5.5 | Wybór

129 9 5
                                    

Ioniańska ziemia drżała.

Odgłos setek stóp rozbrzmiewał wśród pól, łąk i lasów, obwieszczając nadciągającą potęgę. W rytm kroków pobrzękiwała stal: piki i włócznie, miecze i topory, hełmy i zbroje. Grzmiące bębny nadawały tempo żołnierzom, którzy posłusznie niczym baranki wsłuchiwali się muzykę doboszy. Pożółkła, naciągnięta skóra drżała, ilekroć drewno uderzało w nią agresywnie.

Ptasi skrzek wdarł się między symfonię maszerującej armii. Beatrice usiadła dumnie na ramieniu Swaina, czerwonymi ślipiami lustrując pochód. Zdawała się go nadzorować, zupełnie, jak jej pan.

Myśli Wielkiego Taktyka nie skupiały się jednak na kroczącymi przed nim oddziałami, lecz na tym, jak dobrze je wykorzystać. Jak sprawić, by każdy worek mięsa i kości z kawałkiem żelastwa w ręku przyniósł mu jak najwięcej korzyści. Strategie, które obmyślał, były niezawodne – jeszcze nikt nigdy nie mógł się równać z jego taktycznym geniuszem.

I miał zamiar sprawić, by nigdy się to nie zmieniło.

Powietrze wokół Swaina drastycznie zmieniło zapach i mężczyzna zakasłał. Znał kroki tego, który stanął u jego boku. Uderzył laską o ziemię.

— Jak przebiega inwazja?

Singed zaśmiał się ochrypłym głosem.

— Wszystko idzie zgodnie z twoim planem — odparł. — Prowincje Shon-Xan i Galrin należą do nas. Wkrótce upadnie i Navori. Droga do stolicy stoi otworem.

— Co z artefaktem?

— Nie udało nam się go zdobyć. Kiedy nasi żołnierze przybyli na Święte Wzgórze, kamienia już tam nie było. Mówili o tajemniczej istocie, która pojawiła się, by go zabrać.

— Strażnik... — wyszeptał Swain, marszcząc brwi. A więc istota z legend była prawdziwa. Wędrujący Opiekun, tak na niego mówili. Wkrótce znajdzie sposób, by się z nim rozprawić. Zmarszczył brwi. — A Kompania Furii?

Chemik zarechotał upiornie.

— Obawiam się, że moja broń okazała się nadzwyczaj skuteczna — powiedział. — Pani generał poległa w walce z partyzantami.

— Cóż za strata.

Skrzek, który wydała z siebie Beatrice, do złudzenia przypominał szyderczy śmiech. Jericho uśmiechnął się, lecz wysoki kołnierz zasłaniał mimikę jego twarzy. Pogłaskał ptaszysko po główce.

— Czy przygotowałeś chemikalia? — spytał.

Singed skinął głową, gładząc kościstą dłonią łysy, pełen blizn czerep.

— Nasz ochotnik czeka już wśród drugiej fali.

Wystąpił do przodu, opierając zgarbione ciało o swoją tarczę. Pokryte bielmem oko błądziło nerwowo wśród maszerujących oddziałów.

— Jeśli wolno spytać, Wielki Taktyku — odezwał się — gdzie gwardia?

— Moje kruki czekają za padliną — odparł Swain. — Gdy tylko ją wyczują, nie ujrzysz nic, prócz chmary ich czarnych skrzydeł.

Szalony Chemik zachichotał słysząc słowa dowódcy, zaś Jericho uśmiechnął się tryumfalnie. Jego oczy błyszczały niczym rubiny w świetle wizji chwały i potęgi, które wkrótce miały na niego spłynąć.

Dziś na zawsze zmiażdży Ionię.


Noxus przybył.

Ku skrytemu pod grubą warstwą czarnych chmur nocnemu niebu wystrzeliła czerwona łuna. Wśród ogromnej doliny, w sercu której wzniesiono Katsuurę, rytmicznie niczym bijące serce rozbrzmiewały kroki maszerującej armii.

Age of RuneterraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz