Rozdział 12

4 0 0
                                    

Dni mijały jeden po drugim a ja dalej praktycznie cały dzień spędzałam w swoim pokoju. Jedyna osoba z którą się spotykałam to była Justyna. Chociaż i tak rzadko się widywałyśmy. Reszta moich znajomych próbowała się ze mną kontaktować. Dzwoniły, pisały niektóre osoby nawet przychodziły do domu. Ignorowałam je a rodzicom mówiłam że nie chcę z nikim się spotykać.

Wiedziałam że rodzice się martwią. Wiele razy próbowali mnie namówić żebym z kimś się spotkała. Żebym kogoś zaprosiła. Ja jednak uparcie powtarzałam, że nie jestem jeszcze gotowa. Mimo że, wiedziałam, że to nieprawda. Powód był zupełnie inny. Tak naprawdę obawiałam się współczucia i litości ze strony znajomych. A to jest coś czego nie chciałam najbardziej.

-Powinnaś zacząć chodzić do psychologa. - poinformowała mnie mama pewnego dnia.

Popatrzyłam na nią jak na kosmitke.

-Nie ma mowy. - odparłam stanowczo.
-Ale zrozum, że sama sobie nie poradzisz z wypadkiem... - zaczęła mnie przekonywać mama.
-Poradzę sobie! - podniosłam głos. - Nie chce niczyjej pomocy!
-Ale...
-Nie! Nie potrzebuje pomocy! Sama sobie poradzę!

Mama popatrzyła na mnie ze smutkiem po czym pokręciła głową i wyszła z pokoju.

Tak właśnie ostatnio wyglądały nasze rozmawy. Mama proponowała mi pomoc psychologa a ja odbierałam to jako atak. Popatrzyłam ze złością na wózek, który stał obok łóżka, na którym siedziałam. To wszystko przez niego. Przez ten wypadek. Gdyby nie on wszystko byłoby tak jak wcześniej. Miałabym świetny kontakt z rodzicami, trenowałabym siatkówkę. Miałabym dalej wspaniale życie.

Nie chciałam pomocy żadnego psychologa. Wiedziałam jak to będzie wyglądać. Psycholog będzie mnie przekonywał, że powinnam się pogodzić z wypadkiem, że powinnam żyć tak jak wcześniej. On nic nie zrozumie. Nie zrozumie tego co czuje.

-Postanowiłam pojechać do szkoły na trening. - oznajmiłam następnego dnia przy obiedzie.
-Jak na treneng? - spytał tata. -W sensie obejrzeć. - wyjaśniłam.
-Jesteś pewna? - mama spojrzała na mnie zaniepokojona.
-Tak jestem pewna. - powiedziałam z pełnym przekonaniem.

Chciałam choć przez chwilę poczuć się jakby nic się nie zmieniło.

-Jesteś pewna że to dobry pomysł? - spytała Justyna gdy dotarłyśmy do szkoły.

Było już po szesnastej więc lekcje się już skończyły. Właśnie zaczynał się treneng siatkówki.

-Tak. - odparłam starając się by mój głos brzmiał jak najpewniej.
-W porządku. - powiedziała Justyna.

Weszłyśmy do szkoły. A tak dokładnie ona weszła pchając mój wózek. Rozglądałam się po szkole jakbym była w niej pierwszy raz. Zastanawiałam się jak miałabym dalej do niej uczęszczać. Jak w niej funkcjonować. Dotarłyśmy pod drzwi sali gimnastycznej. Justyna otworzyła drzwi.

-Justyna? Patrycja? Co wy tu robicie? - spytał trener podchodząc do nas.
-Patrycja chciałaby obejrzeć trening. Bardzo jej zależy. - wyjaśniła Justyna.
-No dobrze. Zostańcie. - zgodził się trener.

Justyna kiwnęła głową i usiadła na jednej z ławek. Wózek ustawiła obok siebie.

Przyglądałam się treningowi. Narastała we mnie wściekłość. Jeszcze niedawno to ja ćwiczyłam na tej sali. Dawałam z siebie wszystko by spełnić swoje największe marzenie. Grać w reprezentacji. A taraz? Taraz wszystkie plany i ambicje legły w gruzach. Cała praca całe poświęcenie poszło na marne. Równie dobrze mogłabym w ogóle nie zacząć grać w siatkówkę.

W pewnej chwili trener poprosił Alicję by poprowadziła dalej trening.

Alicja była jedną z najlepszych zawodniczek. Przed wypadkiem ubiegała się o zostanie kapitanem drużyny. Ale trener wybrał mnie. Od tego czasu zaczełyśmy ze sobą rywalizować.

Trener usiadł obok Justyny na ławce.

-I co o tym sądzicie? - spytał patrząc się na mnie.
-Nieźle sobie radzą. - odparłam.
-Alicja świetnie odnalazła się w roli kapitana. - powiedział trener.
-Kapitana? - zapytałam zszokowana.
-Tak. Widzisz musiałem...

Przestałam słuchać. Popatrzyłam się na Justynę. Spojrzeniem przekazałam jej że chce jak najszybciej opuścić salę. Justyna od razu zrozumiała o co mi chodzi. Pożegnała się i wyszła z sali pchając wózek.

Co się stało? - spytała gdy wyszła z sali.

Pokręciłam głową. Nie chciałam o tym mówić. Miałam ochotę zaszyć się w swoim pokoju i po prostu się wypłakać. Tylko tego taraz chciałam.

W nocy nie mogłam zasnąć. Myślałam tylko o jednym. O tym jak szybko zostałam zastąpiona. Przed wypadkiem to ja byłam kapitanem. Trener wiele razy mówił mi, że mam ogromny talent. Że pokłada we mnie nadzieję. A taraz? Taraz bez wahania mnie zastąpił. Taraz to Alicja była dla niego najlepsza.
Ponownie popatrzyłam z nienawiścią na wózek. Nienawidziłam go. Nienawidziłam tego dnia w którym odbyło się to przyjęcie urodzinowe. Dnia w którym wsiadłam do tego samochodu. No właśnie gdybym tylko nie wsiadła do tego samochodu. Gdybym poczekała na mamę. Gdyby nie było tej burzy...
Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy które ostatecznie lądowały na poduszkach.

Jedna chwila Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz