1.1 | Krwawy świt

422 33 3
                                    

Valoran skąpał się w karmazynowym blasku.

Kolejny dzień nie złote, lecz czerwone niczym róże promienie sprowadziły światło na tysiące istnień. Nikt nie zadawał pytań – niesione przesłanie było jasne.

Raz jeszcze zostanie przelana krew.

Miejsce, do którego miała ponownie zawitać śmierć, było zwane Przesmykiem Przodków. Stara i wąska przełęcz między poszarpanymi szczytami istniała tam od niepamiętnych czasów. Wszelka roślinność opuściła te strony od czasu, kiedy pustosząca magia zawitała w te strony. Podczas Wojen Run tysiące istnień kończyło swoje żywoty wśród potoków krwi, którymi spływało górskie przejście. Armie ścierały się ze sobą i obracały się w pył podczas nieudanych prób przejęcia kontroli nad tym miejscem. Ten niezwykle strategiczny punkt był bramą zachodnich ziem, tak dobrze krytych między Wężową Rzeką, Bagnami Kaladoun i Wielką Barierą. Z dawna upragnionym i pożądanym celem Noxusu.

Kluczem do samego serca Demacii.


Bitwy toczyły się niezmiennie od kilku tygodni.

Odkąd wieści o gromadzących się armiach przeciwnika dotarły do króla Jarvana III z rodu Tarczy Światła, zmobilizowano wszystkie możliwe siły i wysłano do obrony Przesmyku Przodków. Rozkaz był jasny: za wszelką cenę nie dopuścić, by Noxus zdobył posterunek. Jeśli do tego dojdzie, cała Demacia będzie zgubiona. Ostatni bastion powstrzymujący Runeterrę przed zalewem ciemności upadnie.

W przeciwieństwie do wszystkich poprzednich ataków, ten nie był mrzonką. Potężnymi wojskami ze wschodu dowodził sam Darius, Ręka Noxus, generał, którego samo imię budziło trwogę wśród żyjących. Niewielu chodziło po Valoranie szczęśliwców, którzy przeżyli spotkanie z nim. Dla przeciwników nie miał litości, dla sojuszników – nie krył pogardy. Jego broń, potężny dwusieczny topór, był jedynym czego potrzebował. Słowa takie jak strach czy wątpliwość nie były mu znane.

A teraz ruszył, by zgotować rzeź swoim przeciwnikom.

Zadanie nie było jednak takie proste, zwłaszcza, gdy obrońcy nie pozostawali dłużni: Garen, Potęga Demacii, stał po drugiej stronie górskiej przełęczy i bronił przejścia z siłą i odwagą, jakiej często nie posiadały całe armie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zadanie nie było jednak takie proste, zwłaszcza, gdy obrońcy nie pozostawali dłużni: Garen, Potęga Demacii, stał po drugiej stronie górskiej przełęczy i bronił przejścia z siłą i odwagą, jakiej często nie posiadały całe armie. Jego miecz zaciekle kręcił się pomiędzy przeciwnikami sprawiając, że swoi patrzyli na niego z szacunkiem, zaś wrogowie z przestrachem.

 Jego miecz zaciekle kręcił się pomiędzy przeciwnikami sprawiając, że swoi patrzyli na niego z szacunkiem, zaś wrogowie z przestrachem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Age of RuneterraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz