Palma

89 12 0
                                    

Nigdy tak naprawdę nie interesowałem się historią mojej rodziny. Wiedziałem jakich mam wujków, ciocie, kuzynów, oczywiście znałem też najbliższą rodzinę, ale nic więcej. Kiedy babcia poprosiła mnie o duży obraz będący naszym drzewem genealogicznym, nie byłem zbytnio zapalony do projektu.

No, ale cóż… Babcia, stara już kobieta, wydała sporo pieniędzy na ogromne płótno i farby olejne. Siedziałem więc u niej codziennie szkicując portrety to ze zdjęć, to z jej opowiadań, a musicie wiedzieć, że babcia była bardzo krytyczna i nieraz portret jakiegoś pra-pra-pra… przodka robiłem po dwa, trzy tygodnie, bo babunia stwierdziła, że nie wygląda jak powinien.

Z dnia na dzień drzewo rosło coraz bardziej, a jego gałęzie rozprzestrzeniały się po całym świecie. Jedna z nich zadomowiła się w Niemczech.

Był to mój pra-pra-pra-któryśtam z kolei dziadek od strony matki. Nazywał się Edmund Zamojski, a do Niemiec pojechał za interesami i tam osiedlił się w malowniczej Bawarii. Zajmował się handlem, na którym dorobił się dość sporej fortuny. Wyszedł za piękną kobietę z bogatego rodu, Franziske, która urodziła mu bliźniaków — Tobiasa i Michelle.

Żyło im się jak w bajce, w wielkim domu pokrytym marmurami, wypełnionym służbą i egzotycznymi towarami, który to stał pośród pięknych ogrodów oraz szklarni.

Edmund bardzo chciał, aby jego pociechy były wykształcone. Tak więc załatwiał im guwernantki, nauczycieli i sprowadzał uczonych z całego świata, którzy lali olej nauki do ich małych jeszcze główek. Kiedy Tobias zaczął oglądać się za rówieśniczkami, a wdzięki Michelle przyciągały adoratorów, Edmund postanowił zabrać całą rodzinę na wyprawę do Indii. Popłynęli tam statkiem, a dokładnievwynajętą galerą, na którą to wpakowali spory bagaż oraz kilku najbardziej zaufanych służących.

Indie nie były bogatym krajem. To bardzo kuło w serce Franziski, która chodząc po biednych dzielnicach kupowała wiele lokalnych produktów, a następnie je rozdawała tylko po to, żeby chociaż odrobinę pomóc ludziom. Zrobiła też co mogła dla młodziutkiej panienki, córki ich przewodnika, półsieroty, która wdzięcznie nazywała się Ekanta — mianowicie zabrała ją ze sobą do Niemczech.

Dziewczyna miała rękę do roślin. Sama zrobiła sobie w Indiach niewielki ogródek w starej skrzynce, który troskliwie pielęgnowała. Była wrażliwa na piękno i bardzo delikatna, a jej ojciec przychylał jedynej córce tyle nieba ile mógł. Nie był w stanie jednak zapewnić jej godnego życia, więc z ochotą zgodził się na taką poprawę jej statusu, ale pod warunkiem, że przynajmniej raz na trzy lata będzie mógł się z nią zobaczyć. To nie stanowiło problemu, bo Ekanta mogła podróżować statkami transportowymi wynajmowanymi przez Edmunda kiedy tylko miała ochotę.

I tak oto hinduska znalazła się w Niemczech. Ze sobą zabrała tylko kilka sari oraz sadzonkę palmy kokosowej, której to mleczko, jak twierdziła, będzie leczyło wszystkie choroby.

Lata mijały, dzieci rosły, a palma stawała się coraz większa. Kiedy bliźniaki założyły już swoje rodziny, a głowy Edmunda i Franziski zbielały, palma zaczęła wydawać pierwsze owoce. Wielkie orzechy w zielonej skórce, pod którą kryła się brązowa łupina, licznie obrastały drzewo, co jakiś czas z głośnym hukiem spadając na posadzkę w szklarni, w której ostatecznie widniała wielka dziura. Jednak ich niesamowicie kremowe mleczko rekompensowało każde zniszczenie.

Kilka lat później państwo Zamojscy zorganizowali wielki bal zimowy. Pośród wirujących płatków śniegu zaroiło się od dorożek zaprzężonych w otoczone mgłą z własnego potu, koni. Balowe suknie szeleściły w wielkiej sali, grajkowie w najlepsze muzykowali, wino lało się strumieniami, a zastawa brzęczała co chwilę zmieniana przez elegancko wystrojoną służbę. Franziska co rusz zapraszana do innego grona i częstowana trunkiem dość szybko postanowiła się położyć, na kolację zjadając tylko kilka placuszków z ziemniaków.

Straszne Historie Na DobranocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz