Pierwsze spotkanie

990 37 5
                                    

- Ws... waj. No, ...sz!- słyszałem kogoś głos, bardziej urywki tego, co mówił.

Słyszałem to, jakby osoba mówiąca, znajdowała się daleko. Poczułem szturchnięcie w ramię, przez co uchyliłem powieki. Na początku obraz był rozmazany, ale po chwili wrócił do normy, a ja zobaczyłem przed sobą jakiegoś faceta. Był wysoki, barczysty, miał lekki zarost, a jego włosy były w kolorze jasnego blondu, boki i tył głowy miał wygolone, a resztę luźno związaną. Swoje niebieskie oczy zwęził i zmierzył mnie od góry do dołu.

Rozejrzałem się i mimo lekkiego kołowania przed oczami, zobaczyłem, że jestem w jakiejś celi. Całe ciało mnie bolało, a najbardziej dawała o tym znać noga i głowa. Słyszałem jakieś wytłumione hałasy, które dochodziły z zewnątrz, ale nie rozpoznawałem niczego konkretnego.

- Gdzie ja jestem?- postanowiłem zaryzykować cicho wypowiedzianym pytaniem, krzyżując spojrzenie z facetem.

- Pytania nie do mnie. Wstawaj!- rozkazał i złapał mnie mocno za ramię, ciągnąc w górę.

Musiałem mocno wykorzystać jego pomoc, bo przez tą nogę, mogłem chodzić tylko na jednej. Mam nadzieję, że prowadzi mnie do uzdrowiciela, a nie na przykład do Valhalli. Wyprowadził mnie z celi na długi, ale dość szeroki korytarz, którym przeszliśmy. Wspięliśmy się po schodach, po czym wyszliśmy na pokład. Słońce mnie oślepiło, a w twarz uderzył rześki wiatr. Odetchnąłem świeżym powietrzem, czując jak przez podmuchy wiatru, na moim karku pojawia się gęsia skórka. Po krótkiej chwili, gdy moje oczy się przyzwyczaiły do światła zauważyłem, że załoga to same potężnie zbudowane osoby. Poczułem się taki mały i bezbronny, czyli w zasadzie jak zawsze. Przewyższać mnie wzrostem czy wagą to nie była sztuka. Mężczyzna przeprowadził mnie przez pokład i wprowadził do nadbudówki po drugiej stronie. Przeszliśmy krótki korytarz, po czym znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu, gdzie w rogach paliły się jedyne świeczki.

- Panie...- facet ukłonił się, patrząc przed siebie.- Oto ten chłopak.- powiedział w przestrzeń, popychając mnie w przód.

Prawie się wywróciłem, ale przeniosłem ciężar ciała na prawą nogę, prostując plecy. Przeskakiwałem wzrokiem po pomieszczeniu, ale nadal nikogo nie widziałem.

- Zostaw nas.- odpowiedział głos z ciemności, na co mężczyzna się ukłonił i natychmiast wyszedł. Przed kominkiem, gdzie znajdowały się wypalone węgle stały dwa fotele. Z jednego ktoś wstał i odsłonił okno, przez co do pomieszczenia wpadło światło zachodzącego słońca. Postać wróciła na swoje wcześniejsze miejsce i ręką wskazała fotel obok. Przełknąłem ślinę, po czym niepewnie podszedłem i usiadłem. Z ulgą przyjąłem zmianę pozycji ze stojącej na siedzącą, ponieważ łydka paliła mnie żywym ogniem. Nie wiem, co jest nie tak z tą raną, ale liczę na jakąś pomoc od tych ludzi. Potem sobie popłynę w swoją stronę. Spojrzałem na postać, która na sam widok powodowała respekt i dystans. Był to postawny, wysoki mężczyzna z bliznami na twarzy. Czarne dredy na głowie i brodzie opadały na pelerynę ze smoczej skóry, stalowe ochraniacze i naramienniki. Na przedramionach miał twarde skórzane karwasze, a na torsie niebieską tunikę, fakturą przypominającą łuski, którą przepasał pas z okrągłych, metalowych płyt. Obok siebie miał włócznie z hakiem na jej końcu, a spojrzenie ciemnych oczu wbił w kominek przed sobą.- Ocknąłeś się. Zaczynałem się martwić.

Jego głos był szorstki i twardy. Powodował ciarki na ciele i przyśpieszone tętno.

No, czy ja się tak ocknąłem to nie wiem, ale niech mu będzie. Nie koniecznie chcę go wyprowadzać z błędu. Kto się będzie przejmował?

Przeczesałem palcami włosy, ale kiedy dotknąłem tyłu głowy, syknąłem z bólu. Spojrzałem na moje palce, które miały ślady krwi.

- Rafa.- rzucił mężczyzna, przez co podniosłem na niego wzrok.- To jej wina. Cud, że cię znaleźli. Bo tutaj rozbitkowie na ogół toną.- przekręcił głowę, krzyżując ze mną wzrok.- Dostać się tu to prawie niemożliwe. Wyjechać jeszcze trudniej.- Jego słowa były tajemnicze i posiadały dziwny podtekst, o którym jeszcze nie wiem, ale ponownie, nie zamierzam dociekać.- Co cię tu sprowadza?- zapytał, ale nie dał mi odpowiedzieć. W sumie nie wiem, co miałbym mu powiedzieć.- Było ich wielu. Zagubionych jak ty. Wybacz mi bezpośredniość, ale od razu widać, że nie wiesz, co robisz. Jak się nazywasz?

Splecione Losy - Czkawka i Astrid Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz