Hahaha... Tak, tak, tak! - Usłyszałem zduszony krzyk i kobieta z workiem na głowie, którą właśnie wnosiłem do swojego mieszkania, zaczęła wierzgać nogami.
- Ty też się nie możesz doczekać, prawda?
Posadziłem ją na krześle w kuchni i związałem ręce z tyłu. Zdjąłem jej worek.
- Jak masz na imię, ślicznotko? - Zaczęła wrzeszczeć. Westchnąłem, zirytowany. - Kochanie, i tak nikt sobie nie będzie zawracać głowy twoim piskliwym głosikiem. Poza tym, jesteś na mojej łasce, więc bądź grzeczna. - Przyłożyłem jej wiertarkę do szyi. Uspokoiła się.
- A-A-Andżelika.
- Piękne imię. - Uśmiechnięty, odłożyłem wiertarkę i otworzyłem szafkę. - Czego chciałabyś się napić, Andżeliko?
- Poproszę melisę. - Mruknęła, cała się trzęsąc.
Urocza. Wyciągnąłem z półki zioła i nastawiłem wodę, żeby się zagotowała.
- Andżeliko... Zabiłaś kiedyś kogoś?
- N-nie.
- Och. A byłaś świadkiem czyjejś śmierci?
- Raz. To znaczy... W zasadzie nie.
- Opowiedz mi o Tym.
Czajnik zaczął gwizdać. Zdjąłem go z palnika i napełniłem kubek, z ekspresową melisą, wrzątkiem.
- J-ja... Zadzwoniła do mnie moja matka ze szpitala. Była po zawale serca i leżała w łóżku już od paru dni. Powiedziała, że jej stan się poprawia i niedługo będzie można ją wypisać. Ale nagle zamilkła. Przestała się odzywać. Miałam złe przeczucie, więc wsiadłam w taksówkę i popędziłam do szpitala. Już nie żyła. Nie widziałam jej śmierci, zginęła, rozmawiając ze mną przez telefon.
Zacmokałem z niezadowoleniem.
- Nie o to mi chodziło...
- Słucham?
- Proszę, twoje picie.
- Usiadłem naprzeciwko Andżeliki na taborecie. Związałem ją, więc przystawiłem jej kubek do ust, żeby mogła się napić. Wyglądała jak małe, dzikie zwierzątko... Zakrztusiła się i odwróciła głowę.
- Za gorące! To jest wrzątek...
- Ćśśś... Pij dalej.
Z każdym łykiem oczy jej wilgotniały coraz bardziej.
- No dobrze, Andżeliko. A zakochałaś się kiedyś?
- Co to za pytanie? T-tak...
- I czy patrzyliście sobie w oczy?
- Tak.
- Tak jak my teraz, rozmawiając?
- Nie, inaczej...
- Opowiedz mi.
Niespokojnie zaczęła wiercić się na krześle.
- To... To jest... Spojrzenie ukochanej osoby, czasem parzy...
- Tak ...i trudno utrzymać kontakt wzrokowy.
- Tak, rozumiesz mnie! - Wstałem, ucieszony i zacząłem chodzić po pokoju.
- Mam właśnie z tym problem. Za każdym razem... Zawsze... Nie. Nigdy, kiedy chcę kogoś zabić, nie mogę mu spojrzeć w oczy... Coś jest wtedy ze mną nie tak. Nie potrafię zabijać, kiedy na mnie patrzą. Miesiąc temu nie potrafiłem go udusić... Miał na imię Dariusz. Zamknąłem go w swojej sypialni i zagłodziłem. Potem była Waleria. Zanim poderżnąłem jej gardło, zawiązałem jej oczy opaską. Jak jakiś tchórz! - Spojrzałem na Andżelikę. Pokiwała głową. Chyba mnie rozumiała.
- A parę dni temu zachowałem się jak dziecko... Aż wstyd mi o tym mówić, ale muszę to w końcu z siebie wyrzucić, cały czas duszę to w sobie... Myślałem, że mogę to jakoś "obejść". Kazałem Tomaszowi, taki jeden biznesmen, powiesić się. Zawiązałem mu pętlę, podstawiłem krzesło i w ogóle... Myślałem, że nie będzie problemu, jeśli to on sam się zabije. Ale on mi cały czas patrzył w oczy! Wiesz, co zrobiłem? Powiedziałem, żeby jednak tego nie robił i po prostu skręciłem mu kark. - Usiadłem na podłodze i podciągnąłem kolana pod brodę.
- To mnie tak frustruje... Ja muszę zabijać. Ale chcę widzieć śmierć w ich oczach. Chcę i nie potrafię! Nie potrafię porządnie zabijać... Nie jestem prawdziwym zabójcą... -
- M-mogę... Mogę się jeszcze napić? - Spytała powoli Andżelika.
Spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. Znowu usiadłem naprzeciw niej i podniosłem jej kubek.
- Jeszcze nauczysz się zabijać... - powiedziała, przełykając ślinę.
- Naprawdę tak uważasz?... - Zapytałem i nagle... zrozumiałem.
- Jesteś cudowna! Tak, nauczę się! Nauczę się, bo ty mi pomożesz! - Złapałem ją za ramiona, a ona nagle zaszlochała.
- Co... Dlaczego płaczesz? Nie cieszysz się, że mi pomożesz?
Pokręciła głową.
- Boję się...
- Spokojnie. - Pogłaskałem ją po głowie i wziąłem do ręki wiertarkę.
- Wszystko dzięki Tobie... Nie bój się. Tak, jak mi mówiłaś - spójrzmy sobie w oczy.
Miała piękne, jadowicie zielone tęczówki i zwężone ze strachu źrenice. Dojrzałem w jej oczach coś jeszcze... Może nie chodzi o widzenie śmierci w przerażonym spojrzeniu swojej ofiary...
- Nauczę się.
...tylko właśnie o życie?
Pstryk. Wrrrrr...
Nauczyłem się.
CZYTASZ
Straszne Historie Na Dobranoc
HorrorCodziennie nowa pasta! Najbardziej straszne są krótkie creeppypasty. I ja się tego trzymam. Będą tu różne straszne historie. Mniej i bardziej straszne. Zapraszam!