Rozdział 29

4 2 0
                                    

Patrzyłam się na zegar, który odmierzał kolejne minuty. Kolejne minuty, które zbliżały mnie do poznania decyzji, która zaważy na moim życiu. Od której tak naprawdę zależy moje życie.
Zegar wybił północ. Dźwięk który przy tym wydał przez długi czas dźwięczał mi w głowie. Zamknęłam oczy mając głupią nadzieję że wreszcie przestanę go słyszeć.

Zaczęłam zadawać sobie te same pytanie które zadawałam sobie od kilku dni. A jeśli jednak będę jeszcze chodzić? Jeśli powróce do mojego dawnego życia? Wyobraziłam sobie jak to będzie chodzić do szkoły. Chodzić po korytarzach a nie być przez kogoś pchaną. Albo wrócić do drużyny. Na myśl o drużynie moje usta ułożyły się w uśmiech. Wyobraziłam sobie jak wspaniale będzie znowu być kapitanem.

A jeśli jednak nie będę chodzić? Co jeśli do końca życia będę niepełnosprawna? Wtedy moje życia już zawsze będzie wyglądało tak jak taraz. Siedzieć na wózku, być od kogoś uzależnionym, a o powrocie do drużyny mogę zapomnieć.

Łzy napłynęły mi do oczu. Nie. Nie chcę tak żyć. Więcej, ja nie mogę tak żyć.

Zacisnęłam mocniej powieki pragnąc odgonić te myśli i pozwalając by sen zabrał mnie w nicość.

                            *

Jechałam z Erykiem samochodem. Eryk prowadził. Sprawiał wrażenie w pełni spokojnego mimo że deszcz z minuty na minutę przebierał na sile. Nagle zauważyłam, że Eryk stracił panowanie nad kierownicą. Zdążyłam jeszcze dostrzec przerażenie w jego oczach, krzyknąć a potem...

Usłyszałam mój własny krzyk i przyspieszony oddech. Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się dookoła. Byłam w moim własnym pokoju, nie w samochodzie.

Sen - dotarło do mnie. To był tylko sen. Tak dobrze znany mi koszmar, który tak często mnie ostatnio nawiedzał i którego tak nienawidziłam.

Pokręciłam gwałtownie głową chcąc by koszmar mnie opuścił. By już dzisiał dał mi spokój.

Przekręciłam się na drugi bok. Spokojny sen jednak nie nadszedł.

                           *

Rano leżałam na łóżku starając się zapomnieć o śnie. Niestety moje myśli wciąż wokół niego się krąciły wbrew mojej woli. Pamiętałam każdy szczegół z tamtego wieczoru. Każdy liść, każde drzewo, gałąź. Zamknęłam oczy. Nie chciałam o tym pamiętać. Nie chciałam do tego wracać i zastanawiać się co zrobiłam źle co mogłam zrobić inaczej i jak ten wieczór mógł się skończyć. Chociaż doskonale znałam odpowiedzi na te pytania. Mogłam nie wsiadać do tego samochodu i poczekać na mamę a wtedy najprawdopodobniej bezpieczne dotarłabym do domu.

                          *

-Nie nakręcaj się. - poradziła mi Justyna po raz setny tego dnia.
-Łatwo ci mówić. - odparłam. -Tak łatwo mi mówić. Ale to że będziesz cały dzień się zamartwiać nic nie zmieni.

Utkwiłam wzrok w ścianie. Justynie łatwo doradzać i mówić mi co mam robić ale ona nie rozumie co taraz czuje. To moja przyszłość stoi taraz pod znakiem zapytania nie jej. Ona po prostu nie potrafi zrozumieć co czuje.

                          *

Tego dnia nasłuchałam się jeszcze mnóstwo rad i porad. Powstrzymywałam się żeby nie zacząć krzyczeć. Miałam powoli dość. I mimo że wiedziałam że każdy chce dla mnie jak najlepiej moja złość rosła z minuty na minutę.

                          *

Wieczorem rodzice kilkukrotnie próbowali ze mną porozmawiać. Odmawiałam. Mówiłam że jestem zmęczona że chce odpocząć. Nie chciałam ich litości i słów pocieszenia.

                           *

W nocy nie mogłam zasnąć. Przed oczami miałam obrazy z dnia wypadku a w głowie słyszałam głos, który mówił że nie będę już chodzić.

Jedna chwila Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz