Prawdziwe intencje

561 23 3
                                    

Słońce przyjemnie świeciło na niebie, a lekki wiatr poruszał roślinnością. Wikingowie pracowali, krzątając się po wyspie, a dzieciaki korzystając z pogody okupowały plażę. Było przyjemnie, a ja nieomal wróciłam do swojego rytmu życia. W dzień byłam taka jak zawsze, jedynie nocą dręczyły mnie koszmary, na szczęście ich liczba malała. Zapewne dzięki Gothi, którą poprosiłam o jakieś zioła na spokojny sen. 

Minęło kilka dni od feralnej biesiady oraz pojawienia się przybysza. Oprowadziłam Anwar'a po Berk, jak poprosił. Kolejne dnie również spędzaliśmy w swoim towarzystwie, ponieważ Czkawka póki co, z nim nie rozmawiał i nie zadecydował o jego losie. Nie wiedziałam czym był taki zajęty, ale nie zamierzałam drążyć. Czarnowłosy był miły i zabawny, więc nie przeszkadzało mi to, że był pod moimi skrzydłami. 

Z Haddock'iem nie rozmawiałam od czasu, kiedy wyszedł z mojego domu, po tym jak opowiedziałam mu, co wywołało jego zachowanie. Miałam wrażenie, że mnie unika, co trochę mnie bolało. Nie wiedziałam, czy zachowuje się tak z troski, aby nie pogłębiać moich wspomnień czy może z innego powodu. Czy możliwe, że po tym co usłyszał brzydził się mnie? W końcu zamordowałam brutalnie człowieka. Czasami czułam potrzebę, aby z nim porozmawiać, ale póki co nie mogłam się na to zebrać.

- Miło mieć wreszcie jakieś miejsce, które można nazwać domem, prawda?- głos Anwar'a wyrwał mnie z myśli.

Szliśmy właśnie przez wioskę w stronę sali biesiadnej, aby zjeść obiad. Dzisiaj pracowaliśmy w dokach, co było podwójnie męczące, choć chyba tylko dla mnie. Chłopak odnalazł się tam jak ryba w wodzie. 

Spojrzałam na niego, lekko marszcząc brwi. Wcześniej opowiadałam mu o tym, jak uciekłam z wyspy i się tułałam po świecie. Domyśliłam się, że do tego nawiązywało jego pytanie. 

- Ta.- kiwnęłam głową.- Kiedy wróciłam na Berk, przytłoczyła mnie ilość ludzi.

- Mnie przytłoczyła ilość jedzenia.- mruknął szarooki i cicho się zaśmiał.- Przez pierwsze dwa dni się obżerałem. Upychałem jedzenie po kieszeniach, jakby miało się zaraz skończyć.

- Widziałam to!- rzuciłam ze śmiechem.

- Wcale nie!- mruknął, sztucznie oburzony.

- Wcale tak!- obstawałam przy swoim.- Pomyślałam: "Co przeżył ten dziwny przybysz, że kradnie całego kurczaka?".

- Nie kradłem aż całego kurczaka.- burknął pod nosem, jednak nadal się lekko uśmiechał.- Astrid...- mruknął, przez co na niego spojrzałam.- Czy twoją bronią się łatwo walczy?

- Co?- zmarszczyłam brwi.- Skąd to pytanie?

Chce zrobić sparing? Miałam nadzieję, że nie pożyczyć, ponieważ mojej broni nikt nie pożyczał. Tego topora też nie zamierzałam nikomu dawać. Plus był od Czkawki i gdy tylko go trzymałam w ręce przypominała mi się sytuacja, w której go dostałam. Był na swój sposób wyjątkowy i musiałam przyznać, że dbałam o niego jeszcze bardziej. 

- Mi się wydaje, że może być toporny w użytkowaniu.- stwierdził, lekko wzruszając ramionami.

- O rety...- przewróciłam oczami, cicho się śmiejąc z jego żartu.

Musiałam przyznać, że jego głupie poczucie humoru strasznie do mnie trafiało. Miał takie proste podejście do wielu rzeczy i komentował wszystko tak lekko, że uśmiech praktycznie nie schodził mi z twarzy. Ja nie mogłam się popisać za wielkim poczuciem humoru, ale Anwar jak najbardziej swoim mnie kupił. 

- No co, to było dobre.

Pokręciłam głową, ale wtedy wpadłam na pewien pomysł. W sprawie mojego topora, to potrzebował ostrzenia i rano zaniosłam go do Pyskacza. Teraz przechodziliśmy akurat koło kuźni, więc mogłam go zabrać z powrotem.

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz