Panie, nie pozwól by otworzył drzwi...

114 9 0
                                    

Spałem sobie jak zwykle, rozmarzałem się o wielu, naprawdę wielu rzeczach. Począwszy od takich skromnych, miłosnych marzeń, aż po niezwykłą przyszłość pełną pieniędzy. Z tego cudownego stanu obudziły mnie trzy niezwykle głośne puknięcia do drzwi mojego pokoju. Była pierwsza w nocy, w moim pokoju panowała ciemność rozświetlana jedynie światłem ogrodowych lamp. Spałem w pokoju sam, reszta rodziny spała na dolnym piętrze i to chyba pierwszy raz w moim życiu, gdy ktoś zapukał do tych drzwi nie wbijając się na chama. Usiadłem na łóżku, wpatrując się w najciemniejszą część pokoju, gdzie znajdowały się drzwi. Powiedziałem dosyć głośno "Proszę!", lecz nic nie odpowiedziało."Proszę!" krzyknąłem ponownie lekko zaniepokojony zachowaniem tamtej osoby. Usłyszałem coś pokroju chichotu a gulgotu i zbieganie na dół po schodach. Stałem chwilę jak wryty "O pierwszej w nocy ktoś robi takie rzeczy? To cholernie nieśmieszny żart".

Zastanawiałem się przez chwilę, co to mogło być, czy ktoś ma w tym domu aż tak słaby humor by budzić człowieka w nocy? Po tym upiornym, jakby zmutowanym śmiechu, ręce mi drżały na myśl żeby wyjść. Po jakimś czasie wstałem i udałem się w stronę drzwi. Otworzyłem je będąc gotowym na jakiś wrzask czy też niezwykle straszny widok na schodach. Nic...

Żadnego zapalonego światła, a jedynym jego źródłem był księżyc i wcześniej wspominane, ogrodowe lampy. Ciarki mnie przeszły na myśl, że coś tam może być. "Boże, może mi się to wydawało?" Zszedłem na dół by ostatecznie zbadać sprawę i udowodnić sobie jakim jestem cykorem, mimo to i tak stawiałem kroki powoli i ostrożnie by nikt nie był w stanie mnie usłyszeć. Na dole wręcz raziło mnie światło z ogrodu, nie pozwalając przyjrzeć się reszcie domu. Z czasem wzrok się przyzwyczaił i zacząłem obserwować salon dookoła mnie, nic nadzwyczajnego. Ruszyłem w stronę schodów by wrócić do pokoji, gdy nagle kątem oka zobaczyłem szybko przelatujący cień na dworze. To były zaledwie sekundy, jakby wcześniej się skradało i przy końcówce mej widoczności pobiegło. Nie jestem pewien czy to aby nie moja wyobraźnia... ile razy kątem oka widziałem jakiś ruch czy dziwny kształt, jednak dla pewności poszedłem na kuckach do kuchni by móc zobaczyć część ogrodu, do której udał się "ten kształt".

Gdy byłem już za jadalnym stołem, wychyliłem głowę z ciemności i przestraszyłem się niemiłosiernie. Postać o wyglądzie człowieka, o zdartym i niezdarnie pozszywanym ubraniu, upiornej i bladej twarzy o białych ślepiach, szeroko otwartych ustach (nadto szeroko), dźwigała ciało... mojego ojca, całe zakrwawione. Szło tak w moim ogrodzie w stronę bramy. Spojrzało w moją stronę, lecz TO chwilę patrzyło się NA MNIE, a później swym upiornym obliczem "uśmiechnęło się" do mnie. Zacząłem się pocić, bałem się. Mój mózg zaczął pracować na szybszych obrotach. "To wie, że tu jestem, jeśli wyjdę drugą stroną domu i tak mnie dopadnie, nawet nie wiem jak to szybko biega". To wszystko wymieszało się ze smutkiem po zauważeniu mojego martwego taty "Gdzie jest reszta rodziny?" narzucało mi się pytanie... "Co robić?/

Dopiero później zauważyłem, że jedno okno jest zakryte bezwładnym ciałem mojej matki, całym poszarpanym i zarysowany znakami (najpewniej pazurami Tego czegoś). Śmierć rodziny i możliwość obserwacji ich zbeszczeszczonych ciał była nader mroczna.

"Muszę uciekać! To siedzi w ogrodzie, nie ucieknę nigdzie". Pomyślałem, że znam ten dom od wielu lat, jest szansa, że się przed nim schowam na tak długo jak nadejdzie dzień, sąsiedzi rano zauważą ciało na oknie i zawołają pomoc, to chyba jedyna szansa. 

Pobiegłem szybko do swojego pokoju, dopiero na górze zrozumiałem, że sam sobie odciąłem drogę ucieczki, lecz ani myślałem wracać na dół i ryzykować spotkanie twarzą w twarz z tym czymś. Stałem wpatrywałem się tępo w schody cały zadyszany, sparaliżowany strachem i myślami "Czy na pewno mi się uda? Czy to dobry pomysł?".

Nagle usłyszałem jak otwierają się drzwi. Słyszałem powolne kroki, krok za krokiem, krok za krokiem. Powoli ukazała mi się ta straszna postać. WOLAŁBYM ZGINĄĆ NIŻ TO ZNOWU przeżyć, te straszne, całe, białe oczy i szeroko otwarte usta dawały mu najlepsze aspekty upiora. Staliśmy tak nie wiem nawet ile, wpatrując się w siebie. Nawet nie drgnęło, patrzyło się, może analizowało? Nagle usłyszałem głośny wrzask Tego czegoś, zaczęło biec ze straszliwą prędkością po schodach. Poprowadził mnie instynkt, wbiegłem do pokoju, zamknąłem szybko drzwi na klucz. Gdy stanęło przy drzwiach słyszałem jak przechodzi z nogi na nogę przed moimi drzwiami.

Nagle bez powodu, zaczęło stukać w drzwi, stuka, stuka, stuka... nie przerywa. Niezwykle upiorny sposób stania pod moimi drzwiami.

W końcu pomyślałem, że się ukryję. Wszedłem pod łóżko i zakryłem się wszelkimi koszulkami i śmieciami tak bym mógł obserwować czy To nie próbuję otworzyć drzwi. Zacząłem myśleć przez łzy "Czemu to spotkało akurat mnie? Co to w ogóle jest? Czy to To mnie przed chwilą obudziło, czy może zmartwiony członek rodziny?"

Nagle poczułem obrzydliwy odór za sobą... zacząłem ryczeć jak baba. Obok mnie, pod moim łóżkiem, leżało całe obrysowane bliznami ciało siostry... jak strasznie się bałem "TO BYŁO W TYM POKOJU! To kładło ją pod moim łóżkiem... Boże". Siedziałem tak chwilę, płakałem i ryczałem, cały byłem spocony i zestresowany. Byłem na skraju wytrzymałości, nie potrafiłem się ogarnąć. Pomyślałem, że wrócę do obserwacji czy To nie ma zamiaru wyważyć drzwi, obróciłem się na bok... za późno, To już tu było... błagam, by mnie nie zauważyło w tych ciemnościach.

Straszne Historie Na DobranocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz