Rozdział 26

3 1 0
                                    

Następne dni mijały głównie na chodzeniu do szkoły wizytach u psychologa oraz na rechabilitacji.

Ku mojemu zadowoleniu bardzo szybko odnalazłam się w szkole. Co prawda miałam sporo zaległości ale nauczyciele byli bardzo wyrozumiali a koledzy i koleżanki pomocni. Bardzo szybko zaczęłam czuć się w szkole jak w drugim domu.

Niestety u psychologa sytuacja przedstawiała się gorzej. Mimo usilnych starań psycholog dalej nie potrafiłam się przed nią otworzyć. Jak tylko pojawiał się temat wypadku wzruszałam ramionami i kłamałam że już się z tym pogodziłam. No właśnie kłamałam. Bo chociaż przed rodzicami i znajomymi sprawiałam wrażenie że wszystko jest w porządku były chwile o których nie mówiłam nikomu. Chwile, o których wiedziałam tylko ja. Noce kiedy leżałam w łóżku płacząc z bezsilności i tęsknoty za życiem które najprawdopodobniej bezpowrotnie utraciłam. Noce w których nie mogłam znieść widoku wózka a we własnym pokoju czułam się jak w więzieniu. To były właśnie te chwile w których miałam wrażenie, że wypadek zdarzył się zaledwie wczoraj a ja dalej nie mogę w to uwierzyć.

Rechabilitacja także szła mi fatalnie. Czułam że nie robię żadnych postępów. I mimo że rechabilitant pocieszał mnie że to dopiero początek i że z czasem będzie lepiej ja i tak wiedziałam swoje. Ta rechabilitacja w ogóle mi nie pomaga.

                        *

Był piątek a ja siedziałam w gabinecie psychologa próbując opowiedzieć coś o wypadku.

-To była chwila. Moment. - wyszeptałam.
-Czujesz że się z tym pogodziłaś? - spytała łagodnie psycholog.
-Czasami. Ale są chwile kiedy nie mogę się z tym pogodzić. - odparłam.

Więcej nie byłam w stanie o tym mówić. Czułam że już za bardzo się otworzyłam.

                          *

Po wizycie u psychologa mama zabrała mnie na rechabilitację. Trening wyglądał tak jak wcześniej. Ja nie potrafiłam poruszyć nogami i ogarniała mnie coraz większa wściekłość a moje przekonanie że to nie ma sensu rosło.

                         *

Gdy wraz z mamą wróciłam z rechabilitacji do domu postanowiłam zapytać jej się o coś co gnębiło mnie od kilku dni.

-Mamo czy ja będę jeszcze chodzić? - zapytałam wprost.
Mama przyglądała mi się przez chwilę po czym kucnęła przy wózku i odparła.

-Nie wiem kochanie. Ale mam nadzieję że tak. I ty też musisz w to wierzyć.

Pokiwałam głową. Bardzo chciałam w to wierzyć.

                        *

-Boję się usłyszeć diagnozę. - wyznałam.

Było późne popołudnie i zaprosiłam do siebie Justynę i Anię.

-A kiedy się dowiesz? - zapytała Justyna.
-Nie wiem jeszcze dokładnie. - odparłam. - A co jeśli do końca życia będę niepełnosprawna? Jeśli...nie będę chodzić? - w moim głosie pojawił się strach.

Dziewczyny nie odpowiedziały tylko ścisnęły moją dłoń. Uścisk dłoni znaczył więcej niż słowa. Jeśli nie będziesz chodzić my i tak będziemy przy tobie.

                          *

W poniedziałek po szkole rodzice powiedzieli mi że zdecydowali czy zostanę w mojej szkole.

-Uznaliśmy że nie ma potrzeby by ciebie przenosić. - powiedział tata.

Jedna chwila Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz