Rozdział 2

13 1 1
                                    

Po około dziesięciu minutach dotarłyśmy do knajpki w której miało odbyć się całe wydarzenie . Większość gości siedziała już przy stolikach.

-Hej! - zowołała Martyna gdy zobaczyła mnie i Justynę.

Martyna  była jedną z naszych koleżanek. Nie była jakąś wielką przyjaciółką ale utrzymywałyśmy przyjazne stosunki.

-Cześć. Wszyscy są? - odparła Justyna.
-Oprócz Mileny nie ma jeszcze dwóch osób. Zaraz powinni przyjść. - wyjaśniła Martyna.
-Więc mamy jeszcze trochę czasu by dokończyć ostatnie przygotowania. - podsumowałam.
-Dokładnie. To bierzmy się do roboty. - powiedziała Justyna.

Skinęłam głową. Powiesiłam kurtkę i torebkę na jednym z krzeseł i razem z resztą gości wziełam się za ostatnie przygotowania.

Chwilę później dołączyła do nas dwójka ostatnich zaproszonych osób. Z ich pomocą skończyliśmy przygotowania.

-Za chwilę powinna przyjść Milena. - poinformowała nas Justyna.

Pokiwałam głową przeglądac się jednocześnie zebranym osobom. Zdecydowaną większość znałam. Kilka osób widziałam tylko parę razy na szkolnym korytarzu. Na szczęście po zamienieniu z nimi kilku zdań poznałam ich trochę bliżej. Okazali się naprawdę w porządku.

-Już idzie! - zawołał Karol jeden ze znajomych Mileny.
-Przygotować się. - odparłam.

Z minutę później do knajpki weszła Milena.

-Najlepszego! - zawołaliśmy chórem.
-O dziękuję. - powiedziała Milena przytulając nas po kolei.
-Dobra zdmuchuj świeczki z tortu i otwieraj prezenty. - powiedziała Justyna.
-Chwilę, jaki tort? - Milena popatrzyła na nas zdziwiona.
-A taka mała niespodzianka od nas. - odparła Justyna pokazując na tort stojący na jednym ze stolików. Tort ten, zamówiliśmy wcześniej.
-Nie trzeba było. - Milena wyglądała na wzruszoną.
-Trzeba trzeba. A taraz chodź pomyśleć życzenie. - odezwała się Paulina koleżanka z mojej klasy.
Dziękuję wam. - odparła Milena.

Po zjedzeniu tortu oraz rozpakowaniu prezentów przez Milene wraz z grupą zdecydowaliśmy przejść się po mieście.

-A co
z prezentami? Będziesz z nimi chodzić po mieście? - spytał jeden z chłopaków, którego widziałam kilka razy w szkole.
-Faktycznie. - zgodziła się Milena. - Zaniosę je do domu.-zaproponowała.
-Ok. - odparł chłopak.

Około 15 minut później Milena odniosła prezenty do domu. Chodziliśmy całą grupą po mieście. W pewnej chwili pojawił się pomysł pójścia do pabu na ,,małe piwo" jak to ktoś określił. Już nawet nie pamiętam kto.

-Przecież nie sprzedadzą nam piwa. - zaprotestowałam.
-Znam jedno takie miejsce gdzie sprzedadzą. - powiedział chłopak. - Spokojnie, przecież nic się nie stanie. Nie wypijemy dużo. - dodał.
-No nie wiem. - odpowiedziałam.
-To zróbmy tak. Pójdziemy tam a kto nie będzie chciał kupować piwa to nie kupi. Proste. Nie posiedzimy tam dłogo. - zaproponowała Milena.
No dobra. - zgodziłam się.

Chwilę później dotarliśmy do zaproponowanego miejsca. Pab znajdował się w dość obskurnej okolicy. Zresztą sam budynek nie wyglądał na nowy. Przystanęłam przed budynkiem i spojrzałam na niego niepewnie. Nie miałam nawet najmniejszej ochoty tam wchodzić. I wiedziałam że Justyna też.

-Spokojnie, nie zawali się. - powiedziała Milena starając na wesoły ton głosu.

Kiwnęłam tylko głową i wraz z pozostałymi weszłam do środka.

Wnętrze też nie sprawiło na mnie dobrego wrażenia. Stoliki oraz krzesła wyglądały na stare i od dawna nieczyszczone. Ściany wyglądały na potrzebujące odmalowania. Cały budynek powinien przejść generalny remont.

-Ok kto chce coś zamówić niech idzie ze mną a reszta niech siada do stolików. - zarządził chłopak, który zaproponował pójście do tego miejsca.

Razem z Justyną, Martyną i kilkoma innymi przyjaciółkami usiadłyśmy do stolików. Reszta ruszyła by złożyć zamówienie.

-Ty też? - spytałem Mileny widząc że ta nie siada przy stoliku.
-No tak w końcu to moje urodziny. Spokojnie, przecież się nie upije. - odparła i ruszyła za chłopakami.

Chwilę później większość grupy nie kontaktowała. Spojrzałam na Justynę.

-Co robimy? - spytałam.
-Trzeba ich poodprowadzać do domów. Ich rodzice będą wściekli ale trudno. W sumie mają do tego prawo. - odparła moja przyjaciółka.
Pokiwałam tylko głową. W sumie innego wyjścia nie było.

Wspólnymi siłami odprowadziłyśmy  większość grupy do domu. Postanowiłam też odprowadzić Justynę a potem wrócić pod knajpkę w której rozpoczeło się przyjęcie i z tego miejsca zadzwonić  po mamę.
W domu Justyny zostałam jej rodziców oraz brata.

-Dzień dobry. - przewitałam się.
-Dzień dobry. - odparli rodzice Justyny z uśmiechem.
-Cześć. - powiedział Eryk brat Justyny.
-Hej. - odpowiedziałam dostrzegając go.
-To będę już iść. - powiedziałam.
-Chcesz wracać pieszo? - mama Justyny popatrzyła na mnie z zaskoczeniem na twarzy.
-Zadzwonię po mamę. Zawiezie mnie. - odparłam.
-Ja cię mogę zawieźć. - wtrącił się Eryk.
-No nie wiem. - nie czułam się przekonana do tego pomysłu.
-Słuchaj, ale to naprawdę dobry pomysł. Jest późno twoja mama może już spać. Eryk cię zawiezie. - powiedziała mama Justyny.
-No w sumie. W porządku. - zgodziłam się.

Eryk sprawnie wyjechał z garażu i pokazał mi gestem dłoni że mogę wsiadać. Poczułam nagłe ukłucie strachu. Eryk miał 19 lat i prawo jazdy od niedawna ale jeździł dobrze. Ostrożnie, nie pipisywał się niepotrzebnie. Wiedział co robi. Ufałam mu i jego umiejętnościom. Dlaczego więc nie byłam w pełni spokojna?

-No chodź. - pogonił mnie Eryk.

,,Uspokój się. Nic się nie stanie. - zgoniłam się w myślach.
Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do samochodu.

Jedna chwila Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz