Prolog

432 18 5
                                    

Rok 737

Miałam zaledwie pięć lat. Siedziałam z zaciśniętymi powiekami, modląc się by nas nie znaleźli. Matka mówiła, że odlecą i już nigdy nie wrócą ale to trwało latami. Wszyscy mieliśmy spełniać ich żądania, a gdy te zostały spełnione, powierzano nam następne. Co raz trudniejsze i znacznie brutalniejsze. Jakim cudem, najpotężniejsza rasa we wszechświecie, została zdominowana przez takie istoty jak oni?

Po usłyszeniu głośnego huku, łzy napłynęły mi do oczu. Byłam wściekła i przerażona, bo właśnie zbliżał się koniec saiyańskiej potęgi. Wielkie wrota zostały zniszczone a do pomieszczenia wtargnęło wielu, uzbrojonych żołnierzy oraz On. Najwiekszy potwór jaki mógł kiedykolwiek istnieć we wszechświecie, Freeza. Nie da się zapomnieć, tego zimnego spojrzenia i szyderczego rechotu z przerażonych mężczyzn, kobiet i dzieci. Niektórzy próbowali się bronić, bez skutku. Napastnik był silniejszy, nawet od Saiyan. Z łatwością odpychał ich jak szmaciane laleczki i zabijał z zimną krwią oraz okrutnym i bezlitosnym uśmiechem na twarzy. Matka złapała mnie za nadgarstek i pobiegłyśmy w głąb pałacu. Schowałyśmy się za wysokim filarem i błagałam w myślach, by to był tylko zły sen.

-Kyara.. Skarbie... Spójrz na mnie. -Wyrwana z transu spojrzałam na mamę. Widziałam, że i ona się boi ale nie śmierci... Ona się bała o mnie. Tak bardzo próbowała zakryć tę troskę pod maską odwagi. -Kochanie... Musisz być silna. Życie jest okrutne i właśnie zmusza cię byś dorosła. Kyara... Ja dzisiaj umrę.

-Nie mów tak! -Poczułam napływający gniew.

-Nie ważne co się wydarzy, nie czekaj na mnie. Nie odrwacaj się i pod żadnym pozorem, nie próbuj mnie ratować. Wiem... Jesteś bardzo dzielna ale musisz przeżyć!

Chciałam przytulić matkę i powiedzieć jej, że wszytko będzie dobrze, że obie przeżyjemy ale nieznana siła działała w przeciwnym kierunku. Po chwili leżałam na posadzce, kilka metrów dalej. Jeden z żołnierzy zbliżał się powoli w moją stronę, a ja nie miałam nawet dokąd uciec. W oddali dostrzegłam mamę. Uniosła do góry dłoń, stworzyła złotą kulę energii i cisnęła nią w napastnika. Mężczyzna nawet nie drgnął tylko spojrzał za siebie, prosto na nią. Upadła na ziemię i zwinęła się z bólu. Nie wiedziałam co się dzieje, by po chwili zrozumieć, że mężczyzna odpowiedział na atak. Kałuża krwi powiększała się a oczy ofiary powoli mętniały. Żołnierz podniósł kobietę w powietrze i przyparł do ściany.

-Kyara uciekaj! -Gdy tylko mama krzyknęła, mężczyzna uderzył ją w twarz. -Nie patrz tylko uciekaj! Uciekaj ile sił! -Ponownie, dostała kilka ciosów ale wciąż była przytomna.

Mężczyzna przyłożył dłoń do jej brzucha i wystrzelił niebieski promień, który tym razem był śmiertelny. Żołnierz rzucił jej bezwładne ciało i ruszył w moją stronę. Poczułam jak cały mój świat się zawalił. Wszytko zaczęło wirować, piszczało mi w uszach a dźwięki były stłumione. Moja matka, jedyna osoba jaka mi została, właśnie odeszła z tego świata. Na zawsze. Pod wpływem gniewu rzuciłam się na oprawcę. Ciskałam w niego złotymi kulami, przepełnionymi moim bólem i gniewem. Używałam pełni sił ale nie przyniosło to skutku. Żołnierz bez trudu się do mnie zbliżył i tak jak wcześniej mojej matce, wymierzył mi policzek śmiejąc się. Nie zdążyłam się podnieć i ponownie poczułam uderzenie. Mimo, że katował mnie okrutnie, wiedziałam, że nie używa nawet połowy swojej siły. Byłam wściekła ale i bezbronna. Jdyne co mi pozostało, to wysłuchać ostatniej prośby matki i uciekać. Było mi wstyd. Nie chciałam jej zostawiać martwej, na tej zimnej posadzce ale kazała mi przeżyć. Wiedziałam, że muszę uciec, by kiedyś pomścić ją i pozostałych. Wysadziłam w powietrze kolumnę, która zawalając się zabrała ze sobą fragment sufitu. Moja matka, razem z oprawcą, zniknęła pod marmurem i pyłem. Wykorzystując chwilę słabości przeciwnika, biegłam ile sił w stronę wyjścia. Cały budynek stał w ogniu, na podłodze leżały ciała moich przyjaciół i sąsiadów. Unikając oprawców wydostałam się na zewnątrz. Biegłam nie oglądając się za siebie, wciąż mając przed oczami leżącą w kałuży krwi matkę. Ukryłam się pod wrakiem jakiegoś statku licząc, że tutaj nikt mnie nie znajdzie. Siedziałam i czekałam, aż to piekło dobiegnie końca, gdy zrobiło się cicho. Za cicho. Krzyki ustały i nawet wiatr wydawał się martwy. Niepewnie rozejrzałam się dookoła i to był mój błąd. Ktoś chwycił mnie za kostkę i wyciągnął spod wraku. Krzyczałam i próbowałam się wyrwać ale bez skutku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to obślizgły ogon.

-Kogo my tu mamy? -Freeza zbliżył się, jakby jego sługus złapał zająca, a on chciałby sprawdzić jak wygląda z bliska. -Nie wiesz, drogie dziecko, że nie ładnie jest uciekać z domu? Rodzice chyba muszą nauczyć cię dobrych manier. Oh... Zapomniałem... Kazałem ich zabić. -Po tych słowach wybuchł przeraźliwym śmiechem a mi, zakręciło się w głowie na samą myśl, że już nigdy nie zobaczę mamy i taty.

-Co z nią zrobimy? Może zabijmy jak resztę? Będzie tylko sprawiać problemy. -Freeza spojrzał na żołnierza po czym przeniósł spojrzenie na mnie i podrapał się po brodzie, myśląc o czymś intensywnie.

-Nie. Nie zabijemy jej. -Wszyscy spojrzeli na niego, jakby wiedzieli co zaraz powie. -Teraz to gatunek krytycznie zagrożony, a ja lubię kolekcjonować unikaty.

Trafiłam do zimnej celi, z której przez małe okienko widziałam planetę Vegeta. Ostatni raz tu jestem i ostatni raz mogłam spojrzeć na dom, nim obrócił się w pył. Nie wiedziałam kto jeszcze przeżył ale cieszyłam się mimo wszystko, że nie tylko mi się udało. Nie wiedziałam jaki los mi zgotował Freeza ale wiedziałam, że nic gorszego niż utrata najbliższych nie może mnie spotkać. Jaka szkoda, że się myliłam.

If I could I'd get you the moon //Dragon BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz