⚝ Rozdział 8 ⚝

842 134 95
                                    

Siedziała w kącie karczmy, skryta w półcieniu dębowych skosów. W iście imponującym tempie pochłaniała barani udziec, ciamkając i popijając grzańcem z wielkiego kufla. Nie przejmowała się manierami – oberża była niemal pusta i nie musiała obawiać się o swój wizerunek.

Wypolerowane przez Lu blaty odbijały blask wiszących wysoko świeczników, a jedynym co dało się słyszeć było brzęczenie tłustej muchy, która zaszywszy się w domostwie, nie zapadła w zimowy sen. Karczma była ciepła i przytulna. W kominku palił się ogień, nad którym wisiał gar smakowicie pachnącej polewki. Gdzieniegdzie dyndały pęki suszących się ziół oraz zbóż, których nie potrafiła rozpoznać. Te pierwsze pachniały ładnie, aż prosiło się o pajdę chleba z masłem ziołowym. Na drewnianej ławie, nieopodal paleniska, drzemał kot.

Drgnęła, gdy dobiegły ją ciche kroki i skrzypienie schodów. Nie przerwała posiłku. Dopiero, gdy kątem oka dostrzegła intruza, wypuściła udziec z dłoni i uniosła głowę znad talerza. Ich spojrzenia skrzyżowały się natychmiast.

– Proszę sobie nie przeszkadzać w posiłku – odezwał się obcy. Po krótkim wahaniu, skierował kroki ku stołowi wciśniętemu w najdalszym kącie sali.

– Liczę, że nie będzie miała pani nic przeciwko, jeśli się przysiądę.

Kiwnęła głową, przełykając to, co miała w ustach.

Nie dawała mu więcej niż trzydzieści, trzydzieści parę lat. Był całkiem interesujący z aparycji i intrygującego błysku w oku, który jednak kazał jej mieć się na baczności. Jasne, pogodne oczy przeszywały ją na wskroś.

– Dziękuję. Me miano Sewel Riss, kupiec. Przepraszam, że zakłócam spokój, ale doszły mnie słuchy, że w gospodzie gości łowca... Nie mogłem powstrzymać ciekawości i musiałem po prostu dać jej upust.

– Skąd podejrzenie, że to ja? – spytała, zdejmując kaptur.

– Nie sposób się pomylić – odparł obcy, siadając na przeciw i przyglądając się przez chwilę runom wytatuowanym pod oczami drany. – Wystarczy na panią spojrzeć, na pani czujną, pozornie spokojną, ale wciąż w gotowości postawę i nadzwyczaj płynne ruchy. Na symbol dranów, tak skrzętnie ukrywany przez panią pod kapturem, na czarny płaszcz i pierścień z czarnego złota. Gdyby zaś niespodziewanie zdecydowałaby się pani rozebrać, ujrzałbym na pani plecach wytatuowany herb Kharrenu... Mógłbym się chełpić do jutra swą spostrzegawczością, ale prawda jest taka, że usłyszałem fragment pani pogawędki z właścicielem tego urokliwego przybytku.

– Pańska wiedza iście budzi podziw. I szczere zdziwienie.

– Widzi pani, od zawsze interesowały mnie kwestie niecodzienne, paranormalne czy też... magiczne.

– Kiepskie sobie pan znalazł zainteresowania – mruknęła, unosząc kufel do ust i popijając oszczędnie. – Niebezpieczne.

– To prawda – przytaknął. – Uprawianie magii jest zakazane, a ciekawienie się nią grozi poważnymi konsekwencjami. Niemniej, mnie ona interesuje i ciekawi.

– Odradzam. Jak pan pewnie wie, wbrew wszystkim bajkom i mitom, nie istnieje coś takiego jak "dobra" czy "neutralna" magia, jest tylko czarna, ta zła, mówiąc prosto. Prędzej czy później wszyscy ciekawscy kończą jako magowie, czarnoksiężnicy z przerostem ambicji, by ostatecznie, gdy moc wymknie się spod kontroli i zawładnie nekromantą, przekształcić się w ogarnięte szałem potwory. Potwory gorsze nawet od frydrów.

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Twarz rozmówcy pozostawała bez wyrazu. – Mimo to moje zainteresowanie nie maleje. Powróćmy jednak do cechu, który pani reprezentuje, a który nadal pozostaje dla ludzkości tajemnicą. Nie, zanim pani coś powie, pozwolę sobie zaznaczyć, że nie idzie mi o trywialne opowiastki i ciekawostki, które znają wszyscy. Jest ich dosłownie kilka, w tym połowa to wymysły i wszystkie są mi znane, ja jednak pragnę dowiedzieć się czegoś, co mnie zaskoczy, czegoś czego nie wiem.

Łowczyni: Zmierzch WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz