Część 2

149 8 2
                                    


- A tutaj jest wasza mała dzidzia- oznajmił doktor, przyciskając urządzeniem od USG do brzucha Grety.

- O ta tutaj kropka?- dopytywał się Stephan.

- Tak

Skoczek uważnie się przypatrywał w monitor, jakby chciał zaraz wyrwać to dziecko z monitoru.

- Który to miesiąc ?- zapytał.

- Zaczęła pani piąty tydzień pani Greto- lekarz podał się papier do wytarcia tej mazi- przepisałem pani kwas foliowy, proszę brać dwie tabletki dziennie, następna wizyta za dwa tygodnie.

- Dziękuje bardzo, do widzenia- wzięła receptę i wyszła. Gdy opuścili szpital, Stephan złapał ją za rękę i mocno do siebie przytulił.

- Widziałem tam chłopaka w tym monitorze, małego Leyhe.

- Ale ty jesteś głupi płeć poznamy po 3 miesiącu, jak się uda. Teraz to nie wiadomo- pokręciła z niedowierzaniem głowę.

- Ja wiem i tak swoje- otworzył je drzwi do czarnego auta i następnie zajął miejsce kierowcy.

- A ja wiem swoje i wiem, że to będzie dziewczynka, mała Laila Leyhe- zapięła pasy i włączyła radio, gdzie leciała piosenka jej ulubionej Dua'y Lipy. Podróż przebiegała w ciszy, Stephan myślał o małym Ericu, był niezwykle podekscytowany, a jednocześnie bał się roli ojca. Z Gretą znał się od liceum, razem chodzili na angielski. Dwa lata temu przypadkowo wpadli na siebie w galerii, a miesiąc później stali się parą, od tego czasu ich związek kwitnie. Spotykali się dosyć długo zanim postanowili zamieszkać, bo aż rok. Gretą zmęczona dzisiejszym dniem zasnęła w samochodzie. Sen to była rzecz, której nigdy nie odmawiała. Leyhe wiedząc to wyjął ją z auta i zaniósł do pokoju. Po cichu zamknął drzwi i poszedł się pakować do garderoby. Cholerne siedem dni bez niej. Powoli żałował, że jej posłuchał i postanowił pojechać, są rzeczy ważne i ważniejsze. Po paru godzinach z wysiłkiem zamknął torbę, przecież zabrał tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Odłożył wszystko w kąt i poszedł do salonu, wziął telefon i wybrał numer do Wellingera.

- Co tam Stephuś, zajęty jestem- usłyszał głos swojego przyjaciela, automatycznie wywołał uśmiech na jego twarzy.

- Laura poczeka, są rzeczy ważniejsze- odpowiedział.

- Tak? A Greta zaczeka?

- Spakowany? O której mam po ciebie podjechać?- zapytał.

- Myślę, że koło dwunastej, muszę kończyć. Mówiłem, że jestem zajęty- szyderczo zaśmiał się do słuchawki, Stephan był niemal pewny, że przed Andreasem stoi półnaga Laura.

- Tylko jej nie zabij- rozłączył się specjalnie by nie słyszeć jakieś uszczypliwej uwagi. Podszedł na blat, gdzie leżała torebka Grety i wyjął z niej zdjęcie USG. Jeszcze raz przeanalizował dokładnie każdy skrawek papieru, by nie pominąć żadnego szczegółu, który może mieć znaczenie.

- Syn jak nic- rzekł sam do siebie.

- Mówiłam już, że córka- usłyszał damski głos zza pleców, odwrócił się. W drzwiach stała Greta z pomierzwionymi włosami od poduszki.

- Obudziłem cię?- zapytał podchodząc do niej i mocno obejmując, jednocześnie bardzo ostrożnie by nie uszkodzić dziecka.

- Sama się obudziłam, bo nie wyczułam ciebie nigdzie- uwielbiał jak tak prawiła mu komplementy, czuł się wtedy taki kochany.

- A tak na poważnie?- uśmiechnął się szyderczo.

- Muszę pojechać do biura, szef ma jakąś sprawę do mnie- niechętnie wyrwała się z jego uścisku, podeszła do lustra poprawiła fryzurę, na której widok sama się zaśmiała i wzięła torebkę- za pół godziny powinnam być.

Puściła mu jeszcze buziaka w powietrzu, który z chęcią by złapał, gdyby był prawdziwy i zniknęła za drzwiami delikatnie trzaskając. Został sam jak palec. Nie wiedział co ze sobą zrobić więc rzucił się na kanapę i włączył mecz Bayernu. Nigdy jakoś specjalnie nie interesowała go piłka nożna, ale aktualnie nie było nic ciekawego. Po pół godzinie usłyszał trzaskanie drzwi tym razem zamierzone i głośne. Poderwał się natychmiastowo i przybiegł do sprawcy.

- Dasz wiarę, że mnie zwolnił?- cisnęła ze łzami w oczach mu wypowiedzenie- redukcja etatów, pfff, jestem tak wściekła, że zaraz coś rozwalę.

- Greta spokojnie- wiedział, że to nic nie da, jak wpadała w szał to wpadała, ciężko było ją uspokoić, jednak warto próbować, teraz kiedy hormony nią targały była skłonna kogoś zabić.

- Jak mam być spokojna? To był nóż w plecy, uratowałam tą firmę od bankructwa, miałam obiecany awans, a on bezczelnie mi mówi, że nie ma dla mnie miejsca- Stephan przycisnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku- puść mnie- biła go w klatkę piersiową, czasem czuł lekki ból.

- Dopóki się nie uspokoisz to możesz mnie ubić na śmierć- rzekł stanowczo, brunetka próbowała się uwolnić kilkoma sposobami, klęła do siebie z powodu bezsilności.

- No dobra, wygrałeś- na te słowa puścił ją, a ona usiadła na kanapie i zaczęła głośno szlochać. Co wywołało złość tym razem w Stephanie, nie lubił jej smutnej.

- Kochanie to tylko praca, znajdziemy ci lepszą oczywiście po wychowaniu naszego synka- przytulił ją ponownie tym razem delikatnie jakby się bał jakby, że może się rozkruszyć.

- Tak bardzo chciałam ten awans, już wszystko sobie rozplanowałam, za pierwszą premie kupię wózek taki na spacery, nawet znalazłam stronę, teraz wszystko na marne- serce mu się krajało jak na nią patrzył.

- Jeśli chodzi o pieniądze to wiesz, że tego nam nie brakuje, dam ci je kupimy takie dwa nawet wózki jak będziesz chciała, tylko się uśmiechnij- szukał sposobu aby ją pocieszyć, z marnym skutkiem. Greta popatrzyła się na niego i wybuchnęła jeszcze większym płaczem.

- Tu nie chodzi o pieniądze, tu chodzi o satysfakcje, o spełnienie. Wszystko do dupy- schowała twarz w rękach, by nie mógł patrzeć na jej smutek.

- Kochanie targają tobą hormony, może zaparzę ci coś na uspokojenie?- zaproponował nie wiedząc jak na to zareaguję.

- Poproszę- rzuciła obojętnie, a gdy on zniknął z widoku wzięła jeszcze raz kartkę i przeczytała ponownie tylko po to by rzucić ją ponownie w bliżej nieokreślonym kierunku i wybuchnąć kolejną falą płaczu. Gdy Stephan wrócił wtuliła się w jego tors i próbowała o wszystkim zapomnieć, zaś on cierpliwie wytrzymywał jej płacz i plamienie jego ulubionej koszulki tuszem i podkładem. Spędzili w takiej pozycji około piętnastu minut, dopóki Greta nie doszła do wniosku, że w sumie nic się nie stało i zaczęła się śmiać.

- Jesteś niemożliwa, wiesz o tym?- zmroził ją wzrokiem- zaplamiłaś mi koszulkę, chciałaś mnie zabić, a teraz się śmiejesz?

- Przecież za to mnie kochasz, prawda?- mrugnęła zalotnie rzęsami- a wiesz co by mi poprawiło humor? Nasza ulubiona gorąca czekolada i rogalik z różanym nadzieniem.

- Zaraz wracam...

....

Taka chwilowa sielanka, sielaneczka, chyba w każdym opowiadaniu musi być taki rozdział. Zachęcam do komentowania i głosowania, buziaki xoxo.

Zawsze i na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz