła tępo w zieloną podłogę, w myślach tylko miała by dotrwać do rozwiązania. Stephan schudł przez to wszystko 10 kg, wyglądał jak wrak człowieka. Mało jadł, prawię w ogóle nie spał, każde jęki go budziły. Jedyne co dawało mu siły to jej widok, tej kruchej istoty, która dzielnie walczy. Siedzieli w ciszy przez ponad pół godziny, zdążyło się już ściemnieć, a korytarz ucichł od pacjentów i gości, słychać tylko było tupot pielęgniarek.
- Pobierzmy się teraz- rzekł Stephan.
Greta popatrzyła się na niego zdumiona.
- Tak- odparła i samotna łza spłynęła po białym jak ściana poliku znikając gdzieś za koszulą szpitalną.
- Ale tu i teraz, tylko ja, ty i ksiądz- uśmiechnął się.
- Dobrze- również kąciki jej popękanych ust powędrowały w górę.
Zdążyło się już ściemnić, gdy ksiądz przyszedł. Pielęgniarki pomogły usadowić pacjentkę na wózku, w między czasie Leyhe pobiegł do najbliższej kwiaciarni po czerwone róże.
Nie było to ich wymarzone wesele, zawsze planowali duże, w gronie rodzinnym oraz przyjaciół ceremonie na plaży w jakimś egzotycznym miejscu. Greta chciała mieć obcisłą, koronkową sukienkę, kolorowy wianek i lekki makijaż. Przez jakiś czas w ich głowie pojawiła się myśl, by poczekać aż ich dziecko podrośnie i wtedy będzie rzucać kwiatki idąc przed nimi. Teraz nie dbali nawet o stroje jakie mieli, nie liczył się przepych i grono rodzinne, liczyli się tylko oni. Wpatrzeni w siebie, odmawiali przysięgę małżeńską.
- Możesz pocałować swoją żonę- odparł ksiądz zamykając księgę.
- Z przyjemnością- Stephan uklęknął przed swoją wybranką i złożył delikatnego buziaka na jej ustach.
- Kocham Cię- rzekła- teraz mogę umrzeć jako pani Leyhe.
- Nawet nie próbuj, bo jeszcze miesiąc miodowy.
Jedyne czego pragnęli na ich nowy, świeży początek do CZAS. Chcieli się nacieszyć swoim małżeństwem i w pełni go wykorzystać. Zbliżał się czas rozwiązania, moment decydujący o życiu Grety. Podświadomie znali finał całego zdarzenia, jednak po cichu liczyli na cud, boski cud. Do planowanego porodu został tydzień, najbliższa rodzina ich nie opuszczała doskonale wiedzieli, że to mogą być ostatnie chwilę. Każdego dnia żegnali się jakby widzieli ją po raz ostatni, przecież nie mieli pewności czy rano nie dostaną wiadomości o zgonie. Życie jest pełne niespodzianek.Greta nigdy nie zastanawiała się jak umrze, była za młoda na takie myśli. Była pewna, że to daleka przyszłość i na pewno zdąży ujrzeć wnuki. Rano stało się coś nieoczekiwanego, o godzinie piątej odeszły jej wody, poród się rozpoczął. Stephan poderwał się jak szalony i zawołał pielęgniarki, nie mógł niestety uczestniczyć w tym, gdyż to bardziej była bardziej operacja niż poród. Nie był w stanie zebrać myśli, kłębiły się w jego głowie szalenie wychodząc na raz. Nie znosił tego czekania, a gdyby tak wstał wcześniej i jeszcze z nią pogadał, a może zobaczył ją ostatni raz. Sam już nie wiedział co o tym myśleć, był wściekły że się zgodził na tą cholerną ciąże, gdyby jej powiedział że nie chce dziecka usunęłaby i prawdopodobnie wyzdrowiałaby. Nie chciał gdybać, ale zawsze jest łatwiej myśleć o tym „co by było gdyby" w chwili kryzysu. Minęły dwie godziny, a nikt nie raczył wyjść z sali operacyjnej i poinformować go o stanie jego żony. Opadł zrezygnowany na plastikowe krzesło, które swoją drogą było wyjątkowo wygodne i czekał, czekał, czekał. Knuł już w swojej głowie kolejne scenariusze. A może wszystko pójdzie zgodnie z planem ? Nie Stephan, doskonale wiesz jak to będzie wyglądać, widziałeś jej więdniejące ciało, oczy bez światła, opadnięte powieki, suche usta, ręce w której widać doskonale każda żyłkę, nogi pełne siniaków, brzuch z rozstępami , włosy pomierzwione i blade poliki, które nie raczyły nabrać rumieńców. Chciałby ją zobaczyć ostatni raz w pełni zdrową, z uśmiechem na ustach ukazujących szereg białych jak śnieg zębów. Jej energiczność wypełniała całe mieszkanie, czasem podejrzewał, że śmiech to nawet sąsiedzi czasem słyszeli. Chciałby usłyszeć od niej słowa otuchy, które zawsze dostawał po nieudanych zawodach, motywowała go do poprawy samego siebie, potrafiła na niego wpłynąć, jak nikt inny. I to już koniec ?!
Zza myśleń wyrwała go pielęgniarka.
- Chce pan zobaczyć córeczkę?- uśmiechnęła się.
- Co z moją żoną?!- złapał ją za ramiona, jednak po chwili opuścił, gdy się zorientował, że tak nie należy postępować.
- Trwa operacja, proszę się uzbroić w cierpliwość, gdyby pan szukał jednak dziecka leży w sali 105- odeszła.
Stanął na środku korytarza i się wahał. Operacja trwa. Ruszył energicznie w kierunku wyznaczonej sali przez pielęgniarkę, gdy tam wpadł w inkubatorach leżało dziesięcioro noworodków. Starannie szukał nazwiska Leyhe, w końcu znalazł. Spojrzał na tą malutką istotę, jednak nie czuł nic. Patrzył na nią tępo, mała płakała cichutko, dopiero poznawała świat. Sam nie do końca wiedział jak się z nią obejść, nie przeszkolił się w kwestii noworodków, postanowił po prostu odejść, jakby to nie było jego dziecko, tylko jakieś obce. Nie żałował, nie czuł miłości do tej istoty, Stephan nazwij to córką. Doskonale wiedział, że to nie wina małej Sarah czy Leili, nawet imię nie było istotne, pomimo tego obwiniał ją za całe zło jakie spotkało jego rodzine. Może gdyby się nie urodziła... stop nie myśl tak, Stephan to twoja córka, czy tego chcesz czy nie.
Wrócił pod sale, gdzie Greta była wciąż operowana, po około pół godzinie wyszedł lekarz, Leyhe od razu się do niego poderwał.
- Wiem na jakie słowa pan oczekuje, niestety dajemy jej kilka godzin życia- poklepał go po ramieniu- zaraz powinna się obudzić, nie mamy niestety pewności, wiec proszę doceniać każda chwile.
- Czy ja mogę do niej wejść?- zapytał.
- Proszę się ubrać w specjalny strój i odkazić ręce- lekarz odszedł, a Stephan wykonał polecenie.
Wszedł niepewnie, bał się co zobaczy. Leżała tam, pod respiratorami, nie była w stanie oddychać samodzielnie, zauważył że miała lekko otwarte oczy, więc automatycznie znalazł się koło niej, wziął delikatnie jej zimną dłoń i spróbował ogrzać swoimi.
- Gdzie ona jest?- pisnęła cichutko.
- Jest pod opieka pielęgniarek, wszystko z nią dobrze- uśmiechnął się do niej delikatnie, by dodać mu otuchy, jednak łzy płynące zdradziły go.
- Steph, ja przepraszam za wszystko- sama również się rozpłakała.
- Cii, już dobrze- wytarł te łzy papierem leżącym na stoliku obok.
- Chciałam ci coś po sobie zostawić.
- Nic mi nie musiałaś zostawiać, jesteś dla mnie najcenniejsza- odrzekł z bólem, wiedział doskonale, że to ostatnia chwila, starał się delikatnie dobierać słowa.
- Mogę cię prosić o coś? Przynieś ją, chce ją zobaczyć- błagała.
- Dobrze, poczekaj tutaj- wstał powoli i wyszedł z sali. Na korytarzu spotkał pielęgniarkę.
- Przepraszam, czy byłaby możliwość aby moja żona zobaczyła nasza znaczy małą?
- Przykro mi ale to jest zakazane, noworodek mógłby złapać jakieś różne infekcje- popatrzyła na niego surowym spojrzeniem.
- Proszę, tak bardzo chciała ją zobaczyć- był gotowy błagać ją na kolanach, jednak nie musiał, pielęgniarka stąpała twardo na swoich przekonaniach i na nic się nie zdały jego prośby. Zrezygnowany odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku sali, gdzie leży jego żona. Chciał otworzyć drzwi, ale zza nich wybył lekarz, popatrzył się na niego smutnym wzrokiem.
- Bardzo mi przykro- powiedział.
....
I mamy koniec! Dziękuje wszystkim którzy czytali moje wypociny, rzadko mi się udaje zakończyć jakieś opowiadanie, zwykle prędzej czy później trafiały do kosza. Chcecie może II cześć ? Bo poważnie się zastanawiam nad tym ;)
CZYTASZ
Zawsze i na zawsze
FanfictionStephan jest w wieloletnim związku z Gretą. Dowiaduje się, że zostanie ojcem. Jest szczęśliwy, ale czy jego radość będzie wieczna? Co złego może się wydarzyć? Zachęcam do przeczytania ;)