⚝ Rozdział 44 ⚝

340 59 47
                                    

Wszystko zaczęło się tak nagle, że minął dłuższy moment, nim Hans zerwał się z krzesła. A zrobił to samą w porę, bo chwilę później wielki miecz Gallara wbił się w blat stołu, przecinając go w pół.

Szczur odskoczył w tył, wypchnął przed siebie dziwki, które darły się przeraźliwie. Oba draby zniknęły w całym zamieszaniu.

Olbrzym zrobił krok, ku wciśniętemu w kąt Hansowi, lecz drana nie pozwoliła mu na więcej. Naparła na niego, zasypując gradem ciosów. Miecze w jej rękach świszczały i cięły powietrze dookoła niego, chybiając tylko o cal. Gallar musiał przyznać sam przed sobą, że srogo się zadziwił. Widywał już kobiety parające się wojaczką, nie raz i nie dwa toczył z nimi walki, lecz nigdy żadna nie wytrwała z nim starcia dłużej, niż kilka uderzeń serca. Jego siła była zbyt przytłaczająca. Tymczasem odziana w czerń kobieta atakowała go tak szybko i zaciekle, że nie miał nawet szansy zaatakować, zmuszony do bezustannej obrony.

Ryknął, dając upust narastającej frustracji. Rozumiejąc, że w pojedynku na ostrza może ponieść klęskę, zmienił taktykę. Cofnął się w tył i zrobił zamach mieczem, lecz miast ciosu, kopnął przeciwniczkę w brzuch. Ta uskoczyła, jednak niedostatecznie szybko – noga, na którą przeniosła ciężar, nie była w stanie dostarczyć jej odpowiedniego wybicia. Runęła w tył i padła pomiędzy resztki zgruchotanego stołu. Nie miała nawet czasu jęknąć z bólu. Przetoczyła się po deskach i drzazgach, z niemałym trudem unikając potężnego ciosu, który, gdyby jej dosięgnął, przepołowiłby ją niechybnie.

Zerwała się z klepiska. Skrzyżowała ostrza, by zatrzymać nadlatującą klingę i aż stęknęła z wysiłku. Mężczyzna był nadzwyczaj silny i, co zaskakujące jak na taką posturę, szybki. W otwartym starciu drana nie mogła dorównać mu siłą. Lecz zwinnością już tak.

Wywinęła się spod ostrza, zaskakując tym Gallara. Miecz, niesiony impetem, zanurkował między deski podłogi, pozbawiając olbrzyma równowagi. Otrząsnął się jednak szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Wyszarpnął klingę z potrzasku i wziął potężny zamach. W tym samym momencie łydkę rozdarł mu ból. Zawarczał ze wściekłością, ale nie zachwiał się nawet, gdy drugie ostrze rozcięło udo. Odwrócił się na pięcie i z całym impetem obrotu, wyrzucił byczą rękę przed siebie. Pięść rypnęła kobietę w szczękę z siłą taranu.

Odleciała w tył, jak wystrzelony z kuszy bełt. Gdyby nie ściana, całkiem możliwe, że jeszcze chwila minęłaby, nim zaryłaby o ziemię. Z hukiem uderzyła o deski i osunęła się na klepisko bezwładnie, jak szmaciana lalka.

W pierwszej chwili Gallar pewny był, że ta nie żyje. Zaskoczyło go więc, gdy zwłoki jęknęły i skuliły się, jak pacnięty butem owad.

Dopiero wówczas olbrzym rozejrzał się po pomieszczeniu. W całym zamieszaniu nie zauważył nawet, że Hans zwiał. Po jego dziwkach też nie było śladu. Zacisnął zęby, z trudem powstrzymując falę gniewu, która zaczęła rozlewać się powoli po całym ciele. Ta żmija znów wypełzła mu z rąk, zadrwiła z niego i jego zemsty.

Słysząc jęk, podążył wzrokiem ku drżącemu ciału. Kobieta była ogłuszona. Choć instynktownie próbowała wstać, jej wzrok był pusty i nieobecny. Macała grunt wokół siebie, zapewne w nadziei, że znajdzie rękojeść któregoś z sejmitarów. Nie mogła wiedzieć, że te leżały zupełnie poza jej zasięgiem. Oddychała ciężko, łapiąc głośne, rzężące wdechy. Z ust skapywała zmieszana z krwią ślina.

Ruszył niespiesznie w jej stronę. Przeciwnik wyglądał na unieszkodliwionego. Śmierć była tylko formalnością.

Stanął nad nią wielki i niemal całkowicie spokojny. Choć w gniew wpadał nieprawdopodobnie szybko, równo łatwo przychodziło mu wyciszanie. Patrzył na nią, otępiałą i w gruncie rzeczy bezbronną, z dziwnym, niespotkanym dotychczas współczuciem. Ale nie ze względu na napuchniętą, siniejącą twarz, krwawiący nos, wybitego zęba, którego z trudem wypluła, być może połamanej szczęki czy prawdopodobnie pogruchotanych żeber. Współczuł jej poniżenia. I porażki.

Łowczyni: Zmierzch WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz