Nota od autora: Jeszcze żyję i nie zapomniałem o tym opowiadaniu. Być może będziecie chcieli odświeżyć sobie dwa poprzednie rozdziały tej historii przed przeczytaniem tego. Enjoy!
Kiedy po minionym weekendzie Irelia przekroczyła próg szkoły, nie robiła tego jak przegryw, którym zawsze się czuła – robiła to jako członkini szkolnego zespołu cheerleaderek, które przestało być dłużej trio. Teraz były ich cztery, a ona miała zamiar udowodnić, że zasłużyła na miejsce wśród nich.
Idąc szkolnym korytarzem łapała wszystkie rzucone ukradkiem w jej kierunku spojrzenia i dorzucała do ogniska szczęścia, które ogrzewało ją od wewnątrz. Dziewczyny patrzyły z zazdrością, chłopcy z podziwem. Szeptali: "To ona, nowa gwiazda" (a przynajmniej w to chciała wierzyć Irelia, nie dopuszczając do świadomości faktu, że bardziej zajmowała ich nowa halucynogenna zapiekanka w stołówce szkolnej autorstwa pana Teemo). Minęła stojącego w gronie kolegów Jayce'a i poświęciła ułamek sekundy swojego cennego czasu, żeby rzucić mu tajemnicze spojrzenie. Zachichotała, gdy rozdziawił w zdziwieniu usta. Jego reakcja szybko jednak zamieniła się w zawód, kiedy dostrzegł potężnego Dariusa, który posłał w kierunku nowej gwiazdy buziaczka. Rumieńce wstąpiły na jej policzki, jednak zignorowała go, by zwiększyć zainteresowanie swoją osobą.
Czuła, że właśnie wkroczyła na nowy poziom gry.
— Hej, zaczekaj!
Wiedziona nowymi pokładami pewności siebie i przeświadczenia o byciu ważną, Irelia odwróciła się w stronę wołającego ją głosu. Mina trochę jej zrzedła, gdy ujrzała Anivię.
— O, to ty — wybąkała zmieszana. — Hej.
Lód zabarwił się na czerwono w okolicach odpowiadających ptasim policzkom.
— Tak, no właśnie... — Spuściła głowę wyraźnie zakłopotana, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. — Słuchaj, odnośnie tamtej imprezy...
Irelia stanęła na baczność i uniosła ręce w obronnym geście.
— Spokojnie, nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
— Ale ja chcę — odparła Anivia. — To naprawdę nie tak jak myślisz. Ja...
— Irelia, idziesz?
Dziewczyna odwróciła się i ujrzała wołającą ją Evelynn. Zerknęła na zegarek, dziękując w duchu za najlepszą możliwą wymówkę.
— Przepraszam, ale muszę już iść na zajęcia.
— Posłuchaj — Anivia pochyliła się i przełknęła nerwowo ślinę — ja po prostu... znosiłam jajo.
Po tych słowach spłonęła jeszcze większym rumieńcem i czym prędzej odleciała, znikając za zakrętem. Irelia stała jak wryta, próbując przetrawić usłyszane właśnie informacje. Gdy nie odnalazła odpowiedzi na pytanie "co autor miał na myśli", postanowiła wymazać to wspomnienie z pamięci. Jak i wszystkie inne związane z dziwnymi kriofeniksami.
— Ha-ksz — rozległ się dziwny syk i zza pleców dziewczyny pojawiła się Kai'Sa.
Irelia odskoczyła przestraszona na bok, wciągając powietrze. Widząc koleżankę, rozejrzała się niepewnie dookoła i przybrała pewną siebie pozę.
— Boże, Kai'Sa — westchnęła z poirytowaniem. — Nie możesz tak po prostu straszyć ludzi kiedy masz na to ochotę! Ktoś mógł...
— Zobaczyć cię ze mną? — dokończyła dziewczyna. — Spokojnie, nie przyniosę ci wstydu.
— Nie to miałam na myśli. — Irelia spłonęła rumieńcem.
Kai'Sa machnęła ręką.
— Wyluzuj, nie gniewam się. Nie zabraniam ci przecież chodzić na imprezy, na które ja nie zostałam zaproszona.
CZYTASZ
Age of Runeterra
FanfictionOpowieści to nie tylko historia. Mogą być czymś znacznie więcej. Stanowią pożywienie dla myśli i, jeżeli są odpowiednio opowiedziane, mogą napełnić ci brzuch. Niektóre z nich są ostrzeżeniami, utrzymującymi moc wraz z upływem czasu. Inne podnoszą na...